W zalanej stolicy Tajlandii ludzie radzą sobie, jak tylko potrafią. Część z nich wpadła na pomysł zaadaptowania na tymczasowy dom betonowych bloków do budowy mostu kolejowego. Wewnątrz nich ponad 30 rodzin znalazła suchy kąt. Mieszkając w tych warunkach od miesiąca strają się stworzyć pozory normalnego życia.
Dowodem na to mogą być poczynania 50-letniego taksówkarza, Prasita Jankama, który na górnym poziomie bloku postanowił urządzić sypialnię oraz pokój dzienny.
Dzięki energii elektrycznej dostarczanej przez firmę budowlaną mieszkańcy "osiedla" mają w nocy światło. Tym, którym udało się wynieść z zalanych domów telewizory, mogą obejrzeć film. Do wygód należy zaliczyć także czystą wodę, toalety i łazienki.
Otoczeni wodą
Są też oczywiście minusy takiego życia. Kiedy zachodzi słońce, tysiące komarów nęconych światłem, rzucają się na ludzi. Nie ma ich przecież jak powstrzymać szyba czy drzwi, których zwyczajnie w betonowych blokach nie ma.
Ulice okalające "osiedle" są zalane. Mieszkańcy chcąc gdzieś dotrzeć, muszą przedzierać się przez rzekę wody.
Walka z czasem
Ludzie, którzy nie zostali zalani przez powódź, wkładają ogromny wysiłek w to, aby woda wędrowała korytami rzek i kanałów wprost do Zatoki Tajlandzkiej.
W zachodnim Bangkoku ludzie toczą bitwę z czasem. Miliony metrów sześciennych wody powodziowej starają się skierować do morza.
Muszą działać sami
Nie udało się uratować dzielnicy Bang Bon. Zalane zostały domy i ulice, w tym jedna z głównych. Dziesięć pomp elektrycznych i ponad 100 worków z piaskiem zostało wykorzystanych do zabezpieczenia 200 domów.
Mieszkańcy postanowili zrzucić się na zakup nowych pomp. Pobliskie kanały wciąż patrolują ochotnicy. Robią to wszystko sami, bo władze zostawiły ich bez pomocy. Mieszkają około kilometra od Rama II Road, głównej drogi łączącej Południową Tajlandię ze stolicą.
Autor: usa/ms / Źródło: APTN