Odkryta kilka dni temu asteroida 2013 TV135 wywołuje niemałe zamieszanie. Istnieje prawdopodobieństwo, że za 19 lat uderzy w naszą planetę. Czy potężny, mający 400-metrów długości głaz trafi w Ziemię oraz czy jest szansa, żeby się przed tym ustrzec? Na te pytania odpowiada Jerzy Rafalski - astronom z toruńskiego planetarium.
Według najbardziej czarnych scenariuszy, ogromna planetoida już w 2032 roku doprowadzi do zagłady naszej planety. Jednak Jerzy Rafalski uspokaja i tłumaczy, że prawdopodobieństwo uderzenia asteroidy w Ziemię jest niewielkie.
- Jak my się lubimy bać. To troszeczkę tak, jakbyśmy byli w drewnianym budynku i bali się, że cegła nam na głowę spadnie. Bez przesady. Szansa uderzenia jest dzisiaj oceniana na mniej więcej na 1 do 60 tys. Śpijmy spokojnie - wyjaśnia naukowiec.
Zaszkodzi nam pył?
Naukowcy podają, że bardzo prawdopodobne jest, że asteroida przeleci obok naszej planety, w odległości 1,7 mln km. Wielkość tej asteroidy jest nieznaczna w stosunku do Ziemi. Nasuwa się więc pytanie, czy tak naprawdę wpłynęłaby ona w jakikolwiek sposób na życie na Błękitnej Planecie?
- Tak, mogłoby się dostać dużo pyłu do atmosfery, który by się rozprzestrzenił - dodaje naukowiec. - Myślę, że możemy spać spokojnie, chociaż faktycznie trzeba monitorować kosmos i bardzo dobrze, że naukowcy cały czas oglądają nocne niebo w poszukiwaniu tych okruchów, które mogłyby nam zagrozić - powiedział.
Rosjanie nas obronią
Jednak jeśli w 2028 roku rzeczywiście okazałoby się, że asteroida jest szczególnie niebezpieczna i naprawdę zagraża naszej planecie, w jaki sposób można byłoby ochronić Ziemię przed niebezpiecznymi obiektami z kosmosu? Na razie nie opracowano żadnego konkretnego działania, ale Rafalski tłumaczy, że dobrym pomysłem byłaby na przykład zmiana jej trajektorii.
- Można by wysłać jakąś rakietę z sondą lub czujnikiem, przyssać się, włączyć silnik rakietowy i leciutko odsunąć tę planetoidę. A może laserem z Ziemi strzelić wprost planetoidy, nie rozbijać jej, bo kawałki przecież dalej polecą podobnym torem, ale lekko podgrzać jej powierzchnię, uruchomić silnik rakietowy i odsunąć planetoidę - wyjaśnił Rafalski.
Pomysł brzmi niczym sceny z amerykańskiej produkcji "Armageddon", jednak dopiero za 19 lat okaże się czy wykorzystanie go będzie koniecznością.
Niezwykle pocieszające są również słowa rosyjskiego wicepremiera, który napisał wczoraj na jednym z portali społecznościowych, że - ochrona naszej planety jest nadrzędnym celem rosyjskiej kosmonautyki. Czy to oznacza, że w razie niebezpieczeństwa Rosjanie nas ochronią?
Autor: kt/map / Źródło: tvn24
Źródło zdjęcia głównego: Shuttercstock