Nadchodzi zmierzch "sułtana"? "Jeszcze nigdy nie był tak bliski utraty władzy"

Źródło:
tvn24.pl
Prezydent Turcji Recep Tayyip Erdogan na nagraniach archiwalnych
Prezydent Turcji Recep Tayyip Erdogan na nagraniach archiwalnychReuters Archive
wideo 2/3
Prezydent Turcji Recep Tayyip ErdoganReuters Archive

Wybuch chaosu w Turcji po wyborach prezydenckich to najgorszy, ale też najbardziej prawdopodobny scenariusz - ocenia dr Karol Wasilewski, ekspert ds. Turcji. Jak podkreśla w rozmowie z tvn24.pl, znaczenie tych wyborów jest olbrzymie, ale niezależnie od ich wyniku "Turcja już nigdy nie będzie dobrym sojusznikiem" Zachodu.

Zaplanowane na 14 maja wybory prezydenckie i parlamentarne w Turcji zostały uznane za najważniejsze w tym roku wybory na świecie. Ich znaczenie dalece wykracza poza tureckie granice. To, czego można się w nich spodziewać i dlaczego są tak istotne, w rozmowie z tvn24.pl wyjaśnia dr Karol Wasilewski - analityk 4CF The Futures Literacy Company, autor niedawno wydanej książki "Sen o potędze. Neoosmanizm w polityce zagranicznej Republiki Turcji".

Maciej Michałek, tvn24.pl: Zbliża się zmierzch "sułtana"? Wydaje się, że rządzący od 20 lat Recep Tayyip Erdogan nigdy jeszcze nie był tak bliski odsunięcia od władzy.

Dr Karol Wasilewski, 4CF: Rzeczywiście, obecnie widzimy najlepsze uwarunkowania, by Erdogan utracił władzę. Wynika to z wielu czynników: z trudnej sytuacji gospodarczej w Turcji, tragicznych konsekwencji niedawnego trzęsienia ziemi, a także z nastrojów społecznych, w których widać duże zmęczenie rządzącą Partią Sprawiedliwości i Rozwoju (AKP), a nieco mniej także samym Erdoganem. 

Czyli zmierzch "sułtana"?

Czy to zmierzch, to nie byłbym tego jednak pewien. Erdogan nadal jest bardzo silny, utrzymuje kontrolę nad całym aparatem państwowym, wszystkimi urzędami, tureckimi mediami. Do tego rządząc od 20 lat, może prezentować się jako ten, który ma doświadczenie niezbędne do bycia prezydentem. Ponadto dochodzi jeszcze element najbardziej delikatny, czyli wiarygodność wyborów prezydenckich w Turcji, czy one nie będą sfałszowane. A Erdogan jest skrajnie zdeterminowany, by wygrać. Jego przegrana oznaczałaby koniec jego legendy, pieczołowicie budowanej od 20 lat, a do tego polityczne rozliczenia i procesy sądowe. Dla niego to wciąż gra o wszystko. 

Recep Tayyip Erdogan. Wybory w TurcjiGetty Images

ZOBACZ TEŻ: Analitycy o kampanii wyborczej Tayyipa Erdogana. "Opiera się na myśliwcach, czołgach i okrętach wojennych"

Kandydatem opozycji i głównym rywalem Erdogana jest "turecki Gandhi" - Kemal Kilicdaroglu, przewodniczący socjaldemokratycznej Republikańskiej Partii Ludowej. Dlaczego tak się go nazywa?

To popularne określenie, którego źródłem jest jednak głównie podobieństwo fizyczne do Mahatmy Gandhiego oraz mówienie łagodnym językiem. Kilicdaroglu to polityk mało charyzmatyczny, mało konfrontacyjny, więc w tureckiej polityce wyróżnia się tym, że nie udaje "macho".

Co jeszcze o nim wiadomo?

Jest liderem głównej partii opozycyjnej w Turcji, która pod jego rządami przeszła ogromną transformację. W tę socjaldemokratyczną partię, postrzeganą wcześniej jako skrajnie świecką, starał się on włączyć elementy konserwatywne. Trafnie oceniał, że jawnie antyreligijny wizerunek tej partii czynił ją niewybieralną, niezdolną do wygrywania tureckich wyborów. Kilicdaroglu jest również wieloletnim biurokratą, który przegrał jak dotąd wszystkie wybory, w których mierzył się z Erdoganem. Stawia on na politykę konsensualną, na szukanie porozumienia, a nie polaryzowanie ludzi. Jest swoistą antytezą Erdogana, dzięki czemu jego notowania nie są jednak wcale tak złe, jak myślano na początku kampanii prezydenckiej. 

To ciekawe, że głównym rywalem Erdogana w wyborach stał się właśnie on - człowiek bez charyzmy i z historią wyborczych porażek. Spotkałem się z oceną, że każdy inny lider tureckiej opozycji miałby w sondażach większe szanse niż Kilicdaroglu.

Jeszcze kilka tygodni temu, gdy Kilicdaroglu był wybierany na prezydenckiego kandydata opozycji, pozostali liderzy tureckiej opozycji wydawali się bardzo niezadowoleni. Lepsze notowania w sondażach mieli chociażby burmistrzowie Stambułu i Ankary, również starający się o bycie kandydatem opozycji.

Skąd wobec tego wybór Kilicdaroglu?

W walce o nominację opozycji Kilicdaroglu przeważył ostatecznie swoją determinacją, egocentryzmem, doświadczeniem w administracji publicznej. Można jednak powiedzieć, że tym samym przeważył właśnie tym, czego Turcja teraz najbardziej potrzebuje po tak długich rządach Erdogana i jego maczyzmu politycznego. Kilicdaroglu radzi sobie lepiej niż sądzono, także dlatego, że może być tym politykiem, który zwróci się w kierunku tureckich Kurdów i alewitów (zamieszkująca Turcję mniejszość religijna - red.), czyniąc z tego atut i budując bardziej różnorodną turecką wspólnotę.

Lider tureckiej Republikańskiej Partii Ludowej (CHP) Kemal Kilicdaroglu
Lider tureckiej Republikańskiej Partii Ludowej (CHP) Kemal KilicdarogluReuters Archive

Skoro faworytem w wyborach jest kandydat opozycji, to turecka demokracja może nie ma się tak źle, a Erdogan nie jest aż takim despotą, jak wielu na Zachodzie go widzi?

Nie uważam, by kandydat tureckiej opozycji był liderem sondaży, zresztą w ogóle nie patrzyłbym na sondaże. 

Dlaczego mamy nie patrzeć na sondaże?

W tureckich sondażach istnieje poważny problem z obiektywnością i wiarygodnością, dlatego patrzeć trzeba przede wszystkim na tendencje w nastrojach społecznych. 

I co wynika z tych tendencji?

Na ich podstawie za faworyta uważam nadal Erdogana, dlatego że wciąż posiada wszystkie instrumenty do oddziaływania na społeczeństwo, w tym kontrolę nad mediami. Jednak tureckie społeczeństwo jest też bardzo podzielone i trudno cokolwiek przewidywać. Wyraźnie widoczne jest głębokie zmęczenie partią Erdogana, jej kolesiostwem, nepotyzmem, obsesją zarządzania wszystkim centralnie, niską efektywnością, marnotrawieniem zasobów - wszystkim tym, co dobitnie unaoczniło ostatnie, tragiczne trzęsienie ziemi w Turcji.

ZOBACZ TEŻ: Recep Tayyip Erdogan na kartach wyborczych odmłodzony o dziewięć lat

A w jakim stanie jest turecka demokracja?

Tak naprawdę dopiero te wybory pozwolą nam ocenić, czy turecki system polityczny to wciąż miejsce, w którym może istnieć realna opozycja, czy też jest to już prawdziwy autorytaryzm, w którym jedynie sprawia się wrażenie, że jakaś opozycja istnieje.

Załóżmy, że Erdogan ostatecznie przegra w wyborach prezydenckich, najprawdopodobniej niewielką różnicą głosów. Czy wyobrażasz sobie, że uzna on wówczas swoją porażkę i zwyczajnie odda władzę?

Mała różnica, kilkuprocentowa czy nawet mniejsza, to najbardziej niebezpieczny wynik wyborczy. To nie tylko kwestia możliwych fałszerstw wyborczych. Podstawowa rzecz, której możemy się spodziewać w tych tureckich wyborach, to skrajnie skrzywione na korzyść Erdogana pierwsze oficjalne wyniki wyborów, które mogą mieć katastrofalne konsekwencje. To praktyka uprawiana we wszystkich ostatnich wyborach w Turcji, ponieważ pierwsze wyniki podaje tylko jedna, rządowa agencja Anatolia.

Dlaczego to takie groźne?

Obawiam się scenariusza, że realna różnica głosów między Erdoganem i Kilicdaroglu będzie niewielka. Gdy agencja Anatolia poda możliwie korzystne dla Erdogana wstępne wyniki, ten przedwcześnie ogłosi swoje zwycięstwo. Wówczas jego zwolennicy wyjdą świętować na ulice, zaś obserwatorzy opozycji się zdemobilizują, co z kolei zostanie wykorzystane do fałszowania głosów wyborczych. Erdogan jest politykiem tak nieobliczalnym, a Turcja państwem tak dziwnym, że nie zdziwiłoby mnie, gdyby uznał swoją wyborczą porażkę. Uważam jednak, że najprawdopodobniej będzie walczył do samego końca, radykalnie wykorzystując absolutnie wszystkie posiadane zasoby, byle utrzymać się u władzy.

ZOBACZ TEŻ: Turcja przekazuje marynarce wojennej pierwszy lotniskowiec, na wyposażeniu drony Bayraktar

Krótko mówiąc, spodziewasz się, że wybory mogą zakończyć się wybuchem w Turcji chaosu?

To jest jeden ze scenariuszy, najgorszy. 

Ale czy też najbardziej prawdopodobny? 

Wszystko zależy od wyników wyborów prezydenckich. Myślę jednak, że tak, niestety. To scenariusz, którego obawia się wielu ekspertów, patrząc na doświadczenia ostatnich lat: na wątpliwości dotyczące uczciwości referendum nad systemem prezydenckim w 2017 roku, świętowanie wyborczego zwycięstwa AKP i Erdogana w 2018 roku, między innnymi strzelaniem z broni w powietrze, powtarzanych w 2019 roku wyborów w Stambule po tym, jak utracił w nich władzę kandydat AKP.

Portal Politico nazwał niedawno wybory w Turcji najważniejszymi w tym roku wyborami na świecie. Zgadzasz się z tym stwierdzeniem?

Nie wiem, czy się z tym zgadzam. Znaczenie tych wyborów bez wątpienia jest jednak olbrzymie. Znaczenie to wynika z szukania na świecie granic dla tworzenia się bardzo populistycznych reżimów w miejsce reżimów demokratycznych, granic dla rządzenia poprzez głoszenie popularnych haseł zamiast poprzez realne działania nad poprawą życia obywateli, granic dla polityki doraźnej i dosypywania pieniędzy tam, gdzie aktualnie ich brakuje, zamiast polityki opartej o działania systemowe, które zapewniłyby lepszą dystrybucję środków w całym społeczeństwie.

Co to oznacza dla nas? Dla Polski, jako członka NATO i Unii Europejskiej?

Obserwujemy obecnie na świecie tworzenie się dwóch wielkich bloków państw: demokratycznych oraz autorytarnych. W uproszczeniu, wyborcze zwycięstwo Erdogana oznaczałoby zbliżenie Turcji z blokiem autorytarnym, zaś zwycięstwo Kilicdaroglu - zbliżenie Turcji z Zachodem. Zwycięstwo opozycji nie rozwiąże wielu problemów dzielących Turcję i Zachód, ale Turcja na pewno prowadziłaby mniej awanturniczą politykę zagraniczną, wróciłaby do uprawiania prawdziwej dyplomacji, a nie dyplomacji megafonowej (wiecowej, populistycznej - red.).

Jeśli jednak myślimy, że Turcja pod rządami Kilicdaroglu będzie naszym dobrym sojusznikiem, to jest to nieprawda. Turcja już nigdy nie będzie dobrym sojusznikiem, bo uważa tę zachodnią łatkę za uwłaczającą. Turcja będzie nadal realizować własne cele w polityce zagranicznej. Ale w przypadku zwycięstwa opozycji na pewno będzie z nią nam łatwiej współpracować.

ZOBACZ TEŻ: Erdogan: Putin być może odwiedzi nasz kraj

Autorka/Autor:Maciej Michałek

Źródło: tvn24.pl

Źródło zdjęcia głównego: Getty Images