Podczas rozbudowy ulicy Kościelnej w Luzinie (woj. pomorskie) archeolodzy odkryli szczątki około 475 osób. Część zmarłych pozbawiono głów, w szczękach umieszczono monety, a szkielety obciążono kamieniami bądź cegłami. Zdaniem ekspertów wskazuje to na tzw. praktyki "antywampiryczne".
Trzy miesiące temu, podczas rozbudowy ulicy Kościelnej w Luzinie (woj. pomorskie), firma budowlana natknęła się na ludzkie szczątki. O sprawdzenie znaleziska poproszono archeologów, którzy przyznają, że dokonane odkrycie zaskoczyło ich swoją skalą.
W pobliżu kościoła św. Wawrzyńca ujawniono szczątki około 475 osób oraz niezliczone kości luźne, pochodzące z likwidacji wcześniejszych grobów.
Jak podkreśla Maciej Stromski, archeolog z firmy Detekt, który pracuje przy wykopaliskach, prawdopodobnie ich liczba jeszcze się zwiększy, bo to nie koniec badań. Gdy tylko prace archeologiczne dobiegną końca, szczątki zostaną pochowane ponownie na terenie przykościelnym.
Według szacunków archeologów, na cmentarzu luzińskim grzebano zmarłych od średniowiecza do końca XIX wieku. Ich zdaniem, sposób pochówku ok. 20-30 procent z nich wskazuje na stosowanie tzw. praktyk "antywampirycznych" i rzuca nowe światło na historię dawnych obrzędów i zwyczajów ludowych w regionie.
- Praktyki te polegały m.in. na wkładaniu do grobów fragmentów cegieł lub kamieni oraz monet w usta zmarłych. Wszystko to po to, aby po śmierci nie mogli oni wrócić do świata żywych. Te cegły bądź kamienie miały go przygnieść, unieruchomić w trumnie. Moneta była dawana natomiast po to, aby - gdy zmarły obudzi się trumnie, miał po prostu jakieś zajęcie - mógł ją ssać lub gryźć - tłumaczy Stromski.
W całej Europie przez wieki "opracowano" wiele metod "unikania" powrotu wampirów zza grobu. Do trumny wsypywano mak czy też w pobliżu ciała zmarłego umieszczano np. czosnek, krucyfiks albo wodę święconą. Bardziej ekstremalne metody obejmowały np. wbijanie w serce drewnianego kołka, palenie szczątków czy używanie stalowych prętów do zamykania "wampirów" w mogiłach.
Inną szczególną formą tzw. praktyk "antywampirycznych" były również dekapitacje.
- Wierzono, że jeżeli w danej rodzinie ktoś umarł, a niedługo po pogrzebie umierali krewni, nabierano przekonania, że ten człowiek stał się upiorem i pociągnie za sobą do grobu kolejnych członków rodziny. Jedyną skuteczną metodą według wierzeń ludowych było rozkopanie mogiły i ścięcie głowy zmarłemu. Następnie układaną ją w nogach, aby zmarły nie mógł już po nią sięgnąć. Z ciekawych przykładów mamy pochówek kobiety, która została zdekapitowana, a na jej miednicy ułożono czaszkę dziecka. Ciężko jest nam go wytłumaczyć. Takie przypadki są znane z literatury etnograficznej, ale teraz mamy także materialne potwierdzenie tego typu praktyk pogrzebowych - podkreśla archeolog.
Praktyki "antywampiryczne" przetrwały do lat 90.
Dodaje, że istniały pewne sygnały, które mogły świadczyć o tym, że ktoś ma szansę stać się "wieszczym", czyli formą pośmiertnej egzystencji człowieka, zbliżoną do wampira bądź upiora.
- Mogły świadczyć o tym np. nietypowe cechy fizyczne, jak fakt urodzenia w tzw. czepku, specyficzne, np. choleryczne usposobienie bądź też inne, niewytłumaczalne w tamtych czasach zjawiska. W przypadkach kiedy np. ręce zmarłego samoistnie osunęły się w trumnie bądź jego twarz nabrała czerwonej barwy, dawało to jego bliskim sygnał, że zmarły może być niebezpieczny i może zechcieć wrócić do świata żywych - mówi Stromski.
Jak podkreśla, ostatnie znane przypadki praktyk "antywampirycznych" zostały odnotowane przez ks. Jana Perszona w latach 70. na cmentarzu na gdańskim Srebrzysku. Według relacji zebranych przez duchownego, podobne praktyki były kultywowane jeszcze w latach 90.
Źródło: TVN24
Źródło zdjęcia głównego: Detekt Usługi archeologiczne