Bydgoska prokuratura stawia kolejne zarzuty w sprawie tragedii podczas studenckich otrzęsin w Bydgoszczy w ubiegłym roku. Usłyszał je Janusz P. prorektor ds. studenckich - według śledczych mężczyzna nieumyślnie przekroczył swoje uprawnienia. Wcześniej prokuratura zarzuty w tej sprawie przedstawiła Ewie Ż. - przewodniczącej samorządu Uniwersytetu Technologiczno-Przyrodniczego.
Janusz P., prorektor ds. studenckich na Uniwersytecie Technologiczno-Przyrodniczym w Bydgoszczy, został przesłuchany przez śledczych w poniedziałek późnym popołudniem. Nie przyznał się do winy i odmówił składania wyjaśnień.
- Rektor miał nieumyślnie przekroczyć przekroczyć swoje uprawnienia, wyrażając ustną zgodę na organizację imprezy "Start Party" bez uprzedniego porozumienia z rektorem lub kolegium rektorskim - poinformował Piotr Dunal z Prokuratury Rejonowej Bydgoszcz- Północ.
Jak dodał, podejrzany po przedstawieniu zarzutów zaznaczył, że po konsultacji z obrońcą będzie chciał złożyć wyjaśnienia w prokuraturze. - Czyn, za który przedstawiono mu zarzuty jest zagrożony kara do dwóch lat więzienia - powiedział Dunal.
Zarzuty dla 20-latki
Do tej pory zarzuty usłyszała tylko Ewa Ż., - 20-letniej przewodniczącej Samorządu Studenckiego. Śledczy zarzucili jej, że jako organizator imprezy masowej nie zachowała zasad ostrożności i nie dopełniła obowiązków, które na niej ciążyły.
Raport uczelni: nawarstwiło się wiele złych decyzji
Tuż po tragedii rektor uczelni powołał specjalną komisję, która po rozmowach z 30 osobami przygotowała raport dotyczący tragicznych wydarzeń podczas studenckiej imprezy. Dokument trafił do Ministerstwa Nauki i Szkolnictwa Wyższego.
- Komisja nie zajmowała się formułowaniem zarzutów ani ustalaniem winnych. To kwestie, które będzie rozstrzygać prokuratura. Komisja badała jak zorganizowano imprezę i co działo się w jej trakcie. Ze wstępnych ustaleń wynika, że nawarstwiło się wiele złych decyzji, może i zaniedbań - mówił reporterowi TVN24 dr Mieczysław Naparty, rzecznik Uniwersytetu Technologiczno-Przyrodniczego w Bydgoszczy.
Raport komisji potwierdził też wcześniejsze ustalenia śledczych, że drzwi pod łącznikiem były zamknięte. - Gdyby były otwarte, do tej tragedii najprawdopodobniej by nie doszło - powiedział Naparty. Kto za to odpowiada? Tego komisja już nie ustaliła. Jak podkreślił dr Naparty, to już zadanie prokuratury.
Zginęły trzy osoby
Tragedia wydarzyła się w nocy z 14 na 15 października podczas otrzęsin na Uniwersytecie Technologiczno-Przyrodniczym. W łączniku pomiędzy dwoma budynkami, w których odbywała się impreza, skupiło się wiele osób i w pewnym momencie zaczęły się tratować. Bezpośrednio po wypadku hospitalizowanych zostało kilkunastu uczestników imprezy. Krótko po przewiezieniu do szpitala zmarła 24-letnia studentka, a po trzech dniach, również w szpitalu, zmarł 19-letni student. 1 listopada zmarła kolejna osoba poszkodowana podczas imprezy - 20-letnia studentka.
Dlaczego doszło do tragedii?
Z ustaleń śledztwa wynika, że otrzęsiny były tzw. imprezą masową i nie mają tu zastosowania przepisy dotyczące uczelni, bo od uczestników pobierano opłaty. W tej sytuacji konieczne było wystąpienie o pozwolenie do prezydenta miasta, a także otrzymanie opinii straży pożarnej, powiadomienie policji, zapewnienie obecności służb medycznych.
W śledztwie ustalono też, że jedyne drzwi ewakuacyjne w budynku, gdzie odbywały się otrzęsiny, były zamknięte. Według ustaleń policji w imprezie na UTP brało udział ok. 1,2 tys. studentów. Władze uczelni informowały, że w imprezie uczestniczyło ok. tysiąca osób, a jednocześnie w budynkach mogło przebywać ok. 700-800 osób.
Podczas imprezy tłum wpadł w panikę:
Autor: ws/i / Źródło: TVN24 Pomorze
Źródło zdjęcia głównego: TVN24, Kontakt 24