Wschodzące mocarstwa ścigają się na pokazy siły. Morskie demonstracje Chin i Indii

Pokaz siły indyjskiej floty. Lotniskowce pływają tak blisko siebie bardzo rzadko, głównie dla ładnych zdjęćIndian Navy

Dwie azjatyckie potęgi, Chiny i Indie, prowadzą cichy wyścig zbrojeń. Oba mocarstwa dążą do zdobycia maksymalnych wpływów nad okolicznymi szlakami żeglugowymi, od których są uzależnione ich gospodarki. Prowadzą wobec tego wielkie programy rozbudowy flot, które niemal równocześnie zaowocowały przyjęciem do służby lotniskowców. Oba kraje pochwaliły się nimi podczas specjalnych akcji propagandowych.

Najnowszą "pokazówką" pochwalili się Hindusi. Do ich kraju zmierza obecnie zakupiony w Rosji lotniskowiec INS Vikramaditya, który po długim rejsie z Siewierodwińska pod kołem podbiegunowym dotarł już na Ocean Indyjski. Na spotkanie nowej dumy floty Indii wypłynął starszy lotniskowiec INS Viraat z silną eskortą i statkami zaopatrzeniowymi.

Wszystkie okręty uformowały duży zespół bojowy i przystąpiono do zasadniczej części operacji, czyli wykonywania zdjęć. Opublikowało je indyjskie Ministerstwo Obrony. Obecnie żadne inne państwo na świecie, poza USA i Włochami, nie jest w stanie wystawić formacji, w której składzie znajdą się dwa lotniskowce, więc indyjski pokaz siły ma dużą wymowę. Zwłaszcza w Azji, gdzie jeszcze tylko Chińczycy mają jeden lotniskowiec, który jest na dodatek w znacznej mierze "wydmuszką".

Indyjska "pokazówka" miała miejsce zaledwie tydzień po tym, jak Chińczycy sami chwalili się swoim nowym lotniskowcem, Liaoningiem. Chiński okręt wykonał długi szkoleniowy rejs na sporne Morze Południowochińskie. Media państwowe szeroko rozpropagowały relację z wyprawy sławiąc osiągnięcia załogi i floty.

Porównywanie lotniskowców

Wyścig zbrojeń pomiędzy dwoma azjatyckimi mocarstwami nakręca się już od dekady. Chiny i Indie zaczęły inwestować większe pieniądze w swoje floty wraz z rozwojem gospodarek obu państw na przełomie wieków. Najważniejszymi programami dla obu państw było pozyskanie lotniskowców, które obecnie są symbolami potęgi i najważniejszymi okrętami marynarek wojennych. Przy ich pomocy, a raczej startujących z nich samolotów, mocarstwa mogą "eksportować" swoją siłę i potęgę daleko od własnych granic.

Co ciekawe oba kraje poszły bardzo podobną ścieżką. Z braku doświadczenia ich własne stocznie nie były w stanie dostarczyć tak dużego i skomplikowanego okrętu. Postanowiono więc sięgnąć do największego demobilu świata, Rosji. Chińczycy zakupili tam niszczejący lotniskowiec typu Admirał Kuzniecow, Wariag, który przez upadek ZSRR nigdy nie został wykończony. Teoretycznie miał się stać kasynem w Macau, jednak po przyholowaniu do Chin został przejęty przez wojsko i na prawie dekadę trafił do stoczni. Po gruntownej przebudowie i modernizacji pod koniec 2012 roku trafił do chińskiej floty jako Liaoning.

Hindusi również nabyli swój "nowy" lotniskowiec w Rosji. Oni wybrali natomiast niszczejący krążownik lotniczy typu Kijów, Baku, który zakupili w 2004 roku. W ramach kontraktu Rosjanie mieli przeprowadzić gruntowny remont i modernizację okrętu, który od upadku ZSRR głównie niszczał w porcie. Po wielu opóźnieniach Baku odrodził się jako INS Vikramaditya i obecnie zmierza do Indii.

INS Vikramaditya, czyli stary/nowy indyjski lotniskowiec przechodzący próby po modernizacji w RosjiIndian Navy

Ukryte wady i zalety

Pozornie nowe lotniskowce obu mocarstw są bardzo podobne i oznacza to równowagę sił. Jest to jednak pojęcie mylne. Faktycznie INS Vikramaditya jest znacznie potężniejszy od Liaoninga. Dla Chińczyków jest to pierwszy lotniskowiec w historii. Żeby nauczyć się dobrze go wykorzystywać potrzeba lat ćwiczeń i nauki, a chińskie wojsko do lat 90-tych minionego wieku traktowało flotę po macoszemu, co przekłada się na zupełny brak tradycji. Na dodatek nie posiadają jeszcze zdolnych operować z niego samolotów, poza kilkoma eksperymentalnymi kopiami rosyjskiego Su-33.

Hindusi natomiast od 1961 roku nieprzerwanie posiadają lotniskowce. INS Vikramaditya jest trzecim z kolei. Flota Indii ma więc wieloletnie doświadczenie w ich wykorzystaniu i nie musi się niczego uczyć od podstaw. Ponad to Hindusi zakupili wraz z nowym lotniskowcem niezbędne wyposażenie w postaci samolotów Mig-29K i helikopterów. Nie będą więc mieć takich problemów jak Chińczycy z eksperymentalnymi J-15.

Wszystko to powoduje, że Chińczycy na razie mogą używać swojego lotniskowca do akcji propagandowych i prawdopodobnie do końca istnienia będzie służył on jako jednostka szkoleniowa. Hindusi po przeszkoleniu załogi będą mieli pełnowartościowy i gotowy do działań bojowych okręt.

Sytuacja może się zmienić dopiero pod koniec tej dekady, kiedy światło dzienne mogą ujrzeć programy budowy własnych lotniskowców, które zapoczątkowały oba mocarstwa. Obecnie niewiele o nich wiadomo. Hindusi mają w znacznej części zbudowany kadłub okrętu Vikrant, ale rosnące koszty i problemy odsuwają koniec prac prawdopodobnie na 2018 rok, lub nawet później. Prace nad chińskimi lotniskowcami pozostają natomiast tajemnicą. Według niepotwierdzonych informacji trwają prace przy dwóch średniej wielkości okrętach.

Zapasy na Oceanie Indyjskim

Oba mocarstwa budują też w znacznej ilości mniejsze okręty, takie jak niszczyciele, fregaty i atomowe okręty podwodne (tu Chińczycy mają znaczną przewagę). Oba kraje pozostają w umiarkowanie chłodnych relacjach, bowiem spierają się o przebieg wspólnej granicy w Himalajach i rywalizują gospodarczo.

Najważniejszym morskim obszarem sporu Chin i Indii jest natomiast Ocean Indyjski, a dokładniej przebiegające przez niego szlaki żeglugowe. Na południe od Półwyspu Indyjskiego przepływają tysiące statków zmierzających do i z Chin. W wypadku konfliktu Indie mogłyby próbować ustanowić tam blokadę i odciąć chińską gospodarkę od życiowo ważnych źródeł ropy na Bliskim Wschodzie, oraz zablokować krótszą trasę do rynków zbytu w Europie i Afryce.

Taka wizja spędza chińskim strategom sen z oczu. Między innymi z tego powodu jest intensywnie rozwijana flota, która byłaby w stanie wyruszyć na Ocean Indyjski i przeciwstawić się Hindusom. Intensywnie są też rozwijane bazy morskie w Bangladeszu, Birmie i Pakistanie, które mają potencjalnie dać oparcie chińskim okrętom w potencjalnym konflikcie.

Autor: mk/jk / Źródło: tvn24.pl

Źródło zdjęcia głównego: Indian Navy