Wojna, która jest odpowiedzią Izraela na brutalny atak Hamasu z 7 października, trwa już ponad 100 dni. Liczba ofiar przekroczyła 25 tysięcy. 85 procent mieszkańców Strefy Gazy opuściło swoje domy, a ponad 80 procent cierpi z powodu głodu - alarmują organizacje międzynarodowe. Co dalej? Jakie są scenariusze? Jest ich kilka, ale żaden optymistyczny.
Zapytałam o nie ekspertów amerykańskich uczelni. Wszyscy moi rozmówcy zgodzili się w jednej kwestii: całkowite zniszczenie Hamasu, jakie zapowiadał Izrael, jest nierealne. Co więcej, po zakończeniu tej wojny Strefa Gazy zmieni się bezpowrotnie, a po wojnie do rozwiązania politycznego, które zadowoliłoby obie strony, będzie jeszcze dalej, niż było do tej pory.
- Przykro mi, że jestem pesymistą - mówi prof. Nathan J. Brown, badacz ds. Bliskiego Wschodu i spraw międzynarodowych z George Washington University, doradca organizacji pomocowych, jak USAID czy Programu Narodów Zjednoczonych ds. Rozwoju. - To zresztą najbardziej pesymistyczny okres w mojej karierze, a regionem zajmuję się od lat 90. W najbliższym czasie nie widzę wyjścia z obecnej sytuacji. Właściwie wszyscy polityczni aktorzy nie zgadzają się ze sobą. Stanowisko Izraela jest jasne, nie ma w tym momencie mowy o rozwiązaniu dwupaństwowym, a to jest z kolei warunkiem pozyskania do współpracy innych państw, szczególnie arabskich, w procesie odbudowy, kiedy Izrael wycofa się z Gazy - ocenia.
- Jeśli Izrael znajdzie sposób na wyjście z Gazy, co nie nastąpi szybko, to jakieś porozumienie jest potrzebne, ponieważ każdy, kto będzie płacił na pomoc czy odbudowę Gazy, będzie chciał mieć pewność, że to wszystko ponownie nie zostanie zniszczone - mówi prof. Paul Scham z Instytutu Studiów nad Izraelem na Uniwersytecie Maryland. - A z drugiej strony, kto może zagwarantować, że Izrael nie będzie zagrożony w przyszłości? W tym momencie jest niewiele rzeczy, na które obie strony są w stanie się zgodzić. Według mnie pokój, jeśli będzie możliwy, to może za pięć, dziesięć lat. Najlepsze więc na co możemy liczyć w tym roku, to Gaza, która będzie przypominać pacjenta leżącego na intensywnej terapii.
Podobnie pesymistycznie widzi najbliższy czas prof. Ilana Feldman, antropolożka kulturowa z George Washington University, zajmująca się kwestiami humanitarnymi, uchodźctwa, wysiedleń. - Nie widzę nic, co skłaniałoby mnie do optymizmu. Oprócz odrzucenia idei powstania państwa palestyńskiego rząd Benjamina Netanjahu przez lata osłabiał efektywność instytucji i możliwości zarządzania po stronie palestyńskiej. I dzielił Palestyńczyków. Zresztą Palestyńczycy też są współwinni, ponieważ sami się dzielili, rywalizowali ze sobą. Hamas rządzący Gazą walczył z Fatahem na Zachodnim Brzegu i działał, by go osłabić. W kwestii palestyńskiej w ostatnich latach również nie działo się nic na arenie międzynarodowej. Ani Stany Zjednoczone, ani kraje arabskie nie miały pomysłu na jej rozwiązanie. W związku z tym odłożyły tę kwestię na bok i omijały ją. Po ataku Hamasu i wojnie w Gazie jesteśmy jeszcze dalej od jej rozwiązania - ocenia prof. Ilana Feldman.
Wojna bez wizji
- Premier Izraela Netanjahu nie ma strategicznej wizji na tę wojnę i na jej zakończenie. Jego horyzont strategiczny to jutro lub pojutrze, ale nie myśli o tym, co dalej. Wie jedynie, że ten konflikt przedłuża jego władzę. Nie wiadomo więc, jak długo Izrael utrzyma swoją obecność w Strefie Gazy. Stanowisko obecnego rządu nie daje jasności co do przyszłości tych terenów, jaki jest plan po wycofaniu wojsk i jak odbudować Gazę ekonomicznie i politycznie. Tej wizji nie ma - ocenia prof. Nathan J. Brown.
- Popularność Netanjahu jest na poziomie 10-15 procent, więc im dłużej ta wojna trwa, tym dłużej Netanjahu utrzymuje się na stanowisku. Najgorsze, co powiedział, to to, że zniszczy Hamas. Zrealizowanie tego jest celem nie do osiągniecia, ale po ataku Hamasu na Izrael, ogromnym szoku, wielkich emocjach ludzie chcieli w to uwierzyć. Izrael podaje, że zabił już 8 tysięcy bojowników, z 25-40 tysięcy. I mówi, że będzie prowadził wojnę aż do zniszczenia Hamasu. Na pewno celem numer jeden jest Jahja Sinwar, dowódca Hamasu w Gazie, odpowiedzialny za przygotowanie ataku 7 października. Jest mało prawdopodobne, nawet jeśli Izraelczycy zniszczą tunele, co może zająć jeszcze miesiące, że zabiją lub aresztują większość członków Hamasu, a pozostali będą chcieli opuścić Gazę. Walka z Hamasem może potrwać kilka lat. Dowódcy w armii wiedzą, że Hamasu nie da się całkowicie wyeliminować, a Netanjahu wie, że kiedy wojna się zakończy, najprawdopodobniej odbędą się nowe wybory, ale też zostaną wobec niego i jego dowódców wszczęte dochodzenia, aby wyjaśnić wydarzenia z 7 października - mówi prof. Paul Scham.
Elliott Abrams jest ekspertem ds. studiów bliskowschodnich z Council on Foreign Relations w Waszyngtonie. W przeszłości był zastępcą doradcy ds. bezpieczeństwa narodowego w administracji prezydenta George'a W. Busha nadzorującego politykę USA na Bliskim Wschodzie oraz specjalnym przedstawicielem ds. Iranu w administracji Donalda Trumpa.
On też jest przekonany, że po zakończeniu wojny w Izraelu powstanie komisja śledcza. - Celem tego dochodzenia będzie analiza porażki armii i służb bezpieczeństwa z 7 października oraz odpowiedź na wiele pytań, takich jak dlaczego odpowiedź Sił Obronnych Izraela była taka wolna, dlaczego pojawiły się na miejscu kilka godzin po ataku, a nie w 30 minut - mówi Elliott Abrams.
Kilka dni temu był w Izraelu, gdzie odwiedził kibuc Kfar Aza, który stał się celem ataku Hamasu 7 października. Kibuc położony jest około 5 km od Strefy Gazy, przed atakiem mieszkało w nim blisko 800 osób. - Po ataku mieszkańcy czekali na pomoc 4-5 godzin. Jak to możliwie? I jak to możliwe, że takie miejsca istniały tak blisko Gazy - pyta ekspert. - To jest niezwykle malownicza wioska, ale kiedy dojdzie się do jej końca, jest metalowe ogrodzenie, które łatwo przejść. Dalej jakieś dwa kilometry pól uprawnych, a jeszcze dalej - drugie ogrodzenie. Za nim jest Strefa Gazy i gęsta zabudowa, która rozpościera się po horyzont. I nikt nie pomyślał, że to może być niebezpieczne - mówi Abrams. Według niego istniał taki modus vivendi w Izraelu w ostatnim czasie, który podzielali politycy od lewej do prawej strony, urzędnicy, Mossad, Siły Obronne Izraela - że Hamas nie chce wojny z Izraelem, bo zarządza Strefą Gazy, a ludzie muszą tam żyć, jeść, chodzić do szkoły, pracować. A jeśli chce przemocy, to jedynie na Zachodnim Brzegu. Ponadto na granicy ze Strefą Gazy Izrael był bardziej skupiony na ochronie przeciwrakietowej, a nie ataku transgranicznym. - To było całkowicie złe przekonanie, bo Hamas czekał na okazję, żeby zaatakować. 7 października wywołał więc ogromny szok, dlatego Izrael deklaruje zniszczenie Hamasu, co szybko nie skończy tej wojny - ocenia analityk.
Na kilku poziomach
Hamas, który powstał w latach 80. w Strefie Gazy w czasie pierwszej Intifady, czyli palestyńskiego powstania, to organizacja polityczno-militarno-społeczna, posiadająca szerokie struktury na różnych poziomach. Ideologicznie ma swoje korzenie w egipskim Bractwie Muzułmańskim, które działało na terenie Palestyny od lat 30. XX wieku.
Hamas od początku nie uznawał istnienia Izraela, potępiał porozumienia pokojowe z Oslo z 1993 roku i prowadził działania militarne i ataki terrorystyczne przeciwko Izraelowi. W 2006 roku, jako partia polityczna, wygrał wybory parlamentarne w Autonomii Palestyńskiej i całkowicie usunął ze Strefy Gazy rządzącą tam wcześniej partię Fatah Mahmuda Abbasa. Od tego czasu Hamas budował w Gazie swoje struktury militarne i administracyjne, całkowicie ją kontrolując. Dlatego zniszczenie tych struktur, według Elliotta Abramsa, tak szybko nie nastąpi.
- Niszczenie Hamasu odbywa się na kilku poziomach. Na poziomie instytucjonalnym może zająć jeszcze z miesiąc, natomiast jako organizacji militarnej nawet kilka miesięcy. Stany Zjednoczone chciały, żeby Izrael zajął się tunelami, zabił sporą część bojowników Hamasu. W prywatnych rozmowach Egipt, Jordania, Zjednoczone Emiraty Arabskie, Arabia Saudyjska również chcą widzieć, że Hamas został zniszczony, bo wszyscy są przeciwko Bractwu Muzułmańskiemu, więc reputacja i prestiż Izraela zależy od tego, jak skończy się wojna i jak bardzo zniszczy Hamas. Zgodzę się jednak z tym, że ideologii Hamasu, która opiera się na Bractwie Muzułmańskim, nie da się wyeliminować. Patrząc, jak Bractwo Muzułmańskie zostało zniszczone w Egipcie jako organizacja, uważam, że Izraelowi uda się zniszczyć Hamas jako rząd i armię - ocenia Elliott Abrams. Dodaje też, że jeśli Izrael zgodzi się na scenariusz Stanów Zjednoczonych, które chcą, by zaprzestał operacji wojskowej na taką skalę jak dotychczas i wycofał wojska, robiąc jedynie na Gazę naloty i przeprowadzając precyzyjne ataki, perspektywa wycofania izraelskich wojsk z Gazy jest możliwa nawet w lutym.
Prof. Paul Scham uważa, że aby Izrael zdecydował się na wycofanie wojsk, nie wystarczą deklaracje przedstawicieli amerykańskiej dyplomacji. Wielokrotnie mówił o tym Antony Blinken, który od rozpoczęcia wojny w Gazie odwiedził region już cztery razy. Według niego za tymi deklaracjami muszą iść konkretne działania i presja. - Taką presją jest zatrzymanie dostaw broni czy obwarowanie dostaw jakimiś warunkami. Na razie tego nie ma, są jedynie słowa - mówi prof. Scham.
Pozostaje jeszcze kwestia zakładników, która komplikuje sytuację rządu Netanjahu. Po 100 dniach od rozpoczęcia wojny naciski ze strony ich rodzin rosną. Po pierwszym rozejmie wynegocjowanym z udziałem Kataru, Stanów Zjednoczonych i Egiptu, który trwał od 24 listopada do 1 grudnia, uwolniono 110 osób porwanych przez Hamas (plus grupę 23 Tajlandczyków i Filipińczyka, którą Hamas zdecydował się dodatkowo uwolnić). W zamian Izrael uwolnił z więzień 240 Palestyńczyków. W niewoli pozostaje jeszcze około 135 osób, nie wiadomo, ile z nich wciąż żyje.
Od przerwania rozejmu 1 grudnia podejmowano kilka nieudanych prób powrotu do rozmów. W zamian za uwolnienie zakładników Hamas żąda całkowitego zakończenia wojny i wycofania izraelskich wojsk, na co Izrael się nie zgadza. Pojawiają się różne propozycje, ale na razie nie są dla obu stron zadowalające. - Jednym ze scenariuszy, który pojawił się na stole, było rozwiązanie podobne do rozwiązania przyjętego w trakcie 15-letniej wojny w Libanie, które zmusiło do wyjazdu z Bejrutu członków i dowództwo Organizacji Wyzwolenia Palestyny (OWP). Izrael wycofał swoje wojska poza stolicę Libanu, a kilka tysięcy bojowników, z Jasirem Arafatem na czele wyjechało do Tunezji i innych krajów arabskich. Tutaj pojawiła się propozycja, by dowództwo i bojownicy Hamasu opuścili Gazę i udali się do Algierii, zakładnicy zostaliby uwolnieni i skończyłaby się wojna. Może taki scenariusz byłby możliwy, gdyby nie Jahja Sinwar, dowódca Hamasu w Gazie, odpowiedzialny za atak 7 października. Sinwar nigdy by się na to nie zgodził, więc gdyby Izraelczycy go zabili, na takie rozwiązanie byłyby większe szanse. Jeszcze miesiąc temu ludzie powiedzieliby, że to szaleństwo, ale teraz słychać właśnie takie propozycje. To jeden z pomysłów. Szanse na jego realizację są małe, ale nie zerowe - mówi Elliott Abrams.
- Atak 7 października był dla Izraelczyków ogromną traumą, mówią o nim, że to ich 11 września. Trudne więc było uniknięcie głębokiego strachu. Ale to, co robi rząd Netanjahu, to emocjonalna, a nie analitycznie właściwa odpowiedź. Rozpoczęte działania militarne były oparte na silnej reakcji, bez planu i myślenia o tym, jakie będą tego konsekwencje - ocenia prof. Nathan J. Brown.
Katastrofa humanitarna i odbudowa
Konsekwencje, o których mówi profesor Nathan J. Brown, to dramat ponad 2,3 mln cywilów zamieszkujących Strefę Gazy. Liczba ofiar przekroczyła 25 tysięcy, z czego 70 procent stanowią kobiety i dzieci - informuje OCHA (Biuro Narodów Zjednoczonych ds. Koordynacji Pomocy Humanitarnej), opierając się na danych Ministerstwa Zdrowia Gazy. 21 grudnia 2023 roku, po dziesięciu tygodniach trwania wojny w Gazie, dziennik "New York Times" pisał, że liczba mieszkańców Gazy zabitych podczas wojny na tym terytorium przekroczyła liczbę ofiar jakiegokolwiek innego arabskiego konfliktu z Izraelem od powstania tego państwa w 1948 roku.
Jak podaje ONZ, w wyniku bombardowań zniszczono 360 tysięcy mieszkań, 378 placówek edukacyjnych, 85 procent mieszkańców Strefy opuściło swoje domy, a ponad 80 procent cierpi z powodu niedożywienia. Według UNICEF 90 procent dzieci poniżej drugiego roku życia spożywa jeden lub dwa posiłki dziennie, które stanowią głównie chleb lub mleko, a jedna czwarta ze 155 tysięcy kobiet w ciąży i matek karmiących spożywa tylko jeden posiłek dziennie. Organizacja określiła Strefę Gazy najbardziej niebezpiecznym miejscem na świecie dla dzieci. Brakuje wody pitnej, a złe warunki sanitarne powodują szerzenie się chorób zakaźnych, infekcji bakteryjnych, biegunek, które mogą doprowadzić do całkowitej humanitarnej katastrofy - alarmuje OCHA i WHO (Światowa Organizacja Zdrowia).
Służba zdrowia w Gazie całkowicie się załamała. Operacje, w tym amputacje kończyn, odbywają się bez znieczulenia, częściowo działa 16 z 35 szpitali - informuje organizacja Lekarze bez Granic. 18 stycznia, po powrocie z wizyty w Gazie, dyrektor wykonawczy UNICEF Ted Chaiban powiedział, że to, co tam zastał, to jedne z najbardziej przerażających warunków humanitarnych, jakie kiedykolwiek widział. Natomiast Dominic Allen, przedstawiciel UNFPA (Funduszu Ludnościowego Narodów Zjednoczonych) w Palestynie, powiedział, że sytuacja humanitarna w Strefie Gazy przeżywa bezprecedensowe załamanie we wszystkich sektorach. Dodatkowo pogarsza ją obecna koncentracja większości mieszkańców Gazy w dystrykcie Rafah na południu Strefy (w którym przed wojną mieszkało 280 tys. osób). Według ONZ w Rafah przebywa obecnie ponad 1,5 mln ludzi wewnętrznie przesiedlonych. - Gaza stała się miejscem śmierci i rozpaczy, miejscem nienadającym się do zamieszkania - powiedział kilka dni temu Martin Griffiths, podsekretarz generalny ONZ prof. humanitarnych.
- To bez wątpienia jeden z najbardziej ekstremalnych kryzysów humanitarnych, jakie widzieliśmy, i ta ekstremalność, skala zniszczeń szokuje każdego dnia. Po tej wojnie Strefa Gazy zmieni się jak nigdy dotąd - mówi prof. Ilana Feldman, od lat 90. prowadząca badania nad społecznością palestyńską w Gazie, na Zachodnim Brzegu i krajach Bliskiego Wschodu, ekspertka ds. kwestii humanitarnych.
Domobójstwo
W ostatnich latach Izrael przeprowadzał kilka operacji militarnych w Strefie Gazy. Na przełomie 2008/2009 roku, w 2012, w 2014 i w 2021 roku. Żadna z nich nie trwała jednak tak długo i nie była tak destrukcyjna jak ta obecna. - Masowe zniszczenia domów, które obserwujemy, teraz zostały określone przez organizacje międzynarodowe nowym słowem domicide (domobójstwo) - jako nowy rodzaj zbrodni przeciwko ludziom - mówi Feldman. Według niej bieżąca odpowiedź humanitarna na ten problem to jedno, ale długoterminowe rozwiązanie tego powtarzającego się od lat kryzysu humanitarnego Palestyńczyków może być tylko polityczne. Feldman przywołuje słowa wypowiedziane w 2005 roku przez byłą wysoką komisarz NZ ds. Uchodźców (w latach 1991-2000) Sadako Ogatę: "Nie ma humanitarnych rozwiązań dla humanitarnych problemów". Na humanitarne problemy są tylko rozwiązania polityczne.
- Jednak polityczne rozwiązanie wymagać będzie radykalnie nowego myślenia od wszystkich zaangażowanych stron, co stwarza wiele trudności. Na razie też intencje Izraela co do terytorium Gazy pozostają niejasne, szczególnie patrząc na propozycje, które się pojawiają jako humanitarne rozwiązania, jak zaproponowana w pewnym momencie czystka etniczna (ethnic cleansing) polegająca na wypchnięciu dwóch milionów ludzi na południe, a potem opuszczenie przez nich Gazy. Pojawiły się informacje o tym, że Izrael próbował negocjować z krajami takimi jak Kongo przyjęcie palestyńskich uchodźców. Odmawiają tego również sami Palestyńczycy, dla których przymusowe przemieszczenie poza Strefę Gazy jest kolejnym podżeganiem do Nakby - mówi prof. Feldman.
Nakba, z języka arabskiego "katastrofa", to przymusowe wysiedlenie około 750 tys. Palestyńczyków w trakcie wojny z Izraelem w 1948 roku. Palestyńczycy, którzy opuścili wtedy swoje domy, nigdy do nich nie wrócili. Takie obawy mają też dziś, słysząc ostatnie wypowiedzi izraelskich polityków, Becalela Smotricza, ministra finansów, i Itamara Ben-Gewira, ministra bezpieczeństwa. - Słysząc takie propozycje, Palestyńczycy odmawiają, ponieważ nauczeni swoją historię wiedzą, że możliwości powrotu nie będzie. Są jednak bombardowani od ponad 100 dni i jeśli to będzie trwało i jedyną możliwością, by pozostać przy życiu, będzie wybór między śmiercią a opuszczeniem Gazy, będą chcieli chronić życie i swoje rodziny. To bardzo niepokojąca sytuacja - ocenia prof. Feldman.
Takie wypowiedzi izraelskich polityków potępił Departament Stanu USA, a administracja prezydenta Bidena sprzeciwia się temu rozwiązaniu. - Wydaje się, że Stany Zjednoczone chcą na ten moment znaleźć kompromis z jakimś politycznym horyzontem, w którym będzie mowa o państwie palestyńskim. Bez tego nie będzie odbudowy, o czym mówią Zjednoczone Emiraty Arabskie czy Arabia Saudyjska - zauważa Elliott Abrams. - Jednym z pierwszych rozwiązań będzie zbudowanie miast namiotowych, takich obozów dla ludzi wewnętrznie przesiedlonych. Egipt buduje właśnie taki przy własnej granicy po stronie Gazy, na około 10 tys. osób. Jest tam elektryczność, infrastruktura potrzebna do mieszkania, ale takich obozów potrzeba z 20 albo 30, więc potrzeba też pieniędzy, nawet jak zajmie się tym ONZ - dodaje.
Według prof. Nathana J. Browna wojna w Strefie Gazy zmieniła organizacje międzynarodowe. Wiele z nich straciło swoich pracowników, a ich placówki były atakowane. UNRWA - Agencja Narodów Zjednoczonych ds. Pomocy Uchodźcom Palestyńskim na Bliskim Wschodzie - działająca od 1949 roku i jako jedyna agencja NZ zajmująca się tylko Palestyńczykami w Strefie Gazy, na Zachodnim Brzegu i w krajach sąsiadujących (Liban, Jordania, Syria), gdzie mieszkają Palestyńscy uchodźcy - od początku wojny straciła ponad 150 pracowników.
- Do odbudowy Gazy potrzeba bardzo doświadczonych organizacji, ale nie wiadomo, które miałyby się tym zająć. Słuchając amerykańskiej administracji, chociażby Antony'ego Blinkena w trakcie jego ostatniej wizyty na Bliskim Wschodzie, widać, że Stany Zjednoczone chcą, by główną rolę w tym procesie odegrała ONZ. Ale za tym musi iść jakaś ochrona polityczna dla organizacji międzynarodowych, bo ta wojna pokazała, że jej brakuje. Ponadto ze strony Izraela pojawiają się oskarżenia wobec pracowników tych organizacji i są one atakowane przez izraelskie środowiska prawicowe - mówi profesor Nathan J. Brown. Na początku grudnia problem z przedłużeniem wizy w Izraelu miała Lynn Hastings, która przez prawie trzy ostatnie lata pełniła funkcję zastępcy specjalnego koordynatora ds. procesu pokojowego na Bliskim Wschodzie i koordynatora pomocy humanitarnej ONZ w Strefie Gazy i na Zachodnim Brzegu. Sprawę opisywał "Times of Israel", powołując się na wypowiedź ówczesnego ministra spraw zagranicznych Eliego Kohena, który na platformie X poinformował, że anulował wizę dla Lynn Hastings z powodu jej odmowy wypowiadania się przeciwko Hamasowi. Hastings, jak pisze izraelski dziennik, krytykowała izraelską ofensywę w Strefie Gazy i apelowała o zwiększenie pomocy humanitarnej.
Kto weźmie odpowiedzialność
Według Elliotta Abramsa Izrael uważa, że UNRWA stała się symbolem palestyńskiej walki i kooperowała z Hamasem. - Izrael ma problem z tą organizacją, ponieważ znaleziono dowody w mediach społecznościowych na to, że niektórzy pracownicy organizacji pochwalali okrucieństwa popełnione przez Hamas 7 października, szerząc antysemityzm i nienawiść do Izraela - dodaje Abrams. Gilad Erdan, stały przedstawiciel Izraela przy ONZ, publicznie oskarżał pracowników UNRWA o powiązania z Hamasem. Organizacja w oficjalnym oświadczeniu zaprzeczyła tym oskarżeniom. O tym, że Izrael ma w planach wypchnąć agencję po wojnie ze Strefy Gazy, pisał w grudniu "Times of Israel", powołując się na tajny raport Ministerstwa Spraw Zagranicznych.
Problemem jest więc nie tylko, kiedy, ale też kto i jak weźmie odpowiedzialność za dystrybucję pomocy i odbudowę Gazy. To, co powinno wydarzyć się po zaprzestaniu walk, to oczywiście masowy wzrost pomocy humanitarnej, która wjedzie do Strefy, by podtrzymywać ludzkie życie. Jednak potem, według prof. Ilany Feldman, mieszkańcy powinni mieć możliwość powrotu do północnej części strefy i odbudowy swoich domów, a dopiero w dalszej kolejności mogłaby rozpocząć się odbudowa struktur społecznych.
- Odbudowa Gazy to będzie odbudowa całej infrastruktury społecznej od szpitali po szkoły, meczety, uniwersytety, centra kultury, bo te wszystkie miejsca zostały zniszczone, a żeby odbudować społeczeństwo i życie, potrzeba publicznych budynków i instytucji. Mamy do czynienia z całkowicie straumatyzowaną populacją, cała generacja dzieci doświadczona jest doświadczeniami tej wojny. One będą potrzebowały pomocy na poziomie indywidualnym, żeby wyjść z tej traumy - mówi prof. Ilana Feldman.
Badaczka postuluje stworzenie nowego mechanizmu odbudowy, bo ten, który funkcjonował w Gazie w ostatnich latach, według niej uniemożliwiał efektywne działanie. Tym razem skala zniszczeń jest największa niż ta, z jaką organizacje pomocowe miały dotychczas do czynienia. Ostatni mechanizm odbudowy Strefy Gazy został wypracowany po wojnie z 2014 roku, która trwała 50 dni. Zginęło wtedy 2,1-2,3 tys. Palestyńczyków. W wyniku bombardowań zburzono ponad 7 tys. domów, a 89 tys. zostało uszkodzonych. Według prof. Feldman ten system, przy mniejszych zniszczeniach niż obecnie, i tak mocno ograniczał odbudowę. - Cały mechanizm był kontrolowany i ograniczony przez Izrael. Opierał się na porozumieniu między ONZ, Izraelem a palestyńskim rządem. Izrael kontrolował wszystko, co do Strefy Gazy wjeżdżało, sprawdzane było przeznaczenie wszystkich materiałów budowlanych, a organizacje pomocowe operujące w Gazie musiały poruszać się w ramach tego mechanizmu. Niestety, pełna kontrola ze strony Izraela ograniczała odbudowę. Zatem w dyskusji o odbudowie Gazy po obecnej wojnie i o tym, jak będzie wyglądał ten praktyczny mechanizm, ważne jest, aby wyciągnąć wnioski z przeszłości - podkreśla ekspertka.
Proces polityczny
Przeszłość pojawia się też, kiedy zaczynamy rozmawiać o tym, kto z kim będzie rozmawiał o przyszłości Gazy. Prof. Feldman przywołuje wydarzenia po wojnie z 1973 roku, po której rozpoczęły się rozmowy pokojowe.
- Czasem ogromny kryzys prowadzi do przełomu, tak mogłoby zadziać się i tym razem. To niewykluczone, ale patrząc na brak partnerów, którzy dziś mogą ze sobą rozmawiać, trudno o optymizm - mówi prof. Feldman.
Kryzys, który przywołuje badaczka, to dwudziestodniowa wojna Jom Kipur z października 1973 roku, kiedy wojska Egiptu, Syrii i innych państw arabskich regionu zaatakowały Izrael. Izrael był zaskoczony, niezdolny do szybkiego odparcia napaści. Ostatecznie wygrał, choć kraje arabskie tego zwycięstwa nie uznały. Wynikiem tej wojny była konferencja w Genewie w grudniu 1973 roku, na której po raz pierwszy omawiano kwestię palestyńską na takim szczeblu, choć Stany Zjednoczone i ZSRR nie zgodziły się na obecność reprezentanta Palestyńczyków - tzn. Organizacji Wyzwolenia Palestyny, którą reprezentował Egipt. Potem było porozumienie z Camp David z 1978 roku, a jeszcze potem porozumienia z Oslo podpisane 13 września 1993 r. przez Izrael i OWP, które mówiły o wzajemnym uznaniu, a także powołaniu Autonomii Palestyńskiej. - Do porozumień z Oslo OWP było partią, z którą, jak Izrael mówił, nigdy nie będzie rozmawiał. Było to nawet nielegalne [w 1986 roku Kneset przyjął specjalną ustawę zabraniającą kontaktów z OWP - red.]. A jednak historia pokazała, że nigdy nie należy mówić "nigdy" - zaznacza prof. Ilana Feldman.
Prof. Nathan J. Brown uważa, że błędne jest założenie Izraela, że po tej wojnie Hamas przestanie istnieć. - Stanowisko Izraela na ten moment jest takie, że Hamas nie może odgrywać żadnej politycznej roli. Ale pamiętajmy, że Hamas jest bardzo odporną organizacją, która powstała w podziemiu i tam będzie nadal istnieć. Po wojnie będzie głęboko zraniony, jego struktury zniszczone, ale jego wyeliminowanie nie jest realne. Myślenie o politycznym rozwiązaniu, które w jakiś sposób nie uznaje jego dalszej roli, jest iluzją - ocenia prof. Nathan J. Brown.
- Rząd Autonomii Palestyńskiej Mahmuda Abbasa jest słaby, skorumpowany, nie ma wizji. Na ten moment nie chce zarządzać Gazą. Zresztą Izraelczycy mówią, że na to nie pozwolą. Od lat nie chcą nawet, by Palestyńczycy tworzyli efektywne struktury zarządzające. Od porozumień w Oslo polityka Izraela miała na celu dzielenie Palestyńczyków i podważanie skuteczności wszelkich palestyńskich organów, a Palestyńczycy zamiast współpracować też się dzielili, nie budowali narodowej strategii wyzwolenia Palestyny - ocenia prof. Ilana Feldman. Wspomina swoje pobyty w Palestynie: - Już wiele lat temu słyszałam od samych Palestyńczyków, że czują, że utknęli, że nie ma żadnej strategii ani politycznej wizji.
- Bierność i brak reakcji władz Autonomii Palestyńskiej na to, co dzieje się w Gazie, czy rosnącą przemoc ze strony osadników izraelskich wobec Palestyńczyków na Zachodnim Brzegu pokazuje słabość i brak politycznego pomysłu - ocenia prof. Nathan J. Brown. Chęci, potrzeby na poziomie społecznym są ogromne, ale nie ma liderów, którzy stworzyliby polityczną wizję, bo na razie wszystko pozostaje w sferze symboli. Tak jak konstytucja z 2003 roku, nad projektem której profesor pracował jako doradca, kiedy proces pokojowy z Oslo zaczął upadać. - Wtedy Palestyńczycy pomyśleli, że zaczną przygotowywać się na sytuację, kiedy zaczęłoby się coś dziać w zakresie tworzenia ich państwa. Sformowali komitet, który miał opracować ten dokument. Dokument powstał, ale dziś jest symbolem. Gdyby ktoś powiedział: "nie jesteście gotowi na państwo", oni wtedy mogą powiedzieć: "mamy projekt konstytucji" - mówi prof. Brown.
Według prof. Paula Schama na horyzoncie nie ma wyraźnego następcy 88-letni prezydenta Autonomii Palestyńskiej Mahmuda Abbasa i to również osłabia stronę palestyńską w rozmowach. - Widzę tutaj największą rolę Stanów Zjednoczonych. Przed obecną wojną rządy krajów arabskich nie interesowały się specjalnie sprawą palestyńską, jedynie ich społeczeństwa, w których już wcześniej panowała nienawiść do Izraela, a obecna wojna ją pogłębiła. Tak silne antyizraelskie nastroje oznaczają, że przez najbliższe lata Bliski Wschód będzie regionem niepewnym - mówi profesor.
- W przyszłości władze palestyńskie przejmą Gazę, może za rok, dwa, pięć lat. Na razie nie są na to gotowe - ocenia Elliott Abrams.
- Rządy krajów arabskich nie chciały dotąd i nadal nie będą chciały współpracować z Izraelem, ale zależy im na dobrych relacjach ze Stanami Zjednoczonymi i stabilizacji w regionie. Więc gdyby nawet powstało państwo palestyńskie, które będzie biedne, niestabilne, niespokojne, to są w stanie zaakceptować tam w jakiś sposób Izrael, by uniknąć chaosu. Na ten moment wydaje się, że Stany Zjednoczone są w tym wszystkim jednak zdezorientowane, tym bardziej że jest to rok wyborów prezydenckich i podejmowane decyzje będą głównie polityczne. Może po wyborach Stany Zjednoczone zaczną zachowywać się w politycznie spójny sposób - ocenia prof. Paul Scham.
- Warunkiem współpracy ze strony państw arabskich przy odbudowie Strefy Gazy jest zapewnienie, że powstanie państwo palestyńskie, na co dziś nie zgadza się Izrael. Wraz z odbudową musi rozpocząć się więc polityczny proces. Amerykanie próbują go budować, ale nie jest do końca jasne jak. Szanse, że zrobią to, szczególnie w roku wyborczym, oceniam na jeden do dziesięciu tysięcy - mówi prof. Nathan J. Brown.
Autorka/Autor: Miłka Fijałkowska
Źródło: tvn24.pl
Źródło zdjęcia głównego: Getty Images