Ostatniej doby bardzo niewiele rakiet Hamasu zdołało przedostać się w rejon Tel Awiwu. Było ich jednak znacznie więcej, niż się spodziewano – napisał dziennik "Jerusalem Post". Od poniedziałku gwałtownie zaostrzył się konflikt izraelsko-palestyński. Ze Strefy Gazy wystrzelono ponad tysiąc rakiet. Część z nich przechwycił system antyrakietowy, jednak niektórym udało się przebić przez Żelazną Kopułę. Zdaniem dziennikarzy, wojsko Izraela powinno zastanowić się, czy system ten może zapewnić bezpieczeństwo w ewentualnym konflikcie z silniejszymi rywalami.
Po wojnie z Hezbollahem w 2006 roku, kiedy na północny Izrael spadło około czterech tysięcy rakiet, izraelskie władze zgłosiły pilne zapotrzebowanie na sposób ochrony przed takim zagrożeniem. Pracami nad przyszłym Iron Dome zajął się państwowy koncern zbrojeniowy Rafael, współpracujący z szeregiem innych izraelskich firm. Traktowane priorytetowo prace nad systemem bardzo szybko posuwały się naprzód. Pierwsze testy, podczas których zniszczono jednocześnie kilka nadlatujących rakiet, miały miejsce w 2010 roku. Pierwsza w pełni sprawna bateria weszła do służby wiosną 2011 roku.
Żelazna Kopuła składa się z trzech kluczowych elementów. Pierwszym jest zaawansowany radar, który wykrywa nadlatujące rakiety, po czym je śledzi i automatycznie naprowadza antyrakiety.
Drugi element to jednostka dowodzenia, działająca na zaawansowanym oprogramowaniu napisanym na potrzeby Iron Dome. Jego zadaniem jest analizowanie toru lotu nadlatujących rakiet i decydowanie, czy zmierzają one w kierunku terenu zabudowanego. Jeśli wyliczenia wykażą, że tak, to zostają odpalone przeciwrakiety. Jeśli nie, to wrogi pocisk jest zostawiany w spokoju. Ma to na celu zmniejszenie kosztów działania systemu i utrudnienie "zalania" go masą wrogich rakiet. Cały proces decyzyjny zajmuje mniej niż sekundę i ludzie jedynie go nadzorują.
Ostatnim elementem Iron Dome są antyrakiety Tamir. Każda bateria ma ich 60, umieszczonych po 20 na trzech wyrzutniach. Rakiety najpierw są naprowadzane w pobliże celu przez radar naziemny. Ostatni odcinek lotu kierują się już korzystając z własnych sensorów, które umożliwiają precyzyjne trafienie w nadlatującą rakietę.
Spadło "znacznie więcej, niż się spodziewano"
Do tej pory Żelazna Kopuła wywiązuje się ze swojego zadania, ale po ostatniej wymianie ognia z Palestyńczykami dziennikarze "Jerusalem Post" zastanawiają się, "czy era dominacji Żelaznej Kopuły dobiega końca". Zdaniem "Jerusalem Post", tak długo, jak arsenał rakietowy Hamasu, który mógł zostać użyty podczas pojedynczego ataku był niewielki, tak długo Żelazna Kopuła chroniąca Izrael wydawała się hermetyczna. We wtorek i środę bojownikom udało się jednak dwukrotnie wystrzelić ponad setkę rakiet w ciągu kilku minut, w tym znaczną ich liczbę w kierunku Tel Awiwu. Może to świadczyć o skoku zdolności Hamasu do przeprowadzania zmasowanego ataku na Izrael.
Jak podał rzecznik izraelskiej armii Jonathan Conricus, ze Strefy Gazy od poniedziałku wystrzelono w kierunku Izraela ponad tysiąc rakiet, z czego 850 przechwyciła tarcza antyrakietowa lub spadło na Izrael, a 200 spadło po stronie palestyńskiej. "Mówienie o końcu dominacji Żelaznej Kopuły jest w tym momencie przesadą. Faktem jest, że w ciągu ostatniej doby bardzo niewiele rakiet zdołało przedostać się w rejon Tel Awiwu" – ocenił dziennik, dodając jednak, że pocisków tych było "znacznie więcej, niż się spodziewano".
Według dziennikarzy, przeświadczenie Izraela o niemal całkowitej skuteczności Żelaznej Kopuły wobec możliwości zbrojnych Hamasu może być już mylne. Wszystko zależy bowiem od tego, czy szacunki izraelskiego wywiadu dotyczące liczby posiadanych przez palestyńskich bojowników rakiet, które są w stanie dosięgnąć Tel Awiwu, są prawdziwe.
Jeżeli szacunki te są prawdziwe – zwrócił uwagę "Jerusalem Post" – Hamas ostatnimi atakami mógł wykorzystać większość tego arsenału, nawet jeśli nadal posiada pociski, które mogłoby dosięgnąć miast znajdujących się bliżej Strefy Gazy. Jeśli jednak bojownicy posiadają więcej rakiet dalekiego zasięgu, mogłoby się to przełożyć na izraelskie plany wojenne, dotyczące tego jak długo może trwać konflikt.
"Jerusalem Post" zauważył, że słabe punkty izraelskiej Kopuły wobec ataków Hamasu uwydatniają jego ewentualną bezradność wobec libańskiego Hezbollahu oraz Iranu. Jeżeli "słaby" Hamas jest w stanie wystrzelić dwa razy dziennie setkę rakiet, z których części udaje się przedostawać przez izraelskie zabezpieczania, to o ile większe szkody mógłby wyrządzić Hezbollah i Iran, dysponując potężniejszym arsenałem rakietowym – pytali dziennikarze.
Źródła w izraelskim wywiadzie i służbach bezpieczeństwa kraju od dawna informowały dziennikarzy, że Hezbollah dysponuje wystarczającym arsenałem, w tym zaawansowanymi technologicznie rakietami, by wystrzelić w stronę Izraela po 500 pocisków dziennie, z których część mogłaby przedostać się przez Kopułę.
Zdaniem gazety, izraelscy stratedzy i decydenci będą musieli uwzględnić te fakty podejmując decyzję o tym jak długo może trwać konflikt z palestyńskimi bojownikami i czy należy go eskalować, czy szukać drogi do zawieszenia broni i opracowania nowych planów obrony przed ewentualnym kolejnym wzrostem napięć. "IDF (izraelskie siły zbrojne) muszą także na nowo przemyśleć tempo, z jakim będą reagować w czasie konfliktu z Hezbollahem, nie mówiąc o Iranie" – czytamy w "Jerusalem Post".
Źródło: Jerusalem Post, tvn24.pl