Rośnie liczba ofiar potężnej fali tsunami wywołanej w poniedziałek wieczorem przez trzęsienie ziemi o sile 7,7 w skali Richtera na wyspach zachodniej Indonezji. Tymczasem erupcja wulkanu Merapi spowodowała ewakuację setek ludzi z pobliskich wiosek. Wulkan dzisiaj rano wyrzucał z siebie lawę i popiół na wysokość jednego kilometra.
Najbardziej aktywny wulkan Indonezji ponownie zaczął wyrzucać z siebie popiół i pył. Trzy erupcje nastąpiły w czwartek, a dwie kolejne dzisiaj rano. Według wulkanologów, energia uwalnia się dość wolno, ale w sposób ciągły, co być może spowoduje, że nie dojdzie do jednego wielkiego wybuchu.
Wulkan wyrzuca z siebie popioły na wysokość jednego kilometra. Władze zarządziły ewakuację 40 tysięcy osób mieszkających w promieniu dziesięciu kilometrów wokół Merapi. W akcji pomaga wojsko.
Trwająca od kilku dni erupcja zabiła 32 osoby.
Niszczycielskie tsunami
Znacznie więcej - bo już 370 ofiar - przyniósł drugi kataklizm, który nawiedził Indonezję. W poniedziałek zatrzęsła się tam ziemia. Wstrząs o sile 7,7 stopni w skali Richtera wywołał falę tsunami.
Są obawy, że setki zaginionych mogły utonąć po wciągnięciu ich przez cofające się do morza fale. Wiele osób, które zdołały uciec przed żywiołem w głąb lądu nie chce powrócić do swoich domów obawiając się nowego ataku tsunami. W szpitalach przebywa ok. 400 rannych, a ok. 4 tys. osób jest pozbawionych dachu nad głową.
System ostrzegania nie zadziałał
Ekipy ratownicze, które przez wiele dni nie mogły podjąć poszukiwań ofiar ze względu na bardzo złe warunki atmosferyczne i szalejący sztorm, znajdują obecnie kolejne zwłoki ofiar, często już w stadium rozkładu, na plażach i terenach przybrzeżnych.
Według władz indonezyjskich, zainstalowany kosztem wielu milionów dolarów, po katastrofalnym trzęsieniu ziemi i monstrualnych falach tsunami w 2004 r., system ostrzegawczy przestał działać w ub. miesiącu ponieważ był niewłaściwie obsługiwany. Jednak zdaniem niemieckich specjalistów, którzy brali udział w jego instalowaniu, system był sprawny, ale epicentrum trzęsienia było zbyt blisko zaatakowanych przez żywioł wysp Mentawai, aby mieli oni wystarczający czas do ucieczki.
Pomoc nie dociera
Obecnie głównym problemem logistycznym jest znalezienie właściwego środka transportu na dostarczenie na wyspy Mentawai pomocy tysiącom poszkodowanych. Podróż łodzią zajmuje kilkanaście godzin, a wysokie fale sprawiają, że jest niebezpieczna. Najlepszym środkiem transportu ratowników i niezbędnych materiałów są awionetki i helikoptery, jednak w związku z tym, że rząd nie ogłosił stanu klęski żywiołowej, brakuje na to środków finansowych.
Złe warunki atmosferyczne spowodowały, że ratownicy i pierwsza pomoc dotarli na wyspy dopiero w środę. Szef centrum zarządzania kryzysowego, Harmansyah, opowiadał dziennikarzom Associated Press o drogach i plażach pełnych spuchniętych zwłok. Dodał, że ogromne zniszczenia w co najmniej 20 wioskach świadczą o tym, że fala tsunami mogła mieć nawet sześć metrów wysokości. Wcześniej informowano o trzymetrowej fali.
Archipelag Mentawai jest jednym z najbardziej narażonych na trzęsienia ziemi regionów Indonezji. Oprócz surferów, wyspy nie przyciągają jednak wielu turystów, gdyż są trudno dostępne.
Źródło: PAP, Reuters