Z przyczyn technicznych mogą zostać przełożone wybory - oświadczył premier Tunezji Bedżi Kaid Essebsi. W stolicy kraju, Tunisie, od czterech dni trwają antyrządowe protesty. W niedzielę policja użyła gazu łzawiącego, by rozproszyć demonstrantów.
W wywiadzie telewizyjnym Essebsi powiedział jednak, że trwają prace, aby wszystko odbyło się zgodnie z planem - czyli 24 lipca. Wtedy ma zostać wybrane zgromadzenie, które ma uchwalić nową konstytucję państwa po obaleniu w styczniu prezydenta Zina el-Abidina Ben Alego. Rewolta w Tunezji stała się inspiracją dla tego typu wystąpień w innych krajach arabskich.
Napięcie rośnie
W miarę, jak zbliżają się lipcowe wybory, w Tunezji rośnie napięcie. Oczekuje się, że dobrze wypadnie w nich zakazane pod rządami Ben Alego umiarkowane ugrupowanie islamistyczne Ennahda.
W stolicy kraju od czterech dni trwają antyrządowe protesty. Demonstrujący skandują hasła z żądaniem ustąpienia rządu i premiera Bedżiego Kaida Essebsiego.
Policja dwukrotnie użyła gazów łzawiących, by rozproszyć tłum demonstrantów. Ostatnią falę protestów wywołała wypowiedź byłego ministra spraw wewnętrznych, że w razie wygrania wyborów przez Ennahdę nastąpi zamach stanu udaremniający przejęcie władzy przez islamistów.
W sobotę wprowadzono w Tunisie godzinę policyjną, uzasadniając to koniecznością ochrony bezpieczeństwa obywateli.
Źródło: PAP