Śnieżyca uderzyła przed świętami we wschodnie regiony USA, najbardziej ucierpiało miasto Buffalo w stanie Nowy Jork. Jak opowiadał na antenie TVN24 BiS profesor Kazimierz Braun, Polak mieszkający tam, "katastrofa" ta trwa już piąty dzień. - Coś takiego wydarza się raz na pokolenia - ocenił.
Potężna śnieżyca nawiedziła wschodnią część USA. Najbardziej ucierpiał region miasta Buffalo w stanie Nowy Jork, leżący na skraju jeziora Erie w pobliżu granicy z Kanadą. W wyniku gwałtownej pogody zginęło tam kilkadziesiąt osób.
- To jest katastrofa, tutaj się mówi, że coś takiego wydarza się raz na pokolenie. Nam się coś takie nie zdarzyło od 30 lat mieszkania w tym miejscu - powiedział we wtorek na antenie TVN24 BiS w programie "Dzień na świecie" profesor Kazimierz Braun, Polak mieszkający w Buffalo, emerytowany wykładowca New York University i Uniwersytetu Wrocławskiego. Dodał, że katastrofa ta trwa już piąty dzień, czasami nie ma prądu. - Mamy szpitale, wprawdzie mają one swoje generatory prądu, ale brakuje tam jedzenia dla personelu i pacjentów - mówił.
>>> CZYTAJ WIĘCEJ: Śnieżyce w USA. Przybyło ofiar śmiertelnych
USA sparaliżowane przez śnieżyce
Jak powiedział profesor Braun, w mieście Buffalo nadal obowiązuje zakaz poruszania się samochodami.
- U nas, na dalekich przedmieściach miasta Buffalo, mamy odśnieżone ulice, ale dopiero dzisiaj to się stało. Natomiast nasz podjazd do garażu, który umożliwia wyjazd, jest nadal nieoczyszczony (ze śniegu - przyp. red.). My nie możemy wyjechać z domu - mówił profesor Braun. Dodał, że śnieżycy już nie ma, śnieg nie pada, ale cały czas panuje mróz. - Drogi są powoli oczyszczane, słyszałem o tym, że jutro ma być lepiej, więc wszystko będzie na pewno powoli wracało do normy - mówił. Na zdjęciach i nagraniach z Buffalo można dostrzec wielkie zaspy śniegu. - Śniegu jest przeszło pół metra, w niektórych miejscach jeszcze więcej - relacjonował Braun.
Jak wyglądały święta w zasypanym Buffalo? Profesor powiedział, że wraz z żoną spędził je z córką i wnuczkami, które mieszkają względnie blisko nich. Mówił, że pokonanie tej odległości na piechotę - z jednego domu do drugiego - zwykle trwa około ośmiu minut, a teraz córce i dzieciom zajęło około pół godziny. - One szły, wręcz brnęły przez ten śnieg - opowiadał. Profesor mówił też, że z powodu gwałtownej pogody zamknięto kościoły.
Śnieżyca spowodowała, że doszło do wielu wypadków na drogach. Jak opowiadał Braun, pogoda zmieniła się w kilku minut. - Niestety ludzie wykazali lekkomyślność, było sporo wypadków, to dotknęło tych, którzy wybrali się w jakąś podróż, dłuższą czy dalszą - mówi Polak. - Niektórych ludzi ta pogoda przyłapała na drogach - dodał.
Źródło: TVN24 BiS, tvnmeteo.pl