Silna eksplozja miała miejsce we wtorek rano w centrum stolicy Afganistanu, Kabulu. Celem samobójczego zamachu, do którego przyznali się talibowie, był budynek służby bezpieczeństwa Państwowego Dyrektoratu Bezpieczeństwa (NDS). Atak nastąpił w dzielnicy, w której znajduje się m.in. ambasady USA. Według policji zginęło co najmniej 28 osób.
Wcześniej afgańskie Ministerstwo Zdrowia informowało, że co najmniej 7 osób zginęło, a 327 zostało rannych.
Atak nastąpił w godzinach porannego szczytu, gdy ludzie szli do pracy. Wybuch był tak silny, że zatrzęsły się pobliskie budynki, a z okien wyleciały szyby. Po eksplozji słychać było przez ok. 30 minut wymianę ognia.
Z budynku amerykańskiej placówki, która znajduje się niedaleko siedziby misji NATO w Afganistanie, dobiegał dźwięk syreny alarmowej.
Prezydent Afganistanu Aszraf Ghani potępił atak, który nastąpił kilkaset metrów od prezydenckiego pałacu. Według biura prezydenta w zamachu zginęło kilka osób.
Do ataku przyznali się talibowie, którzy przed tygodniem ogłosili rozpoczęcie "wiosennej ofensywy". Jak podali, samobójca podjechał pod główną bramę siedziby NDS i wysadził się w powietrze, umożliwiając innym napastnikom wdarcie się na teren kompleksu. Talibowie stwierdzili też, że udało im się dostać do wnętrza siedziby NDS, ale nikt tej informacji nie potwierdził.
Operacja Omar
Tegoroczną wiosenną kampanię talibów nazwano Operacja Omar, dla uczczenia pamięci nieżyjącego od trzech lat przywódcy - mułły Omara. Obecnie na czele talibów stoi mułła Achtar Mohammed Mansur, pełniący wcześniej funkcję zastępcy mułły Omara. Na początku marca afgańscy talibowie odmówili wzięcia udziału w bezpośrednich negocjacjach pokojowych z władzami w Kabulu i pogrzebali w ten sposób nadzieje rządu na zakończenie konfliktu trwającego od ponad 14 lat.
Autor: mtom,mm / Źródło: reuters, pap