Na Białorusi nie ma schronisk dla bezdomnych zwierząt. Jak opowiadają białoruscy wolontariusze funkcjonują tam tylko czasowe punkty przetrzymań, nazywane "umieralniami". Do nich właśnie trafiają bezdomne zwierzęta. Jeśli w ciągu pięciu dni od chwili ich złapania, nie zgłosi się właściciel lub nie znajdzie się nowy, zwierzę jest zabijane - bite, tłuczone łopatą, zakopywane żywcem.
Liczbę bezdomnych psów i kotów na Białorusi trudno określić, ale ginie ich z roku na rok coraz więcej. - Na Białorusi, w kodeksie postępowania administracyjnego za okrucieństwo wobec zwierząt przewidziano karę do 15 dni aresztu albo grzywnę w wysokości do 100 tys. białoruskich rubli (to ok. 200 zł - red.) - informują obrońcy praw zwierząt.
Mimo iż białoruskie organizacje walczą o prawa zwierząt w ich kraju, sytuacja niewiele się zmienia. Próby przyjęcia ustawy o obronie praw zwierząt były podejmowane już kilkukrotnie. Bez efektów.
Decyzja mogła być tylko jedna
Informacje o brutalności wobec psów docierają do polskich organizacji walczących o prawa zwierząt.
- Od dłuższego czasu nie daje nam spokojnie spać los psów z Białorusi. Zaczęliśmy otrzymywać zdjęcia psiaków przechowywanych w tzw. "umieralniach". Były wstrząsające, długo się zastanawialiśmy, czy jeżeli w Polsce istnieje problem ochrony zwierząt, to czy również zacząć pomagać zwierzętom maltretowanym, bitym, głodzonym właśnie w Białorusi - mówi Ewa Gebert z gdyńskiego OTOZ Aniamals.
Jak przekonuje, decyzja mogła być tylko jedna. - Chcemy na stałe zaangażować się w pomoc tym biednym czworonożnym emigrantom z Białorusi - deklaruje.
Wolontariusze OTOZ Animals ściśle współpracują w tym zakresie z z wolontariuszkami z Białorusi. - Zwierzęta są zabierane z "umieralni" w Białorusi, są szczepione, odbywa się kwarantanna i po tym okresie zwierzęta są przywożone do naszej siedziby OTOZ Animals w Bojanie na Pomorzu. Tutaj przechodzą kolejną kwarantannę i dopiero z dokumentami, z książeczką zdrowia szukamy im nowych domów - opowiada Gebert.
Według Gebert, brutalność z jaką traktuje się bezdomne zwierzęta za nasza wschodnią granicą jest przerażająca. - Zwierzęta na Białorusi mają maksymalnie 5 dni żeby móc znaleźć nowy dom, po tym czasie nikt tam o humanitarnej eutanazji nawet nie myśli, ma mowy o adopcji. I w takiej sytuacji kiedy stoimy przed możliwością, że te zwierzęta zostaną po prostu zabite siekiera albo łopatą, a dostajemy zdjęcia psiaków z białoruskiej "umieralni", odpowiedź jest dla nas oczywista - cierpienie nie zna granic i na pewno znajdziemy im tu nowe cudowne domy - przekonuje.
18 psów znalazło w Polsce nowy dom
Do tej pory do Polski przyjechało już 20 psów, z czego 18 znalazło nowych właścicieli. - Były bardzo łagodne, grzeczne i całkowicie oddane człowiekowi - przekonują ich opiekunowie. Dwa nadal czekają na nowy, przyjazny dom. Psiaki można zobaczyć i adoptować w Bojanie, pod Gdynią.
Na Białorusi wciąż jest mnóstwo psów, którym trzeba pomóc, ale wszytko kosztuje. Sprowadzenie jednego czworonoga, w zależności od jego stanu zdrowia, to koszt około 1-2 tys. zł. - Musimy opłacić komplet szczepień, chipów, paszportów i zabiegi sterylizacji. Potrzebujemy funduszy na opłacenie transportu psów do Polski - tłumaczą wolontariusze OTOZ Animals.
Dodatkowo w siedzibie potrzeba nowych pomieszczeń dla zwierząt, a koszt budowy jednego kojca wraz z zakupem bud to 4 tys. zł.
Polscy obrońcy praw zwierząt pomagają psom z Białorusi
Brakuje schronisk, lekarzy, przepisów
Szefowa gdyńskiego OTOZ Animals przekonuje, że, aby poprawić sytuację na Białorusi niezbędne są zmiany systemowe, prawne.
- Mam wrażenie, że problem bezdomności zwierząt i problem znęcania się nad zwierzętami w Polsce nie jest już tak dramatyczny, jak za wschodnią granicą. W Polsce mamy ustawę o ochronie praw zwierząt, mamy schroniska dla bezdomnych zwierząt, lepsze lub gorsze, a na Białorusi tak naprawdę nie ma nic. Nie ma przepisów i brakuje lekarzy weterynarii, którzy mogliby leczyć zwierzęta w białoruskich przechowalniach - ocenia.
"Jak zobaczyłam zdjęcia Mony to wiedziałam, że to będzie mój pies"
Pani Anna Brańczyk z Wrocławia jest jedną z osób, które zdecydowały się na adopcję psa z Białorusi. - Weszłam na stronę i jak zobaczyłam zdjęcia Mony, wiedziałam, że to będzie mój pies - śmieje się.
Jak mówi, Mona jest bardzo przestraszonym psem, boi się wszystkiego, a najbardziej chyba człowieka. - Jakikolwiek bliższy kontakt wywołuje u niej wielki stres. Musiała przeżyć ogromną traumę. Być może widziała nawet, jak mordowano w przechowalni inne psy - dodaje.
Według niej niestety, zbyt mało mówi się o tym, jak wygląda życie białoruskich psów i że tak naprawdę giną w potwornych męczarniach. Większość nie znajduje domów, więc ich los ma tragiczny finał.
- U nas w Polsce są tacy ludzie co chcą pomagać. Wydaje mi się, że każde życie jest warte, by je ratować, nieważne, czy to pies z Białorusi, Polski czy Chin - mówi Anna Brańczyk, która zdecydowała się przygarnąć Monę.
Adoptowała psa z Białorusi
Jeśli chcielibyście nas zainteresować tematem związanym z Waszym regionem - czekamy na Wasze sygnały/materiały. Piszcie na Kontakt24@tvn.pl.
Autor: Wioleta Stolarska, Karolina Wienskiel / Źródło: TVN24 Pomorze
Źródło zdjęcia głównego: OTOZ Animals