Gdy kolejni koledzy w Sejmie pytali Henrykę Krzywonos-Strycharską, czy noszone przez nią turbany to modny dodatek w stylu retro, posłanka nie wytrzymała i wyjaśniła w mediach społecznościowych, że cierpi na chorobę nowotworową. W sierpniu polityczka dowie się, jakie są jej rokowania. O swojej chorobie opowiedziała w "Dzień Dobry" TVN.
Posłanka przewróciła się 25 stycznia w Sejmie, gdy odbierała zaświadczenie o szkoleniu. Spadła z ostatnich dwóch schodów i upadła na posadzkę. Pojechała do szpitala na badania. Gdyby nie ten wypadek, podczas którego złamała żebro, Henryka Krzywonos-Strycharska mogłaby jeszcze długo nie wiedzieć, że nowotwór zaatakował jej płuca. To wyszło na jaw podczas prześwietlenia.
Obecnie Krzywonos-Strycharska zakończyła już chemioterapię i czeka na rokowania. O tych lekarze mają jej powiedzieć w sierpniu. To już trzeci nowotwór, z którym walczy opozycjonistka z czasów PRL. Podczas rozmowy w "Dzień Dobry" TVN posłanka podkreślała, że jest przekonana, że wszystko będzie dobrze. Wyjaśniła też, co sprawiło, że zaczęła głośno mówić o swojej chorobie.
- To nie były żadne komentarze w internecie, tylko koledzy w Sejmie. Myśleli, że to takie fajne, kiedy będą mówili, że to styl lat sześćdziesiątych. (...) Gdyby to był jeden kolega, to byłoby ok, drugiego bym jeszcze zdzierżyła, ale przyszedł trzeci, więc nie wytrzymałam. Napisałam oficjalnie, że jest to rak - tłumaczyła Henryka Krzywonos-Strycharska.
O chorobie polityczka poinformowała w mediach społecznościowych. "Ciągle ostatnio słyszę pytania, skąd to nakrycie głowy u mnie, czy się stylizuję na sześćdziesiąte lata. Dlatego też odpowiadam, że to nie moda, tylko rak. Tak, walczę z tą ciężką chorobą, nie rozczulam się nad sobą, pracuję i nie poddaję się" - napisała. I dodała: "Dzisiaj rak, to nie wyrok".
"Mamy możliwość walki o siebie"
Krzywonos-Strycharska nie tylko walczy o swoje zdrowie, ale także pomaga innym osobom, które zmagają się z nowotworem. Jak przyznała, po otrzymaniu diagnozy była przerażona. Dlatego rozumie, co przechodzą inni chorzy.
- Piszę i mówię im z całą stanowczością, że to jest bardzo ważna rzecz, żeby się nie martwili. Bo to już połowa sukcesu, połowa leczenia. To, że mamy w głowie, że jest wszystko w porządku. Musimy to porównać do tego, że wychodzimy z domu, uderza w nas samochód i już nas nie ma. Tutaj mamy możliwość walki o siebie - wyjaśniła gościni "Dzień Dobry" TVN.
Krzywonos-Strycharska zaznaczyła też, że wsparcie udzielane chorym jest nieocenione, ale nie powinno być przytłaczające. - Z miłości można też zagłaskać człowieka - podkreśliła posłanka.
Mąż posłanki: nagle wyobraziłem sobie, że przy mnie może nie być Henryki
O strachu związanym z chorobą mówił też towarzyszący posłance mąż. Krzysztof Strycharski przyznał, że diagnoza żony nim wstrząsnęła.
- Nagle wyobraziłem sobie, że przy mnie może nie być Henryki. Jesteśmy 35 lat ze sobą właściwie non stop. Razem pracujemy, mieszkamy, wychowaliśmy 12 dzieci. Mamy 18 wnuków. Dzisiaj dla mnie życie bez Heni to koniec świata. (...) Nagle się dowiaduję, że jest nowotwór płuc i strach - mówił mąż posłanki. I dodawał: - Na szczęście Henię leczy, jak prywatnie to nazywam, "trzech muszkieterów onkologii": profesor Jacek Jassem, profesor Rafał Dziadziuszko i profesor Witold Rzyman.
Krzysztof Strycharski podkreślił, że chociaż jego żona jest otoczona świetną opieką, to nie jest specjalnie traktowana. - Jako jeden ze współmałżonków pacjentów odczuwam, jak ważne jest podejście lekarzy, ich empatii, w stosunku do rodzin pacjentów - tłumaczył Strycharski.
ZOBACZ W TVN24 GO: Usłyszała, że ma trzy miesiące. "Powiedziano: proszę odstawić szpilki, nie pójdzie pani w góry"
Źródło: Dzień Dobry TVN, tvn24.pl
Źródło zdjęcia głównego: Dzień Dobry TVN, prod. TVN, 2022