Przegląd prasy: Samotna matka zachorowała, więc zabrali jej pieniądze dla syna

Dwa i pół miliarda złotych w ramach linii kredytowej dla Zakładu Ubezpieczeń społecznych. Jak mówi prezes ZUS w tym roku zaplanowano kredyty w sumie na kwotę 5 i pół miliarda złotych. Jednocześnie uspokaja, że są to elementy płynnościowe, a nie zabezpieczające.
"Ktoś ukarał nas za to, że zachorowałam"
Źródło: tvn24
Matka niepełnosprawnego Bartka dwa lata temu dowiedziała się, że choruje na raka. W związku z chorobą otrzymała orzeczenie o czasowej niepełnosprawności. Urzędnicy z Gdańska uznali, że skoro pani Beata sama jest niepełnosprawna, to nie może opiekować się niepełnosprawnym dzieckiem i... odebrali świadczenie pielęgnacyjne.

O sprawie informuje "Gazeta Wyborcza".

Pani Beata otrzymywała świadczenie pielęgnacyjne na opiekę nad autystycznym synem w wysokości około 700 zł miesięcznie. Choć kwota nie robi wrażenia, to - jak podkreśla pani Beata - dla niej i jej dziecka było to sporo.

"Ktoś ukarał nas za to, że zachorowałam"

Od roku musi sobie radzić bez tych pieniędzy. Odebrali je urzędnicy z Miejskiego Ośrodka Pomocy Rodzinie w Gdańsku, powołując się na przepis mówiący, że osoba niepełnosprawna nie może się opiekować inną osobą niepełnosprawną.

- Poczułam się tak, jakby ktoś nas ukarał za to, że zachorowałam na raka. Znalazłam się w potrzasku. Z jednej strony nie mogę podjąć pracy, bo jestem chora, a Bartek potrzebuje opieki 24 godziny na dobę. Z drugiej jednak nie mamy z czego żyć - powiedziała pani Beata dziennikarzom "GW".

- Nie rozumiem takiego prawa, które nie pozwala matkom niepełnosprawnych dzieci zachorować -dodała.

Świadczenie tylko dla aktywnych zawodowo

Urzędnicy MOPR zdają sobie sprawę z tego, że pani Beata i jej syn potrzebują pomocy. Podkreślają jednak, że świadczenie pielęgnacyjne jest skierowane dla osób sprawnych, które poświęcają swoją pracę ze względu na dziecko.

- Rozumiemy trudną sytuację pani Beaty, ale zgodnie z obowiązującym prawem nie mogliśmy przyznać jej świadczenia pielęgnacyjnego - zapewnił Arkadiusz Kulewicz, rzecznik MOPR. - Osoba, która ma orzeczony znaczny stopień niepełnosprawności, nie tylko nie jest w stanie pracować zawodowo, ale sama wymaga opieki. Dlatego pomagamy takim osobom, np. przyznając usługi opiekuńcze - dodał.

Efektem decyzji urzędników MOPR jest to, że pani Beata z synem żyją za mniej niż 500 złotych miesięcznie. - Wystarcza na opłacenie rachunków. Otrzymałam też kilka razy jednorazową pomoc od MOPR-u, ale to kropla w morzu potrzeb. Tak naprawdę to, że nie zginęliśmy, zawdzięczamy tylko pomocy życzliwych ludzi i rodziny - powiedziała pani Beata.

Mogłaby pracować?

Zdaniem pytanego przez dziennikarzy gazety adwokata Krzysztofa Szocika, MOPR wcale nie musiał pani Beacie odbierać świadczenia.

- Warto zauważyć, że mimo swojej choroby Pani Beata pełni jednak rolę opiekuna. Można więc założyć, że hipotetycznie taką role mogłaby pełnić gdzie indziej odpłatnie, choćby na niewielką część etatu - zauważył adwokat.

Jednak Pani Beata nie podejmuje takiego zatrudnienia, gdyż pełni rolę opiekuna nad swoim własnym synem. Co więcej, nie jest wykluczone, że nawet osoba o znacznym stopniu niepełnosprawności mogłaby czasem wykonywać pracę w specjalnych warunkach pracy chronionej - podkreślił.

Odwołanie rozpatrują od roku

Samotna matka odwołała się od decyzji o odebraniu jej świadczenia do Samorządowego Kolegium Odwoławczego już w październiku ubiegłego roku, jednak do tej pory nie otrzymała na nie odpowiedzi.

Prezes SKO wyjaśniła, że procedura trwa tak długo, bo kolegium jest zawalone sprawami i cierpi na niedobór pracowników. - Sprawą pani Beaty zajmiemy się w listopadzie - zapewniła Dorota Jurewicz, prezes SKO w Gdańsku.

Jeśli chcielibyście nas zainteresować tematem związanym z Waszym regionem, pokazać go w niekonwencjonalny sposób - czekamy na Wasze sygnały/materiały. Piszcie na Kontakt24@tvn.pl.

Autor: md/i / Źródło: Gazeta Wyborcza

Czytaj także: