Na placu Solidarności w Gdańsku odbyły się we wtorek obchody 36. rocznicy pierwszych częściowo wolnych wyborów do Sejmu i Senatu. W uroczystościach wzięli udział m.in. były prezydent Lech Wałęsa, minister kultury i dziedzictwa narodowego Hanna Wróblewska, szef Urzędu do Spraw Kombatantów i Osób Represjonowanych Lech Parell oraz przedstawiciele władz samorządowych. Podczas wystąpień podkreślali oni, że czerwcowe wybory symbolizują siłę wspólnoty, determinację obywateli i nadzieję na lepszą przyszłość. Wspomnienia i refleksje przeplatały się z apelem o poszanowanie demokracji, wspólnotę i odpowiedzialność. Wałęsa podkreślił, że za kulisami transformacji toczyła się złożona gra polityczna, a sukces możliwy był tylko dzięki dobrym decyzjom i konsekwentnym działaniom. - Tamto zwycięstwo wymaga dziś zatwierdzenia przez kolejne pokolenia - zaznaczył. Dodał, że dzisiaj znów trzeba walczyć. - Aby walczyć, trzeba stawiać dobre diagnozy. Tamta sytuacja była trochę bezpieczniejsza. Były dwa wielkie obozy, które się kontrolowały. Broń nuklearna była pod kontrolą. My to wszystko rozwaliliśmy. Musieliśmy to zrobić, by zbudować nowy ład i porządek. Teraz musimy wszystko na nowo przedyskutować, by lepiej zbudować trzecią tysiąclatkę – podkreślał Wałęsa. Mówił przy tym o konieczności dostosowania się do epoki globalizacji, wspominając jednocześnie kulisy swojej decyzji o kandydowaniu na prezydenta. - Musiałem zostać prezydentem, by urwać się od Sowietów – wyznał. - Nie mogłem wam tego wtedy powiedzieć. Ale dziś możecie zrozumieć, że to była konieczność - dodał.
Przełomowy moment
Minister kultury podkreśliła znaczenie pierwszych częściowo wolnych wyborów z 1989 roku jako przełomowego momentu we współczesnej historii Polski. Dodała, że 4 czerwca przypomina nam, jak wielką siłę mają odwaga, nieustępliwość i wspólnota. - To wtedy otworzyliśmy drzwi do wolności, demokracji i suwerenności. Zrobiliśmy to sami, siłą wspólnych wartości i przekonań – powiedziała Wróblewska. Zaznaczyła, że tamte wydarzenia są nie tylko powodem do dumy, ale także zobowiązaniem. - Ludzie, którzy stanęli wtedy do walki, nie mieli nic prócz marzenia o innej Polsce – nowoczesnej, otwartej, niezależnej. Ich zapał i niezłomność pozostają z nami do dziś. I za to należy im się nasza głęboka wdzięczność - mówiła. Jak dodała, wolność to nie polityka. - Polityka może być emanacją, ale wolność tworzą kultura i tożsamość. To one łączą pokolenia, przypominają o naszej historii, uczą nas szacunku do różnorodności i jedności - zaznaczyła. Szefowa resortu kultury nawiązała też do symboliki słynnego plakatu wyborczego z wizerunkiem Gary'ego Coopera z filmu "W samo południe". - W tym plakacie jest siła, którą wszyscy wtedy czuliśmy. Dziś mamy obowiązek nie tylko pamiętać, ale też działać. Mamy obowiązek budować Polskę, która będzie pełna szacunku dla wszystkich obywateli. Polskę, która będzie wspólna. Niech ten dzień przypomina, że wolność i demokracja to nie tylko przywilej, ale przede wszystkim odpowiedzialność - powiedziała Wróblewska.
"Wolność nie jest dana raz na zawsze"
O tym, że wolność nie jest dana raz na zawsze, lecz wymaga troski, odpowiedzialności i ciągłego zaangażowania, mówili także m.in. dyrektor Europejskiego Centrum Solidarności Basil Kerski, prezydent Gdańska Aleksandra Dulkiewicz, wojewoda pomorska Beata Rutkiewicz, wicemarszałek województwa pomorskiego Marcin Skwierawski, a także przewodnicząca gdańskiej rady miasta Agnieszka Owczarczak. Lech Parell odniósł się zarówno do wyborów z 1989 roku, jak i tych sprzed kilku dni, wskazując na potrzebę budowania jedności w podzielonym społeczeństwie. - Polska przetrwała i się zmienia. Ale teraz naszym zadaniem jest ją skleić - mówił Parell, wzywając do szukania porozumienia ponad podziałami.
Jednostronne wybory
4 czerwca był rezultatem porozumienia zawartego pomiędzy władzą komunistyczną a przedstawicielami części opozycji i Kościoła podczas obrad Okrągłego Stołu. W wyborach do Senatu kandydaci Komitetu Obywatelskiego "Solidarność" uzyskali 92 mandaty, a w głosowaniu do Sejmu 160 ze 161 możliwych do zdobycia miejsc.
Na 35 kandydatów z listy krajowej, na której znajdowali się czołowi przedstawiciele koalicji rządowej, tylko dwaj (Mikołaj Kozakiewicz i Adam Zieliński) otrzymali ponad 50 proc. głosów, co zgodnie z ordynacją oznaczało, że pozostali zostali wyeliminowani, a 33 mandaty poselskie będą nieobsadzone. Wyniki wyborów zaskoczyły nie tylko komunistów, ale także stronę solidarnościowo-opozycyjną.
Zaskoczenie
Czesław Kiszczak na posiedzeniu Sekretariatu KC PZPR 5 czerwca mówił: - Przeciwnik ostro walczył od początku do końca, posługując się różnymi środkami. My działaliśmy w "białych rękawiczkach", nie wykorzystując nawet ewidentnych okazji. Wyniki wyborów przeszły oczekiwania opozycji. Zaszokowały, nie wie, jak się zachować. Wybory do Senatu to nasza całkowita klęska - oceniał.
A Stanisław Ciosek dodawał: - Nie rozumiem przyczyn porażki. Partia musi za nią zapłacić, nie poszła za nami. To gorzka lekcja. Odpowiedzialni będą musieli ponieść konsekwencje. Obecnie sprawą najważniejszą wybór prezydenta, do czego potrzeba 35 mandatów - które przepadły. O tym rozmawiać już z opozycją, bo prezydent to zabezpieczenie całego systemu, to nie tylko nasza wewnętrzna sprawa, to sprawa całej socjalistycznej wspólnoty, nawet Europy - przekonywał Ciosek.
Trafnie i dobitnie wyniki czerwcowych wyborów ocenił historyk prof. Antonii Dudek, który pisał, że tego dnia "miliony Polaków zadały przy pomocy kartki wyborczej śmiertelny cios komunistycznej dyktaturze".
Dogrywka
Problem 33 nieobsadzonych mandatów został rozwiązany już cztery dni po wyborach. 8 czerwca na posiedzeniu Komisji Porozumiewawczej przedstawiciele Solidarności zgodzili się na zmianę ordynacji wyborczej, umożliwiającej obsadzenie mandatów z listy krajowej przez koalicyjnych kandydatów. Już 12 czerwca Rada Państwa wydała dekret zmieniający ordynację wyborczą do Sejmu X kadencji. Na jego podstawie puste mandaty z listy krajowej miały być przekazane do okręgów i obsadzone w drugiej turze wyborów.
Druga tura odbyła się 18 czerwca 1989 r. Do urn wyborczych poszło tylko 25 proc. uprawnionych do głosowania. W jej wyniku Solidarność zdobyła jedyny brakujący jej mandat poselski oraz 7 z 8 pozostałych do obsadzenia mandatów senatorskich. Ostatecznie więc kandydaci Komitetu Obywatelskiego "Solidarność" uzyskali w wyborach 260 miejsc w 560-osobowym Zgromadzeniu Narodowym.
Autorka/Autor: bż/tok
Źródło: tvn24.pl, PAP
Źródło zdjęcia głównego: PAP/Adam Warżawa
Temat: NSZZ "Solidarność"