Anna Morawiecka, siostra premiera Mateusza Morawieckiego, była fikcyjnie zatrudniana w trzebnickim urzędzie miasta (woj. dolnośląskie) - informują dziennikarze "Gazety Wyborczej" oraz "Nowej Gazety Trzebnickiej". Jak wynika z ich ustaleń, siostra szefa rządu nie pojawiała się w pracy, a fakt jej zatrudnienia miał być utrzymywany w tajemnicy.
Anna Morawiecka - jak wynika z ustaleń dziennikarzy "Gazety Wyborczej" i "Nowej Gazety Trzebnickiej" - była zatrudniona w urzędzie miasta w Trzebnicy. "W kwietniu i maju 2019 r. była to umowa-zlecenie, a od 3 czerwca do końca 2019 r. etat - 'pomoc administracyjna' w urzędzie miejskim" - informują dziennikarze.
Z artykułu dowiadujemy się, że siostra premiera dostawała w urzędzie 3305 złotych brutto, czyli około 2,4 tys. złotych miesięcznie. W tym samym czasie Anna Morawiecka była wicedyrektorką Wrocławskiego Domu Literatury.
Dziennikarze o zatrudnieniu siostry premiera
Praca w Trzebnicy - jak czytamy w artykule "Gazety Wyborczej" - miała być utrzymywana w tajemnicy. O zatrudnieniu mieli nie wiedzieć między innymi miejscowi radni. Pytany o sprawę burmistrz - jak przekazują dziennikarze - "przez kilka miesięcy milczał, albo kręcił w tej sprawie".
Dlaczego dziennikarze twierdzą, że Morawiecka pracowała na "fikcyjnym etacie"?
Jeden z ich informatorów miał przekazać, że siostra premiera nie była widywana w pracy i nie było jej na listach obecności. Kolejnym podnoszonym argumentem jest ten związany z tym, że siostra premiera pracowała w Referacie Kultury i Sportu - referacie utworzonym w 2019 r. Z dziennikarskich ustaleń wynika, że Morawiecka mogła być pierwszą osobą tam zatrudnioną.
W artykule cytowany jest też fragment wystąpienia pokontrolnego Najwyższej Izby Kontroli, która przyglądała się funkcjonowaniu ośrodków sportu i rekreacji w gminie Trzebnica. Kontrolerzy zwracali uwagę, że do dnia zakończenia kontroli 11 października 2019 r. nie został utworzony Referat Kultury i Sportu.
"W sierpniu 2019 r. przeprowadzono skutecznie nabór na stanowisko Kierownika Referatu Kultury i Sportu" - raportowała NIK. Z ustaleń Izby wynika, że chociaż Referat Kultury i Sportu był zapisany w Regulaminie Organizacyjnym trzebnickiego urzędu od 2017 r., ale jego tworzenie rozpoczęło się dopiero w 2019 r. - czyli wtedy, gdy w urzędzie zatrudniono Morawiecką.
Siostra premiera miała być zatrudniona na podstawie umowy-zlecenia, która została rozwiązana po dwóch miesiącach. Dziennikarze przekazują, że Anna Morawiecka na rzecz magistratu miała pracować przez 80 godzin miesięcznie. Potwierdzeniem wykonania zlecenia było zestawienie przepracowanych dni. Potem, 3 czerwca, Anna Morawiecka miała zostać zatrudniona na etat, który obowiązywał do końca 2019 r.
Autorzy artykułu przekazują, że poprosili trzebnicki magistrat o wykaz inicjatyw oraz listę działań koordynowanych przez Morawiecką. Urząd miał odpisać, że zbieranie materiałów zajmie około dwóch miesięcy.
Fakt, że w Trzebnicy pracowała Morawiecka, miał wyjść na jaw przypadkiem w 2019 r., kiedy do ratusza weszli funkcjonariusze z wydziału do spraw walki z korupcją. W 2021 r. zabezpieczone zostały komputery i dokumenty, a jedna z urzędniczek usłyszała zarzuty dotyczące przekroczenia uprawnień.
Według nieoficjalnych informacji "Gazety Wyborczej" zarzuty miał usłyszeć też sam burmistrz Trzebnicy, ale - jak przekazują autorzy artykułu - śledztwo zostało przekazane do innej prokuratury, a wcześniejszy referent został zdegradowany.
Anna Morawiecka odpowiada w mediach społecznościowych
Autorzy przekazują, że Anna Morawiecka "konsekwentnie unika odpowiedzi na pytania". Do sprawy odniosła się w mediach społecznościowych. Autorzy artykułu przytaczają fragment jej wpisu:
"Do moich obowiązków należało przede wszystkim inicjowanie i koordynowanie działań, mających na celu doprowadzenie do wykonania badań geologicznych i odwiertu potwierdzającego właściwości lecznicze wód geotermalnych. Kiedyś Trzebnica była uzdrowiskiem. Moim zadaniem było doprowadzenie do przywrócenia miastu tego statusu".
Do tej części odnieśli się autorzy artykułu. Poinformowali o stanowisku otrzymanym z magistratu w Trzebnicy w marcu 2023 r., z którego wynika, że certyfikatu, o którym wspomniała siostra premiera, wciąż nie ma. Nie wykonano również "ponownego odwiertu" źródła.
Wpis Anny Morawieckiej ukazał się jeszcze przed opublikowaniem artykułu. Anna Morawiecka podważa wiarygodność jego autorów, przekazując, że w sądzie toczy się sprawa z jej oskarżenia przeciwko redaktorom, którzy mieli "już wcześniej pozwolić sobie na niewybredne insynuacje".
Informację przekazaną przez dziennikarzy nazwała "odgrzewanymi kotletami". Z jej wpisu wynika, że w 2019 r. sama poprosiła, by burmistrz Trzebnicy nie przedłużał jej zatrudnienia ze względu na jej chorobę.
Premier: kalumnie i insynuacje
Premier Mateusz Morawiecki zapytany przez reportera TVN24 Sebastiana Napieraja o treść artykułu "Gazety Wyborczej" odpowiedział, że jeszcze go nie czytał. Zaznaczył jednak, że praca przez jego siostrę była "wykonywana rzetelnie, realnie".
- W świetle tego typu sytuacji, jeżeli zostały przedstawione, to zapewne strony się spotkają w sądzie i tam będzie można ostatecznie wykazać, jak było. Jak inaczej postępować wobec różnego rodzaju kalumnii i insynuacji? - pytał premier Morawiecki.
Oświadczenie Anny Morawieckiej ws. publikacji "Gazety Wyborczej"
"Z całą stanowczością oświadczam, że jest to oszczerstwo i pomówienie. Wielokrotnie mówiłam o swojej pracy w Trzebnicy i nigdy tego faktu nie ukrywałam. Trudno jednak udowadniać, że się robiło rzeczy, których KTOŚ NIE WIDZIAŁ i nie chce zobaczyć" - napisała Anna Morawiecka na Facebooku w dniu publikacji artykułu "Gazety Wyborczej". Wymieniła też "kilka spraw", którymi zajmowała się podczas pracy w urzędzie miejskim. I zapowiedziała, że w związku z artykułem wystąpi na drogę sądową.
Anna Morawiecka przesłała też oświadczenie Polskiej Agencji Prasowej. Jak podkreśliła, tekst zawierał "wiele nieprawdziwych informacji na mój temat". "Moja praca była jak najbardziej realna, zgodna z oczekiwaniami pracodawcy i udokumentowana" - wskazała w oświadczeniu. "Nie zajmowałam żadnego kierowniczego stanowiska, a moje wynagrodzenie wyniosło: a) Umowa zlecenie od 1.04 do 31.05.2019 r. łączne wynagrodzenie: 5927 zł. brutto czyli 2500 złotych miesięcznie netto; b) Umowa o pracę od 3 czerwca do 31 grudnia 2019 r. 3305 zł. brutto czyli 2419 złotych miesięcznie netto" - wskazała. "Ze wszystkich określonych wobec mnie obowiązków wywiązałam się zgodnie z umową. Moją pracę przerwała choroba nowotworowa" - dodała w oświadczeniu.
Źródło: Gazeta Wyborcza, TVN24, PAP