Zderzenie "galeonu" z jachtem na Motławie. Kierujący statkiem miał ograniczoną widoczność

Ujęcie z monitoringu na 3 sekundy przed kolizją
Ujęcie z monitoringu na 3 sekundy przed kolizją
Źródło: PKBWM

Ograniczona widoczność przed dziobem "galeonu", niedziałający sprzęt monitorujący i zatrzymanie jachtu w krytycznym momencie oraz brak użycia trąbki sygnałowej mogły przyczynić się do wypadku, do którego w maju ubiegłego roku doszło przy gdańskim Polskim Haku. To wnioski z raportu Państwowej Komisji Badania Wypadków Morskich, opublikowanego w rocznicę kolizji.

Przypomnijmy, że do zderzenia statku turystycznego Lew, stylizowanego na XVII-wieczny galeon oraz jachtu motorowego Anna doszło 7 maja ub.r. przy gdańskim Polskim Haku (cypel przy ujściu Motławy do Martwej Wisły).

Przewożący około 60 pasażerów Lew, powracający z przystani przy półwyspie Westerplatte, staranował mniejszą łódź, która została w znacznym stopniu uszkodzona i wywróciła się do góry dnem. Dwuosobowa załoga Anny została wydobyta z wody przez załogę innej jednostki i przekazana pod opiekę Zespołu Ratownictwa Medycznego.

Jach Anna po wypadku
Jach Anna po wypadku
Źródło: PKBWM

Widocznym śladem kolizji na statku Lew była jedynie zdrapana farba na niewielkim odcinku dziobnicy.

"Turyści zbagatelizowali sygnały"

Według ustaleń raportu Państwowej Komisji Badania Wypadków Morskich, opublikowanego dokładnie w rocznicę kolizji, załoga Anny miała ocenić odległość do widocznego z prawej burty Lwa jako "wystarczającą do bezpiecznego przepłynięcia przed jego dziobem". W celu ograniczenia ryzyka ewentualnego zderzenia i szybszego przepłynięcia przed płynącymi w kierunku obrotnicy statkami, osoba kierująca Anną zdecydowała się jednak "zwiększyć obroty silnika".

"W chwili zwiększania obrotów silnika nastąpiło jego niespodziewane zatrzymanie i po przepłynięciu inercją kilkunastu metrów jacht motorowy zatrzymał się i stanął w dryfie. Wysiłki załogi w celu ponownego uruchomienia silnika nie powiodły się" - czytamy w raporcie.

Zauważono w nim również, że załoga Anny nie wykorzystała "posiadanej na burcie trąbki sygnałowej znajdującej się w kabinie łodzi w celu zwrócenia na siebie uwagi sternika nadpływającego statku". Zamiast tego, widząc zbliżający się w ich kierunku statek, dawała rękoma znaki turystom, stojącym na pokładzie dziobowym Lwa, starając się w ten sposób zwrócić na siebie uwagę. Turyści zbagatelizowali je, sądząc, że to znaki pozdrowienia. Odpowiadali na nie podobnie, nie zdając sobie sprawy z istniejącego zagrożenia. 

W chwili, kiedy zderzenie stało się nieuniknione, pasażerowie zaczęli ostrzegać wołaniem kierującego statkiem, jednak było już za późno. Statek Lew bez zmiany prędkości oraz kursu uderzył w stojący w dryfie jacht motorowy Anna.

Dopiero po uderzeniu rozpoczął manewr silnikiem mający na celu zatrzymanie jednostki. W chwili uderzenia załoga jachtu wypadła za burtę, a kadłub jachtu dziobową częścią znalazł się pod kadłubem statku. 

Załoga miała ograniczoną widoczność

Twórcy raportu mają wątpliwość co do tego, czy budowa Lwa spełnia, mało precyzyjny, wymóg zawarty w przepisach Klasyfikacji i Budowy Małych Statków Morskich, który głosi, że "sterówka powinna być tak zaprojektowana, aby sternik miał nie przesłonięty widok do przodu oraz, na ile to możliwe, na burty i w kierunku rufy".

Podkreślają, że Lew został wybudowany jako kuter rybacki. Gdy w 2003 roku został przebudowany na statek pasażerski, "projektanci zmian zachowali wprawdzie zamierzone stylizowanie, ale ograniczenia wynikające z konstrukcji statku i miejsca z którego manewruje się statkiem odbiegają od rozwiązań widocznych na galeonach".

"Kierujący statkiem pasażerskim >>Lew<< mieli świadomość znacznych ograniczeń w widoczności i aby zmniejszyć to ograniczenie w pobliżu stanowiska sterowania umieszczono monitor kamer zainstalowanych między innymi na dziobie statku. Niestety w dniu w którym miało miejsce zdarzenie system nie zapisywał obrazu i nie było pewności czy obraz był rejestrowany prawidłowo. Nie ma też pewności, że dodatkowy sprzęt elektroniczny był odporny na niekorzystne warunki atmosferyczne i przystosowany do pracy na otwartym pokładzie" - głosi raport.

Monitor umieszczony obok stanowiska sterowania statkiem
Monitor umieszczony obok stanowiska sterowania statkiem
Źródło: PKBWM

Według komisji, do wypadku mogli przyczynić się również "nieświadomi niczego pasażerowie, którzy stojąc w trakcie rejsu, na dziobie statku, mogli znacząco ograniczać widoczność sternikowi, współtworząc tzw. martwe sektory widoczności, a także załadunek produktów zbożowych, odbywający się przy Nabrzeżu Bytomskim", który powodował zapylenie w obszarze obrotnicy.

Potrzebne precyzyjne przepisy

Twórcy raportu podkreślają, że potrzebne są bardziej precyzyjne przepisy co do wymagań dotyczących widoczności z miejsc sterowania. Ich zdaniem, powinny one "nakładać obowiązek zapewnienia wymaganej widoczności z miejsca sterowania" dla nowych i przebudowywanych jednostek. Natomiast u tych już pływających, administracja morska powinna dokonać "oceny i ustalenia, czy istnieje wystarczająca widoczność ze stanowiska sterowania".

Sugestie Państwowej Komisji Badania Wypadków Morskich zostały skierowane do ministra ds. gospodarki morskiej, dyrektorów Urzędu Morskiego w Gdyni i Szczecinie oraz do Polskiego Rejestru Statków.

Źródło: Google Maps
TVN24
Dowiedz się więcej:

TVN24

Czytaj także: