20 czerwca Światowy Dzień Uchodźcy. Przypominamy tekst z czerwca 2024 r.
- W Szatili - obozie dla palestyńskich uchodźców w Bejrucie, stolicy Libanu - mieszka dziś ok. 22 tysiące osób, choć lata temu tworzono go z myślą o trzech tysiącach ludzi.
- Dzieci stąd, jeśli w ogóle chodzą do szkoły, to do klas, w których średnio jest po 45 uczniów. Sporo z nich wychowuje jednak ulica.
- Madżdi Majzoub, zwany kapitanem Madżdim, próbuje to zmienić. Pokazuje dzieciakom w Szatili, że sport to nie tylko zdrowie. Że sport może być czymś więcej.
- Jak wiele daje młodym uchodźczyniom projekt "Koszykówka pokonuje granice" , widziała w Bejrucie dziennikarka tvn24.pl.
To tylko trening, ale z podziwem patrzę, ile z siebie dają, jak walczą o zwycięstwo i ile sprawia im to radości. Jest już późne popołudnie, a na boisku w Kaskas niedaleko największego w Bejrucie parku Horsz grupa dziewcząt rozgrywa mecz. W chustach i z odkrytymi głowami, w strojach sportowych i zwyczajnym ubraniu.
Jedna drużyna, która na treningu podzielona jest na dwa grające przeciwko sobie zespoły. Tego dnia nie ma wszystkich dziewcząt, do treningu dołączyło kilku kolegów. Dziewczęta trenują z wielką determinacją i zaangażowaniem, a trener zwany kapitanem Madżdim mocno je dopinguje. Co chwilę wykrzykuje komendy, rady, czasami żartuje. Pod koniec treningu dziewczyny chcą, żebym zagrała z nimi, robię to niechętnie, bo w grach zespołowych nigdy nie byłam dobra. W końcu wyciągają mnie na boisko. Są świetne i po kilku minutach gry czuję, że raczej zaczynam im przeszkadzać. Starają się dawać mi fory. Krzyczą, żebym przeszła do ataku. Próbuję, ale nie mogę za nimi nadążyć. Grają jak profesjonalistki, niektóre są w drużynie już od kilku lat.
Dzieciństwo bez słońca
Boisko w Kaskas leży poza obozem dla uchodźców Szatila, w którym mieszka większość dziewcząt z drużyny. Dookoła dużo przestrzeni, z jednej strony park, z drugiej ulica z budynkami mieszkalnymi - i przede wszystkim widać niebo i słońce. Można by powiedzieć, nic nadzwyczajnego, normalny widok, ale nie dla wszystkich. Nie dla dzieciaków z Szatili, palestyńskiego obozu dla uchodźców w Bejrucie, jednego z 12 takich obozów dla Palestyńczyków w Libanie.
To miejsce w pewien sposób niezwykłe - nad głowami właściwie nie widać nieba. Szatila zabudowana jest bardzo gęsto, między budynkami wiszą setki kabli, po prostu nie ma tam nieba. Brak światła to pierwsza rzecz, która szokuje, kiedy jest się tam po raz pierwszy. Do tego smród ścieków, wilgoć i poruszanie się po obozie, które momentami przypomina chodzenie po ciemnym labiryncie. Budynki stoją tak blisko siebie, że czasami jedna osoba ledwo mieści się w przejściu.
W obozie założonym w 1949 roku dla palestyńskich uchodźców miało mieszkać 3 tys. osób. Do niedawna mieszkało w nim około 10 tys. Palestyńczyków, dziś mieszkańców są 22 tysiące, bo po rozpoczęciu wojny w Syrii w 2011 roku Szatilę zapełnili uchodźcy z tego kraju. Jest ich obozie około 12 tysięcy.
Od powstania obszar obozu się nie zmienił, według ONZ zajmuje niecały kilometr kwadratowy. To dlatego Szatila pnie się w górę. Na wszystkich budynkach dobudowywano koleje piętra, bez wzmacniania fundamentów. W żadnym obozie w Libanie, a może i w całym regionie, nie ma tak gęstej i wysokiej zabudowy. Nawet jeśli niektóre z uliczek są szersze na tyle, by mógł przejechać nimi samochód, to wisi nad nimi tak gęsta plątanina kabli, przewodów elektrycznych, że promienie słońca ledwo się przez nie przebijają. Kiedy taki samochód - z jakimś towarem do sklepów, bidonami z wodą lub butlami z gazem - próbuje przejechać, na dachu niemal zawsze siedzi ktoś, kto podnosi ten wiszący nad ulicą czarny parasol z kabli.
W Szatili bez nieba nad głową wszystko jest inne, przede wszystkim dzieciństwo. Dzieci biegają i bawią się na ciemnych, zawilgoconych, brudnych, zaśmieconych i przeludnionych ulicach, po których niekiedy płyną ścieki. Nie ma placów zabaw, trawników, boisk, czasem brakuje nawet piłki do grania. Za to można zobaczyć na przykład dzieci bawiące się wyjętą ze starej kasety taśmą czy na huśtawce własnej roboty.
O Szatili mówi się, że jest miejscem, które całym pokoleniom odbiera marzenia. Z pewnością nie jest to też miejsce, gdzie łatwo uprawiać sport. Próbuje to zmienić Madżdi Majzoub, nazywany przez dzieci kapitanem Madżdim.
"Koszykówka pokonuje granice"
Misja założonego przez niego w 2010 roku Palestyńskiego Klubu Młodzieżowego wykracza daleko poza sport. To miejsce ma hartować, uczyć dyscypliny, otwierać horyzonty i uczyć marzyć. W jednym z wysokich budynków w obozie, na ostatnim piętrze mieści się niewielka sala sportowa, w której odbywają się zajęcia. Chłopcy trenują piłkę nożną, boks, a dziewczęta koszykówkę w ramach projektu "Koszykówka pokonuje granice". Choć klub ma tę niewielką salę, kapitan Madżdi stara się, by dzieciaki wychodziły na trening na powietrzu, właśnie na boiska poza obóz, niedaleko parku Horsz. To tam byłam na treningu koszykówki z dziewczynami, bo w obozie żadnego boiska nie ma. - To jest dla nich namiastką normalności. Poza tym nasza sala nie ma okien, klimatyzacji, więc w lecie nie ma tu czym oddychać - mówi kapitan Madżdi.
Drużyna koszykówki to nie jest zwykły pomysł na uprawianie sportu, drużyna ma zmieniać charaktery, zapalać w dziewczętach iskrę nadziei, a często też po prostu być bezpieczną przystanią dla palestyńskich, libańskich i syryjskich dziewcząt - bo to grupa otwarta dla każdego, niezależnie od kraju pochodzenia. Każdego roku przyjmuje około 20 nowych dziewcząt. Na więcej po prostu nie ma pieniędzy.