Zagubione przez plażowiczów materace czy pozostawione przez nieodpowiedzialnych surfurów, kitesurferów i windsurferów deski oraz żagle stwarzają realne zagrożenie na wodach Zatoki Gdańskiej – alarmują ratownicy wodni. Ucierpieć mogą nie tylko plażowicze, ale i budżet WOPR - koszty akcji związanych z wolnopływającym sprzętem to tysiące złotych.
Plaże w Trójmieście, a szczególnie w Sopocie są jednymi z najbardziej obleganych w Polsce. Ratownicy podczas sezonu letniego mają tutaj mnóstwo pracy. Jednak jak przyznają woprowcy wiele prowadzonych przez nich akcji to skutki nieodpowiedzialnych zachowań plażowiczów.
- Ostatnio znaleźliśmy spadochron i deskę. Rzadko się zdarza, że ludzie informują o tym, że coś zgubili, a dla nas deska czy tratwa wiąże się z człowiekiem, więc szukamy właściciela. Czasem przeszukujemy całą zatokę, a okazuje się, że deskę ktoś zgubił dzień wcześniej i już dawno jest w domu – mówi Janusz Maziarz z gdyńskiej Morskiej Służby Poszukiwania i Ratownictwa.
Jak podkreśla, poszukiwania zajmują mnóstwo czasu. - Potrzeba siły i środków, a czasem nawet angażowany jest śmigłowiec – dodaje.
"Nie zdają sobie sprawy jakie to koszty"
Koszt takiej jednorazowej akcji to nawet kilkanaście tysięcy złotych. Ratownicy, którzy i tak zmagają się z problemami finansowymi, mówią o tym, że problem z pozostawionym czy zagubionym sprzętem jest bardzo powszechny.
– Całkiem niedawno jedna z pań, która zorientowała się, że wyłowiliśmy jej zagubiony materac, bardzo serdecznie podziękowała nam za jego odnalezienie. Nikt nie zdaje sobie jednak sprawy, jakie to są dla nas koszty. Z pewnością traci na tym również bezpieczeństwo plażowiczów, bo poszukiwania zajmują wiele czasu i angażują potrzebnych na kąpieliskach ratowników – alarmuje Marcin Burda, prezes sopockiego WOPR-u.
Poszukiwania właściciela deski
Od początku sezonu sopoccy woprowcy oraz ratownicy SAR-u odnotowali już kilkadziesiąt tego typu zdarzeń.W ubiegłym tygodniu dwie jednostki SAR-u, 4 jednostki WOPR-u oraz straż pożarna zaangażowały się w poszukiwanie właściciela deski pozostawionej nad Bałtykiem. - Jak się okazało mężczyzna o zgubie nikogo nie powiadomił, a na dryfujący sprzęt natrafił jeden z przemierzających zatokę kutrów. Poszukiwania trwały kilka godzin – informują ratownicy.
Podobnych przykładów jest jednak znacznie więcej, a największe zagrożenie dla morskiej żeglugi stanowią dryfujące żagle. Silny wiatr, prądy morskie i wysokie fale sprawiają, że za przedmiotami trzeba niekiedy przemierzyć kilometrowe odległości.
Pełna mobilizacja
W akcje na Zatoce Gdańskiej zaangażowane były cztery łodzie ratownicze oraz statek ratowniczy Morskiej Służby Poszukiwania i Ratownictwa (SAR). Dodatkowo trzykrotnie startował śmigłowiec Marynarki Wojennej, raz też poderwano samolot patrolowy MW.
Mimo akcji poszukiwawczej, windsurferów ani sprzętu nie odnaleziono. Jak się później okazało, jeden ze świadków miał widzieć, jak 20-latek pakuje wypożyczony sprzęt do samochodu i odjeżdża.
Jeśli chcielibyście nas zainteresować tematem związanym z Waszym regionem, pokazać go w niekonwencjonalny sposób - czekamy na Wasze sygnały/materiały. Piszcie na Kontakt24@tvn.pl.
Autor: ws / Źródło: TVN24 Pomorze
Źródło zdjęcia głównego: tvn24