33-letni mężczyzna z miejscowości Zdiechov na południowym wschodzie Czech został we wtorek uśmiercony przez lwa, którego hodował.
Tragedia wydarzyła się na ogrodzonym wybiegu, gdzie trzymana była para lwów - dziewięcioletni samiec i trzyletnia samica. Ciało hodowcy Michala Praska odnalazł jego ojciec około godziny siódmej rano we wtorek. Zwierzęta zastrzelili policjanci z jednostki interwencyjnej z Brna. Według nieoficjalnych informacji, mężczyznę zaatakował samiec.
- Możemy potwierdzić, że na miejscu są martwy hodowca i dwa lwy. Po porozumieniu się policji z pracownikami zoo w Zlinie drapieżniki zastrzeliliśmy, co uznano za najbezpieczniejszy sposób wejścia na wybieg. Żaden z lwów nie wydostał się w trakcie incydentu poza wybieg, nie zaistniało zatem zagrożenie dla obywateli - powiedziała rzeczniczka policji kraju zlińskiego Lenka Javorkova.
Na hodowlę lwów w Zdiechovie służby weterynaryjne nie wyraziły zgody.
- Powodem był brak zezwolenia budowlanego na kwaterę z wybiegiem - wyjaśnił zastępca rzecznika Państwowego Zarządu Weterynaryjnego Petr Majer.
Hodował lwy od dawna
Choć hodowcę kilkakrotnie karano grzywnami, nie było prawnej możliwości odebrania mu lwów. W myśl czeskich przepisów interwencja służb weterynaryjnych jest dopuszczalna tylko w razie dręczenia zwierząt, czego w tym przypadku nie stwierdzono.
- To oczywiście smutne wydarzenie, nieszczęście, niemniej jednak hodowca wyszedł mu naprzeciw. Fachowcy zwracali mu uwagę, że hodowla jest ryzykowna - powiedział agencji CTK naczelnik gminy Zdiechov Tomasz Kocourek. Według niego zutylizowanie martwych lwów będzie kosztować gminę kilka tysięcy koron.
Jak podają media, lwu, który zabił Praska, zdarzyło się już zaatakować właściciela. Skończyło się to hospitalizacją mężczyzny.
Autor: dd/map / Źródło: PAP
Źródło zdjęcia głównego: Maxpixel (CC0)