Bomby, głód i codzienna walka o przeżycie - to wszystko, co sprawia, że ludzie uciekają z Syrii. Reporterzy "Czarno na białym" dotarli do dziennikarza, który widzi tę wojnę każdego dnia. Omar Halabi stracił w niej kilkuletnią córkę. Sam był kilka razy ranny, także więziony i torturowany. Mimo to wciąż wciąż dokumentuje ten ogrom tragedii.
Reporterzy "Czarno na białym” poznali Omara w niezwykłych okolicznościach - dzięki teledyskowi do piosenki "Aleppo umiera" grupy Roki i Przyjaciele.
Pod opublikowanym w internecie nagraniem Omar napisał komentarz, w którym podziękował twórcom piosenki za teledysk. "Jestem dziennikarzem z Aleppo. Przeżyłem oblężenie, bombardowanie bombami beczkowymi, rakietowymi i bronią chemiczną. Jeśli chcesz się ze mną skontaktować, jestem gotowy" - napisał.
Halabi od siedmiu lat dokumentuje tragedię swojego narodu. Sam jest jedną z ofiar wojny domowej w Syrii. Wraz ze swoją rodziną został uwięziony w kraju, w którym nikt nie ma pewności, czy dożyje kolejnego dnia, czy zginie w ataku bombowym albo od kuli snajpera.
"Zostawiłem wszystkie wspomnienia z dzieciństwa"
Rodzina Halabiego zapłaciła najwyższą cenę w syryjskiej wojnie domowej.
8 października 2017 roku na szkołę, w której uczyła się córka dziennikarza, spadła bomba. Dziewięcioletnia Suad nie przeżyła tego ataku.
Omar wraz z żoną Asmą i synem Ahmedem mieszkają w niewielkim mieście Atarib, około 30 kilometrów na zachód od Aleppo. Z Aleppo zostali wypędzeni, podobnie jak setki tysięcy mieszkańców tego miasta. - Wszystko zostawiłem za sobą. Mój dom, moje biuro, samochód, motocykl - opowiadał Halabi. - Zostawiłem wszystkie wspomnienia z dzieciństwa. Jedyne, co ze sobą wziąłem, to kamera. To była najcenniejsza rzecz, jaką wtedy miałem - dodał.
Omar i jego żona, która również jest dziennikarką, przez miesiąc po opuszczeniu Aleppo koczowali w namiocie. Później za pożyczone pieniądze wynajęli mieszkanie w Atarib.
Mężczyzna do niedawna był zatrudniony w lokalnej telewizji. Jego praca zakończyła się, gdy został poważnie ranny w ostrzale rakietowym.
- Podczas tej masakry zginęło co najmniej 93 niewinnych cywilów, a ponad 200 osób zostało rannych - opowiadał. - Niestety, nie było pogotowia. Zostałem przewieziony ciężarówką, którą na co dzień przewozi się warzywa, ponieważ było bardzo wielu rannych - wspominał.
Halabi trafił do szpitala w Bab al-Hawa (około 120 kilometrów na zachód od Aleppo), miasta położonego przy granicy z Turcją.
Więziony, ranny, porwany
Wojna w Syrii rozpoczęła się od zamieszek, jakie wybuchły pod Damaszkiem w marcu 2011 roku. Gdy cały kraj ogarnęła fala protestów przeciwko prezydentowi Syrii, Baszarowi el-Asadowi, Omar dokumentował to, co działo się w Aleppo.
Za relacjonowanie protestów trafił do więzienia, gdzie jak opowiadał, był torturowany. - Zostałem aresztowany na trzy miesiące. Po opłaceniu bardzo wysokiej kaucji wyszedłem na wolność - tłumaczył. Halabi po wyjściu z aresztu udał się do Aleppo, przez które wówczas przetaczała się pierwsza fala rewolucji.
Omar był świadkiem demonstracji i cierpienia cywilów. - Żyliśmy w swoim mieście mimo ciągłych bombardowań. Zrzucano na nas zakazane prawem międzynarodowym bomby beczkowe. Mimo tego cieszyliśmy się, że żyjemy w swoim rodzinnym mieście - podkreślał. - Kilkakrotnie byłem lekko ranny, ale to nie powstrzymało mnie. Nadal wykonywałem swoją dziennikarską misję - dodał.
Halabi został porwany przez bojowników tak zwanego Państwa Islamskiego. - Na szczęście udało mi się uciec, ponieważ w tym samym czasie wybuchł konflikt pomiędzy rebeliantami a ISIS - tłumaczył.
Oblężenie Aleppo
Pod koniec 2016 roku Aleppo zostało oblężone przez wojska rządowe próbujące stłumić opór sił rebeliantów. Omar, chociaż miał możliwość ucieczki, postanowił zostać z rodziną.
Mieszkańcy miasta, aby przetrwać, musieli dostosować się do wojennej rzeczywistości. Omar oprócz bombardowań i akcji ratunkowych rejestrował codzienne życie Syryjczyków - hodowle warzyw prowadzone w domowych warunkach czy na przykład metody zastępowania niedziałających kuchenek starymi puszkami.
- Oblężone centrum Aleppo było wielkości pola o średnicy pięciu kilometrów. Na tej powierzchni znajdowało się około trzystu tysięcy ludzi. Utworzono korytarz bezpieczeństwa, którym można było wydostać się z miasta. Niektórzy z tego korzystali - wyjaśniał Halabi. - Niestety, albo zostali zastrzeleni, albo zostali aresztowani - dodał. Korytarz bezpieczeństwa okazał się pułapką.
Zawsze będzie pamiętał o tym, co przeżył
22 grudnia 2016 roku Omar wraz z rodziną i 40 tysiącami innych mieszkańców Aleppo opuścili miasto. Kontynuował jednak pracę dziennikarską. Dotarł ze swoją kamerą do obozu dla uchodźców, w którym udokumentował też efekt działań Polskiej Akcji Humanitarnej - toalety.
Nie wie, co kolejny dzień przyniesie jemu, jego rodzinie i rodakom. Zapewnia jednak, że zawsze będzie pamiętał o tym, co przeżył w rodzinnym Aleppo.
Autor: asty / Źródło: tvn24
Źródło zdjęcia głównego: tvn24