Vincenzo dotknął swojego serdecznego palca i spojrzał na ojca, jakby pytając o obrączkę. Paolo odpowiedział mu wtedy, używając obu dłoni: najpierw przesunął nimi po bokach głowy, zaczesując włosy do tyłu. Później delikatnie klepnął się po policzkach i na koniec zaczął kręcić rękoma przed sobą, jakby prowadził auto. Nie wymienili ani słowa. A kodu, którym porozumieli się dwaj oskarżeni, nie zrozumiał nikt z zebranych tego dnia w sądzie. Rozszyfrowano go dopiero dobę później, po złapaniu polskiego imigranta, który taszczył za sobą worek ze zmasakrowanymi zwłokami.
Paolo i Vincenzo Di Lauro, bossowie włoskiej Camorry, nie widzieli się wtedy od trzech lat. Spotkali się w 2005 roku w neapolitańskim sądzie, gdzie odpowiadali za kierowanie organizacją przestępczą. Najpierw wymienili spojrzenia - szklana szyba pancerna nie stanowiła żadnej przeszkody - a potem odegrali teatr gestów.
Mogłoby się wydawać, że skoro Włosi są niepisanymi mistrzami świata w gestykulacji, śledczy, dziennikarze, świadkowie zebrani na sali numer 215 zrozumieją, o co chodziło w tej dziwnej rozmowie. Nic bardziej mylnego. Bo obok gestów powszechnie znanych i stosowanych na co dzień przez Włochów, są te zarezerwowane dla członków "zorganizowanych grup przestępczych", czytaj: mafiozów. Wymyślane na potrzeby sytuacji, zastrzeżone tylko dla wtajemniczonych, z zamkniętego kręgu.
Żeby się w nim znaleźć, należy przejść rytuał chrztu z nakłuwaniem palca i upuszczaniem krwi oraz paleniem świętego obrazka. Brzmi jak legenda, scena z filmu. Jednak, jak wynika z wiedzy naszych rozmówców, a przede wszystkim z relacji "skruszonych" bossów, którzy postanowili współpracować z prokuraturą, to prawda.
- Może mi pani nie wierzyć, ale to cały czas się dzieje. Do chrztu w Cosa Nostrze [w języku włoskim "Nasza Rzecz" - red.] używają najczęściej obrazka świętej Rity albo tego ze Zwiastowaniem Najświętszej Marii Panny. Potrzebują też kropli swojej krwi, więc nakłuwają palec prawej dłoni igłą. Ci z okolic Palermo robią to kolcem z krzewu sycylijskiej gorzkiej pomarańczy, a ci z centrum wyspy, skąd ja pochodzę, to megalomani, kłują się złotą szpilką - wyjaśnia mi Attilio Bolzoni, pisarz i dziennikarz, który zaczynał karierę w latach 80. jako sycylijski korespondent "La Repubbliki".
Życie pisze najlepsze scenariusze? Niekoniecznie. Mafiozi potrafią bezczelnie wzorować się na fikcyjnych postaciach z literatury czy filmów o... sobie. Bo o ile wspólnicy Tony'ego w jednej ze scen serialu "Rodzina Soprano" kroją ciało ich ofiary na kawałki piłą rzeźniczą i nie do końca jest to tylko fantazją reżysera - 6 stycznia tego roku jeden ze "skruszonych" mafiozów wyznał, że wie, co stało się z zaginioną trzy lata temu Marią Chindamo, przedsiębiorczynią z Kalabrii: "Została zabita, a jej ciało albo zmiażdżyli ciągnikiem, albo pocięli na kawałki i dali później do spożycia świniom", cytował go w styczniu dziennik "La Stampa" - o tyle już obcięcie głowy ukochanego konia i podrzucenie jej właścicielowi pod nos najpierw wydarzyło się w "Ojcu chrzestnym" Francisa Forda Coppoli.
Przykłady nieludzkiej brutalności włoskiej mafii można by mnożyć niemal w nieskończoność. I niemal w każdym okaleczeniu, zabójstwie - można doszukiwać się wiadomości.
"Masz wiadomość"
15 sierpnia 2007 roku. Karabinierzy podsłuchują rozmowę telefoniczną mieszkańców małej miejscowości San Luca, w sercu Kalabrii. To nieformalna stolica mafii 'Ndranghety. O godzinie 12.14 jeden z mężczyzn podnosi słuchawkę.
- Halo, kto mówi?
- Achille.
- Kto?
- Jest mama w domu? Stoi koło ciebie?
- Nie. Dlaczego? Jeszcze raz, kto mówi? Musiałbym po nią iść.
- To idź, idź jej powiedzieć, że… - dzwoniącemu mężczyźnie nagle łamie się głos, zaczyna szlochać.
- Kto mówi ?! - rozmówca zaczyna się niecierpliwić.
- Nie żyją. Mój brat, mój siostrzeniec, twój brat, wszyscy martwi - dzwoniący, nie przestając płakać, wyrzuca z siebie szybko przerażającą wiadomość.
- Mój brat też?
- Tak…
***
Niemcy, Duisburg. Niecałą dobę wcześniej szóstka młodych Włochów wchodzi do pizzerii U Bruna. Świętują 18. urodziny jednego z nich. Po skończonej zabawie, chwilę po godzinie drugiej w nocy, wychodzą z lokalu i wsiadają do swoich samochodów. Chwilę po tym rozlega się odgłos ponad 70 strzałów z broni palnej.
Około 2.30 przypadkowy przechodzień natrafia na pięć martwych ciał. Szósty chłopak jeszcze żyje, umrze podczas transportu do szpitala. Mężczyzna wzywa służby. Śledczy zabezpieczają ciała ofiar, zauważają, że każda z nich ma identyczny ślad po strzale w głowę - jakby zabójcy chcieli upewnić się, że nikt nie przeżyje. W pewnym momencie policjant wyciąga z kieszeni 18-letniego Tommasa wizerunek świętego Michała Archanioła. Jest nadpalony. Nad stołem, przy którym siedzieli koledzy, wisi niewielki portret Madonny di Polsi - patronki kalabryjskiego miasteczka San Luca.
Tamtej nocy pizzeria była nie tylko miejscem, w którym Tommaso obchodził urodziny, najprawdopodobniej uroczyście wstępował do 'Ndranghety. Jego zabójcy, przeciwnicy z wrogiego klanu, specjalnie wybrali ten dzień, żeby upokorzyć rywali.
23 sierpnia ciała Tommasa i jego kolegów wróciły do San Luca. Zostali pochowani na miejscowym cmentarzu.
- Martwi mówią. Martwi ludzie zawsze coś nam mówią. To, kogo zabito, kiedy, w jaki sposób - miejsce zbrodni, każdy szczegół tworzy element układanki mafijnego przestępstwa, czasem coś symbolizuje - wylicza Attilio Bolzoni, Sycylijczyk, który w 2009 roku otrzymał włoską nagrodę "È giornalismo" i tytuł najlepszego dziennikarza z południa kraju za 30 lat rzetelnej pracy reporterskiej i pisania o mafii.
Sposoby okaleczania ciał po śmierci zdradzały najczęściej, czym ofiary zasłużyły sobie na śmierć. Także symbole pozostawiane na miejscu zbrodni od zawsze miały jeden cel: przekazać jakąś wiadomość.
Tak opisuje to Giovanni Greco, profesor historii z Università di Bologna: "Obcięta ręka oznaczała, że ofiara kogoś okradła, wiedząc, że nie mogła kraść w tej określonej okolicy lub od tej określonej osoby chronionej przez mafię. Wydłubane oczy zaciśnięte w pięści znaczyły, że martwy zamordował kogoś z mafijnych kręgów. Chusteczka lub kamień wsadzone w usta sugerowały, że powinien był milczeć, czego nie zrobił, a obcięte genitalia przywiązane do szyi dawały do zrozumienia, że tknął kobietę mafioza, podczas gdy ten odsiadywał wyrok w więzieniu".
Chociaż te najkrwawsze czasy włoskiej mafii, gdy klany rozgrywały zacięte walki o dominację nad kontrolowanym terenem, skończyły się w latach 90. (do ich końca przyczynił się "maksiproces", o którym więcej za chwilę), to takie "pokazowe" zabójstwa w XXI wieku nadal się zdarzają.
Martwe wrony i łeb konia
Podobnie przestępcy działali i dalej działają w sytuacjach, gdy chcą kogoś ostrzec.
Roberto Saviano, autor bestsellerowej "Gomorry", od razu zrozumiał, że dwadzieścia martwych wron w pobliżu domku na plaży, gdzie spędzał w 2010 wakacje, nie wzięło się znikąd. Czarne ptaki ułożone w półokręgu zdawały się mówić: "wiemy, co robisz, gdzie podróżujesz. Obserwujemy cię, nawet kiedy myślisz, że odpoczywasz na urlopie". Camorra już w 2008 roku wydała na pisarza wyrok śmierci.
Włoscy mafiozi grożą nie tylko obcym, równie skutecznie zastraszają siebie nawzajem. Czasem w bardzo wyszukany sposób, zawsze celując w najczulszy punkt ofiary.
W 1991 roku klan Antonia Ruocco (z Camorry) toczył bratobójczą walkę z klanem przeciwnika, Paola di Lauro (tego od teatru gestów). To był wewnętrzny konflikt kamorrystów, chodziło o dominację w handlu narkotykami na terenie Kampanii.
- Niektóre z przestępstw, jakich dokonywali podczas tej wojny, przypominały sceny wyjęte z filmów. W pewnym momencie ludzie Di Lauro porwali i zabili ulubionego konia brata Antonia. Obcięli zwierzęciu głowę i zostawili ją przed domem rodziny Ruocco. Ten bestialski akt nie tylko miał zadać ból przeciwnikom, ale też przywołać słynną scenę z "Ojca chrzestnego", sztandarowy przykład mafijnego ostrzeżenia - tłumaczył Roberto Saviano w 2017 roku na bolońskim uniwersytecie, podczas wykładu otwartego dla studentów.
W powieści Mario Puzo, jak i w jej filmowej adaptacji, wątek konia wygląda bardzo podobnie: Vito Corleone chce namówić producenta filmowego, żeby w swoim najnowszym filmie zatrudnił jego podopiecznego, członka Cosa Nostry. Producent odmawia, nie przekonują go groźby słowne, nie chce mafijnych pieniędzy. Wszystko zmienia się pewnego dnia rano, kiedy budzi się w swoim łóżku cały zakrwawiony. Na początku nie wie, co się dzieje, spanikowany zaczyna szarpać kołdrę, by odkryć, że w nogach leży głowa jego ukochanego ogiera, tego samego, którego dzień wcześniej prezentował z dumą wysłannikowi bossa mafii.
Kwas i cement
Naturalnie nie wszystkie przestępstwa wymagają podobnego poświęcenia, niektóre to zwykłe zlecenia, zadania do odhaczenia na liście. W tych przypadkach ciało po zbrodni tylko przeszkadza.
Attilio Bolzoni opowiada mi, jak sposoby zabijania ewoluowały przez lata. - Jeśli ktoś nie chciał przekazywać żadnej wiadomości, wybierał "czysty" sposób zabójstwa i po prostu pozbywał się zwłok. W latach 70. mafiozi zalewali ciała cementem, w 80. z kolei bardzo często rozpuszczali zwłoki w kwasie. To była "specjalność" klanu Corleonesich spod Palermo - mówi Bolzoni.
Ich boss, pochodzący z Corleone Salvatore "Totò" Riina, był na tyle okrutny, że zyskał miano "Bestii". - Te morderstwa były brutalne, ale też praktyczne. Nie ma ciała, to nie ma zbrodni. Nie było zbrodni, to nie będzie śledztwa - podsumowuje Bolzoni.
Wspomina też czasy, kiedy klan Riiny bił się z innymi o miano najważniejszego na wyspie. - Jego podwładni porywali swoich wrogów, przesłuchiwali ich, torturowali, a na końcu kładli na brzuchu i związywali im sznurem szyję, ramiona i nogi. Kiedy mięśnie odpuszczały ze zmęczenie, ludzie dusili się tak naprawdę sami - opowiada. - Zapytałem kiedyś jednego z nich: dlaczego jesteście tacy okrutni? - Jacy okrutni? W ten sposób łatwiej się potem przenosi ciała. Można je chwycić jak walizkę. Odpowiedział mi szczerze.
Zalewanie cementem i rozpuszczanie w kwasie sprawdziły się na tyle dobrze, że te metody "utylizacji" zwłok kontynuowano też w latach 90. Jedną z takich zbrodni, której rocznicę włoskie media odnotowują co roku, jest zabójstwo małego Giuseppego Di Matteo. Był synem bossa, który postanowił współpracować ze śledczymi, za co Cosa Nostra postanowiła się zemścić.
W 1996 roku porwali chłopaka i więzili w stodole 779 dni. Do czasu aż dostali rozkaz: "pozbądźcie się tego szczeniaczka". Wycieńczony 14-latek został uduszony sznurem, a jego ciało mafiozi rozpuścili w kwasie, do czego się później przyznali. - Mój brat żyje do dziś, dzięki waszej pamięci. Ale lepiej by było, gdybym to ja wtedy umarł - powiedział w tym roku dziennikarzom Nicola Di Matteo, starszy brat ofiary jednej z najohydniejszych "kar" Cosa Nostry.
Rachunek
Attilio Bolzoni twierdzi, że z perspektywy lat jest w stanie podzielić wszystkie morderstwa, o których pisał, na dwie grupy. - Są zabójstwa prewencyjne i demonstracyjne. W przypadku pierwszego: zabijam cię, bo stanowisz dla mnie zagrożenie. Zabiję cię pierwszy, żeby przypadkiem samemu nie skończyć martwym - wyjaśnia dziennikarz.
- Drugie działa w następujący sposób: zabijam, dajmy na to, dziennikarza, żeby nauczyć czegoś całą społeczność dziennikarską. Po to, żeby wiedzieli, że nie warto o mnie pisać - mówi Bolzoni.
Dziennikarza albo przedstawiciela prawa. Mafiozi z Sycylii w latach 80. zabili ich dziesiątki; sędziów, karabinierów, szeregowych policjantów, generałów.
Najgłośniejszą taką "demonstracją" był zamach na śledczego Giovanniego Falcone. Od 1980 roku odkrywał kulisy walk klanów, docierał do poufnych informacji na temat ich przywódców, zdobył dowody na powiązania mafiozów z politykami, aż w 1983 stanął na czele sztabu antymafijnego, który ostatecznie doprowadził do "maksiprocesu" (1986-1987), największego w historii Włoch procesu wymierzonego w zorganizowaną przestępczość. Przed sądem stanęło wtedy 464 przestępców, broniło ich 200 adwokatów. Akt oskarżenia liczył 8607 stron i 250 tysięcy stron materiałów dowodowych.
Aktualnie toczy się drugi w historii Włoch proces o podobnej skali. 325 ludzi 'Ndranghety odpowiada przed kalabryjskim sądem.
To Falcone był tym śledczym, któremu "skruszony" Tommaso Buscetta po raz pierwszy oficjalnie powiedział, czym jest Cosa Nostra. Jego zeznania były punktem zwrotnym w historii Włoch. Buscetta wymieniał nazwiska bossów, opisywał zbrodnie, podawał daty, tłumaczył, jak działa handel narkotykami i jak chrzci się nowych adeptów.
- Ostrzegam pana, panie prokuratorze. Po tym przesłuchaniu być może stanie się pan celebrytą, ale naznaczy ono pańskie życie na zawsze. Będą pana chcieli zniszczyć, fizycznie i zawodowo. Proszę pamiętać, nigdy nie uda się panu rozliczyć tego rachunku z Cosa Nostrą. Nadal jest pan zdania, że chce mnie przesłuchać? - dopytywał Buscetta Giovanniego Falcone tuż przed rozpoczęciem kluczowych zeznań w 1984 roku.
Falcone nie zrezygnował. Przez kolejne 45 dni chłonął każde słowo świadka, sporządził ponad 300 stron notatek, które stały się częścią aktu oskarżenia 464 mafiozów.
Musiał za to zapłacić. Najwyższą cenę.
W przypadku prokuratora nie wchodziło w grę rozpuszczenie jego ciała w kwasie, nie. Totò Riina marzył o krwawym spektaklu, który na długo zostanie wszystkim w pamięci. Mógł zabić w Rzymie. Nie chciał. Masakra musiała się wydarzyć na jego terenie, na Sycylii, wyspie, gdzie i on, i śledczy przyszli na świat. Niczym głodny, ale cierpliwy drapieżnik czekał, aż jego ofiara przyleci do Palermo, co Falcone miał w zwyczaju robić w każdy weekend.
Od 8 maja 1992 roku mafiozi przebrani za robotników podkładali pod autostradę ładunki wybuchowe. Łącznie tonę trotylu. 23 maja na lotnisku w Palermo wylądowali Giovanni Falcone i jego żona Francesca Morvillo. Chwilę przed godziną 18, w momencie, kiedy zmierzali samochodem w kierunku domu, bomba rozsadziła asfaltową jezdnię. Nie pomogło siedmiu funkcjonariuszy ochrony, którzy jechali razem z nimi - trzech policjantów również zginęło na miejscu. Do współudziału w przygotowaniach zasadzki jako pierwszy z Cosa Nostry przyznał się Santino Di Matteo, ojciec zabitego 14-letniego Giuseppego Di Matteo.
Dwa miesiące później zgładzono najbliższego współpracownika Falcone, Paola Borsellino. 19 lipca pod domem jego matki wybuchł samochód pułapka. Zginął on i pięciu towarzyszących mu wtedy policjantów z ochrony.
"Bestię" aresztowano w 1993 roku, do końca życia pozostał już w więzieniu. Zmarł w 2017 roku, a pochowano go w rodzinnym Corleone. Wraz z końcem jego "rządów" dobiegły też końca makabryczne i spektakularne zamachy na przedstawicieli państwa włoskiego.
Krew, którą przelejesz
Zamachy tego kalibru, ale również "mniejsze" zbrodnie to zawsze wielka tragedia i czyjś ból, czas żałoby. Dla nas. Dla nich - mafiozów - to moment, w którym mogą się wykazać, szansa na awans. Czasami to jedyna możliwość na wstąpienie w szeregi klanu.
- Kalabryjska 'Ndrangheta to mafia, w której liczą się więzy krwi. Te rytuały kłucia palca, które na Sycylii tworzą nową "rodzinę", tu są bardziej symboliczne, dlatego że to naprawdę są kuzyni, bracia, synowie, ojcowie - opowiada Tomasz Bielecki, dziennikarz i historyk.
Chociaż do 'Ndranghety można dołączyć po ukończeniu 16 lat, "edukacja" kolejnych pokoleń zaczyna się właściwie już w kołysce. Tradycja dziedziczenia tytułu bandyty tak mocno zakorzeniła się w kalabryjskiej społeczności, że wspomina się o niej w kołysankach. Posłuchaj mnie, mój drogi synu. Urodziłeś się sierotą. Twój ojciec został zabity, przez hańbę i zdradę (…) - brzmią słowa jednej z nich - "Ninna Nanna Malandrineddu".
'Ndranghetistą się więc rodzi. Krew. To słowo kluczowe. Możesz dołączyć do braci dzięki swojej krwi, a jeśli nie jesteś z rodziny - krwi, którą przelejesz.
Antonio Pelle, mieszkaniec San Luca, stolicy 'Ndranghety, przyszedł na świat w biednej rolniczej rodzinie, bez kryminalnej przeszłości. - Okazja [do dołączenia w szeregi mafii - red.] nadarzyła się w niedzielę 14 maja 1961 roku. Karabinierzy otrzymali informację o strzelaninie w lesie, nieopodal rzeki przepływającej przez San Luca. Na miejscu zastali kobiety opłakujące martwego krewnego. Wstępne oględziny ciała potwierdziły, że zmarł od ośmiu strzałów z broni palnej. Co ciekawe, trzy z nich układały się w kształt trójkąta, idealnie wokół serca - opowiadał Roberto Saviano na swoim wykładzie w 2017 roku.
Już kilka dni po strzelaninie na komisariat policji w San Luca przyszedł Pelle. Przyznał się do zabójstwa mężczyzny z lasu. Wziął na siebie całą winę, choć śledztwo wykazało, że do ofiary strzelały przynajmniej dwie osoby. On mógł więc co najwyżej odpowiadać za strzały układające się w trójkąt. Usłyszał wyrok 11 lat więzienia. Odsiedział go, wkupił się w łaski ówczesnego przywódcy klanów z San Luca, a po wyjściu zza krat stał się jednym z ważniejszych bossów Kalabrii.
Dlaczego rany po kulach układały się w trójkąt? - Mafiozi z Kalabrii używają tych trzech punktów tworzących kształt trójkąta jako znaku przynależności do mafii. Niektórzy tatuowali sobie go na dłoni. Jednoznaczny symbol nawiązujący do legendy o trzech braciach założycielach - tłumaczył dalej Roberto Saviano.
"Ludzie honoru"
Test męstwa, jeszcze przed chrztem, należy przejść także, kiedy chce się zostać jednym z członków sycylijskiej Cosa Nostry. Potwierdził to "skruszony" boss Tommaso Buscetta, ten, którego zeznania spisywał przez 45 dni Giovanni Falcone.
- Kandydat musi wykazywać się męstwem i odwagą, w sensie przestępczym rzecz jasna, mieć czystą sytuację rodzinną, w kontekście sycylijskiego honoru [czyli udowodnić, że jego krewni nie donosili na nikogo w przeszłości - red.] i nie być spokrewnionym z glinami, czyli przedstawicielami służb państwa - zeznawał potem boss w trakcie "maksiprocesu".
Ten "sycylijski honor", o którym opowiadał, był kluczowy. To właśnie na Sycylii narodziła się przecież pierwsza włoska mafia, to w sycylijskich raportach z 1865 roku słowo "mafia" pojawia się po raz pierwszy. "Mafioso w dialekcie palermitańskim oznaczał niegdyś mężczyznę śmiałego, pewnego siebie, ale jednocześnie na swój sposób szlachetnego" - czytamy w "Krótkiej historii mafii sycylijskiej" Tomasza Bieleckiego. Tytułem "mafioza" czy "człowieka honoru" mianowano mężczyzn, którzy walczyli o prawa najuboższych, bronili ich interesów, stawali na czele grup więźniów. Słowo "mafioso" istnieje w języku włoskim do dziś, choć z oczywistych względów ma już zupełnie inne znaczenie.
Jeszcze w XIX wieku mężczyzna, który chciał dołączyć z kolei do klanu Camorry, musiał przyjść do przyszłego przywódcy i wyrecytować formułkę, w której długo i uprzejmie prosił o przyjęcie w nowe kręgi: "Serce kazało mi przyjść do tego domu, aby zapytać, czy nie znajdzie się dla miejsce, które mógłbym zająć w Societa della Umirtà [Towarzystwie Omerty - red.] jednocześnie nie wadząc wam ani żadnym moim zwierzchnikom".
Z biegiem lat formalności zniknęły i dziś w procesie rekrutacji liczy się odpowiednie przygotowanie i zaangażowanie. Już od dzieciaka. O armii dzieci żołnierzy, które przynoszą wielorakie korzyści klanom z Neapolu - dostają mniej niż połowę normalnej pensji, nie obciąża ich rodzina, nie mają nic przeciwko spędzaniu całych dni między betonowymi blokami w najbiedniejszej części Kampanii - pisał w słynnej książce "Gomorra" Roberto Saviano. Przenoszą przesyłki, przewożą narkotyki, ukrywają broń, a gdy bossowie stwierdzą, że dojrzeli już do tego, żeby zabijać, kierują ich na obrzęd chrztu.
Camorra w przeciwieństwie do Cosa Nostry i 'Ndranghety nie ma struktury hierarchicznej, jest siatką równolegle działających i tak samo ważnych grup.Roberto Saviano
Święci
Chrzest zwiąże przyszłego mafiozę na całe życie z przestępczym podziemiem, otrzyma dożywotnią pomoc ze strony nowych braci i gwarancję, że jeśli kiedykolwiek coś mu się stanie, ci będą pomagać jego biologicznym krewnym. Tak, również finansowo - żony, córki i wnuczęta zabitych lub osadzonych bossów otrzymują z mafijnych "banków" regularne renty.
Na Sycylii musi mu towarzyszyć przynajmniej trzech członków klanu, a uroczystości przewodniczy "il padrino" - słynny "ojciec chrzestny", dla którego kandydat od tej pory będzie jak syn. Do obrzędu potrzeba jest igła, kolec lub szpilka. Przewodniczący ceremonii nakłuwa kandydatowi wskazujący palec prawej ręki.
- Prawej, bo prawą ręką pociąga się za spust pistoletu - tłumaczy mi Attilio Bolzoni.
- Plamią tą krwią obrazek przedstawiający świętą i podpalają mu go na dłoni - kontynuuje. - W tym momencie musi wypowiedzieć słowa: Spalam cię papierową, miłuję cię świętą. Tak jak płonie ten papier, niech spłonie moje ciało, jeśli pewnego dnia zdradzę Cosa Nostrę - recytuje bez zająknięcia Bolzoni. Słowa przysięgi zna na pamięć, od "skruszonych" bossów, z którymi rozmawiał lub czytał ich zeznania.
- Tak archaiczne ceremonie naprawdę wciąż się odbywają? - upewniam się.
- Oczywiście, że tak - odpowiada bez wahania.
Z rytuałów, które praktykuje się na południu od ponad stu lat, nie zrezygnowano też w królestwie 'Ndranghety. Razem z regionem zmienia się też patron, zatem Kalabryjczyków strzeże postać świętego Michała Archanioła i to jego portrecik mają najczęściej przy sobie podczas chrztu.
W listopadzie 2014 roku włoscy karabinierzy opublikowali krótkie nagranie. Trwa niewiele ponad minutę. Choć film nie jest najlepszej jakości, bez problemu rozpoznamy na nim grupę czterech mężczyzn. Tworzą krąg. Stoją z pokornie spuszczonymi głowami skierowanymi w stronę jednego z nich, który ewidentnie przewodniczy ceremonii.
- Pragnę powitać wszystkich santistów [jeden z poziomów zaufania w 'Ndranghetcie - red.]. Właśnie tego wieczoru, wśród nocnej ciszy, w świetle gwiazd i blasku księżyca chcę utworzyć święty łańcuch - zaczyna.
- Powtarzaj po mnie: przysięgam...
- Przysięgam... - odpowiada inny głos.
- Wyrzekać się...
- Wyrzekać się...
- Aż do siódmego pokolenia - całego społeczeństwa kryminalnego, w kręgi którego dzisiaj wstępuję, by chronić honor moich mądrych braci (…).
Obowiązek nakłucia palca przy dołączaniu także do Camorry potwierdził publicznie sześć lat temu jeden ze "skruszonych" neapolitańczyków.
"Wstąpiłem do klanu Casalesich zaraz po tym, jak skończyłem 20 lat. W 1985 roku zabiłem Nuvolettę. Już kilka godzin później odbyłem rytuał z nakłuciem palca. Kilka kropli mojej krwi spadło na obrazek świętego, złożyłem przysięgę, obiecałem, że nigdy nie zdradzę klanu" - opowiedział sędziom Antonio Iovine spod Neapolu na rozprawie w 2014 roku. "Nie jestem w stanie policzyć, ile osób zabiłem przez kolejne lata" - wyznał.
Pobożni
- Mafiozi od zawsze próbowali przydawać szlachetności działaniom kryminalnym - tłumaczy mi Tomasz Bielecki. - Parareligijne rytuały inicjacyjne organizowano przez całe wieki w rozmaitych społeczeństwach, w cechach rzemieślniczych. I tak jak rzemieślnicy urządzali chrzty z obrazami Madonny, tak samo robili mafiozi. Zdejmowali w naturalny sposób z siebie to odium kryminalistów i nadawali cechy stróżów porządku- dodaje historyk.
Ta religijność nigdy nie kończyła się w momencie chrztu, raczej towarzyszyła przestępcy każdego kolejnego dnia, aż do śmierci.
- Gorliwa wiara w Boga sprawia, że boss myśli, że ma czyste sumienie? - pytam Attilia Bolzoniego, dziennikarza z Sycylii.
- Nie, on raczej nie zdaje sobie sprawy z tego, że jego sumienie nie jest czyste. On zabija dla boga. Złego boga, którego sobie wymyślił - tłumaczy Bolzoni. Jak mówi, mafię i Kościół na Sycylii dalej łączy bardzo silna więź. - Tam, skąd pochodzę, a jestem z centrum wyspy, do nazywania mafijnego "ojca chrzestnego" i księdza używamy tego samego wyrazu: "il parrino". Tytułujemy ich też tak samo - "don", na przykład "Don Matteo". Zresztą mafijne przykazania do złudzenia przypominają przecież te z Dekalogu: mów prawdę, nie kradnij, nie pożądaj żony bliźniego swego… - wylicza Attilio Bolzoni.
Nie mniej "pobożni" są neapolitańscy kamorryści. "Gdy dokonuje się podziału narkotyków na mniejsze porcje, często tnie się haszysz seriami po 33 sztaby, jak lata Chrystusa, potem zatrzymuje się na 33 minuty, robi się znak krzyża i kontynuuje pracę. To coś w rodzaju hołdu dla Zbawiciela, dla zapewnienia sobie dobrych zarobków i spokoju. Podobnie dzieje się z torebkami kokainy, które szef dzielnicy przed przekazaniem dealerom często kropi wodą poświęconą w Lourdes, w nadziei, że dzięki temu nikogo nie zabiją" - opisuje Saviano w swojej "Gomorrze". Nieoficjalnie wiadomo (choć nie wiadomo dlaczego), że największą czcią darzą w Neapolu ojca Pio.
Papież, Rzeźnik, Cza-cza-cza
Ale nie każdy "ojciec Pio" w ustach przestępcy to ten ojciec Pio. I nie każdy "papież" to Franciszek. Przy podsłuchiwaniu rozmów mafiozów należy mieć się na baczności. Tytuły świętych i głów Kościoła mogą w niektórych kręgach być po prostu czyimś pseudonimem.
Na miano "Papieża" zasłużył sobie Michele Greco (Cosa Nostra), który posiadał niezwykłą umiejętność pokojowej współpracy z różnymi klanami. Kiedy pojawiał się na sądowych rozprawach, recytował pod nosem psalmy. W "maksiprocesie" usłyszał wyrok dożywocia za mafijne przestępstwa.
"Ojciec Pio" może z kolei oznaczać Mattea Messinę Denaro, aktualnego przywódcę Cosa Nostry, którego służby szukają od lat. "Ślad po nim zaginął. Stał się duchem. Przez tę otoczkę mistyczności nazwano go 'Ojcem Pio', dla kryminalistów jest jakby wzorem do naśladowania" - pisała "La Repubblica" w 2019 roku. Denaro nie udało się schwytać do dziś. 21 października ubiegłego roku sycylijski sąd apelacyjny skazał go na dożywocie i uznał za jednego z autorów zamachu na Giovanniego Falcone i Paola Borsellino. Jest obecnie najbardziej poszukiwanym przestępcą we Włoszech.
Są też bardziej przyziemne przezwiska, nawiązujące bezpośrednio do cech ich właścicieli. Salvatore Riina (Cosa Nostra) stał się "Bestią", bo był wyjątkowo okrutny. Tak jak Aniello La Monica - "Rzeźnik", bo wyrwał kilku swoim ofiarom serca. Podobno miał w tym wprawę, bo w młodości pracował w masarni. Francesco Pelle ('Ndrangheta) zyskał przydomek "Ciccio Pakistan" na zasadzie bardzo prostego skojarzenia: ma krągłą budowę ciała, a "ciccio" to w języku potocznym określenie pulchnej osoby. "Pakistan" dodano, bo ma ciemniejszą karnację. A Gianni Melluso (Camorra) był znany ze swojej miłości do potańcówek, więc nazwano go prostym "Cza-cza-cza".
Omertà
Świat przestępczy bez pseudonimów nie istnieje, imion i nazwisk wewnątrz się raczej nie używa. Dla zasady. Niepotrzebne ryzyko. Im dalej od naszej rzeczywistości, tym bezpieczniej. Ważne jest też to, żeby między tymi dwoma rzeczywistościami istniała wyraźna granica. Murem, który zabezpiecza "rodzinę" przed wyciekiem informacji na zewnątrz, jest zmowa milczenia - omertà.
Istnieje na południu Włoch takie przysłowie: "Kto ślepy, głuchy i milczy, przeżyje sto lat w spokoju" ("Chi e' surdu orbu e taci campa cent'anni impaci"). - Pierwsze przykazanie mafijne brzmi: milcz. Cosa Nostra to tajemna organizacja przestępcza, a tajemnice buduje się przecież na ciszy. Kto łamie tę zasadę, zostaje ukarany śmiercią - przypomina dziennikarz Attilio Bolzoni.
Wśród mieszkańców południa, w społeczeństwie przetkanym siecią mafijnych klanów, od dawna istnieje więc przekonanie, że nie warto odzywać się niepytanym. Bezpieczniej jest "nic nie wiedzieć", bo nigdy nie wiadomo, czy za tę wiedzę nie grozi kara.
Im mniej się mówi, tym lepiej. Niektórzy ograniczają się wręcz do minimum komunikacyjnego: mrugnięć, westchnień, uniesień brwi, ruchów rękoma. To, że Włosi są mistrzami gestykulacji, nie jest żadną tajemnicą, w sieci można łatwo znaleźć "słowniczki", które tłumaczą, co oznacza konkretne ułożenie palców dłoni czy drapanie się palcami po szyi (to ostatnie jest akurat obraźliwe).
Ale gesty w mafijnym środowisku - jak te religijne tytuły - mogą zyskać nowe znaczenie. Jeśli są kierowane do wąskiego grona odbiorców, będą szczególnie trudne do odczytania. A najgorzej, jeśli ich autorem będzie ojciec, a komunikat ma odczytać rodzony syn.
Tak właśnie było 22 września 2005 roku w sądzie w Neapolu, kiedy na salę wszedł Paolo di Lauro, jeden z potężniejszych bossów Camorry XXI wieku.
"Zawodu" uczył się w latach 80. od swojego mistrza Aniella La Monica - "Rzeźnika". Di Lauro doszedł do władzy po jego śmierci i nieoficjalnie było wiadomo, że był zamieszany w zabójstwo byłego szefa. Ukrywał się przez długie lata, w 2002 roku wystawiono za nim list gończy. We wrześniu 2005 roku ktoś zwyczajnie na niego doniósł. Karabinierzy zatrzymali go w sercu Neapolu. W klanie popleczników Di Lauro zawrzało, każdy chciał wiedzieć, kto dopuścił się tak odważnej zdrady i wskazał służbom, gdzie ukrywa się boss.
Po wejściu na salę sądową we wrześniu 2005 roku, po pozdrowieniu jego podwładnych, którzy po wielu latach w końcu mogli oglądać go na żywo, zaczął w tajemniczy sposób komunikować się ze swoim synem Vincenzo, z którym również od trzech lat nie miał kontaktu.
Syn dotknął swojego palca serdecznego, jakby wskazując obrączkę i spojrzał pytająco na Paola. Ojciec odpowiedział mu, używając obu dłoni: najpierw przyłożył je do boków głowy i zaczesał włosy do tyłu. Następnie poklepał się po policzkach, jakby właśnie nakładał wodę po goleniu i na koniec wyciągnął ręce do przodu i pokręcił dłońmi, jakby prowadził samochód.
Dziennikarze głowili się - o czym rozmawiali ojciec z synem? Co miała oznaczać ta obrączka - wierność? A obcięcie włosów - ograbienie?
Odpowiedź nadeszła dobę później. Policjanci zatrzymali niejakiego Daniela P., polskiego imigranta, który taszczył za sobą czarny worek, który chwilę wcześniej wyciągnął z auta. W środku znajdowało się zmasakrowane ciało mężczyzny, którego miał się pozbyć.
"Zgnieciona czaszka, na ustach rozcięcie w kształcie krzyża i wiele innych ran - wszystko wskazywało na to, że śmierć człowieka mogła mieć związek z aresztem bossa, Paola di Lauro, które miało miejsce kilka dni wcześniej" - pisał 23 września dziennik "Corriere della Sera".
Zmarłym mężczyzną okazał się Edoardo La Monica, 29-letni właściciel warsztatu samochodowego. Wnuk Aniella La Monica, człowieka, który w latach 80. wyrywał serca swoim ofiarom i wprowadzał młodego Paola di Lauro w podziemia Camorry.
Ciało 29-latka wyraźnie wskazywało, czym zawinił. - Obcięto mu uszy, którymi za dużo usłyszał. Wydłubali oczy, którymi zbyt wiele zobaczył. Wycięli język, którym przemówił. Podcięli żyły przy dłoniach, które wyciągnął po to, żeby otrzymać zapłatę. Usta "zamknęli" nacięciem w kształcie krzyża, za karę, za zdradę. Ciało tego człowieka mówiło: został ukarany za to, że się wygadał i doprowadził do zatrzymania Paola di Lauro - tłumaczył później bolońskim studentom Roberto Saviano.
Dlaczego miałby to robić, skoro powszechnie było wiadomo, że rodzina La Monica stała zawsze po stronie klanu Di Lauro? Dlatego że mieli jeden nierozliczony rachunek sprzed 20 lat. Paolo w latach 80. zabił przecież swojego bossa Aniella, żeby zająć jego miejsce. - Być może wnuk potrzebował pieniędzy i przy okazji chciał pomścić dziadka - przypuszcza Saviano. Za informację miały mu zapłacić służby.
I to właśnie 29-latka dotyczył ten spektakl gestów przedstawiony w neapolitańskim sądzie.
Aniello to nie tylko nazwisko, w dialekcie neapolitańskim oznacza również pierścionek. (W języku włoskim: "anello").
Syn więc pytał ojca: ci, przez których tu jesteś, to potomkowie Aniella? A ojciec potwierdził. Tak, zdradził mnie Edoardo La Monica. Ten, który przy ulicy Barbiere di Siviglia ["barbiere" - fryzjer - red.] ma warsztat samochodowy.
"Wasza rzecz"
Palec prawej ręki, kropla krwi, zmowa milczenia, kody, wiadomości. Włosi są zmęczeni, mają dość walk między klanami, chcieliby, żeby świat w końcu przestał kojarzyć ich kraj z ojczyzną mafiozów. I odpowiadają - też symbolicznie.
W rocznicę zamachu na Giovanniego Falcone wywieszają na balkonach białe prześcieradła, dokładnie tak jak mieszkańcy Palermo robili to spontanicznie w 1992 roku.
Port lotniczy w Palermo nazwano "Falcone Borsellino", na cześć dwóch sycylijskich śledczych.
W 2017 roku w stolicy Sycylii zawisły plakaty z rysunkiem męskiej twarzy z zarostem na brodzie. Podpis pod nimi brzmiał: "Oto jedyny 'pizzo', jaki podoba się Sycylijczykom!". Chodziło o grę słów: "pizzo" oznacza "kozią bródkę", ale w żargonie mafijnym to haracz, jaki lokalni przestępcy ściągają od właścicieli lokali.
Niektórzy wprost dają znać, że żadnego "pizzo" nie zapłacą. Na tej witrynie przyszły właściciel lokalu oznajmia, że właśnie wynajął lokum i nie da się zastraszyć. Wywiesił kartki w kilku językach.
W całych Włoszech działają dziesiątki organizacji antymafijnych, zrzesza je jedna ogólnokrajowa o nazwie Libera (Wolna). Studenci i doktoranci z sycylijskich uniwersytetów stworzyli w 2015 roku stowarzyszenie pod odważną nazwą Cosa Vostra (Wasza Rzecz). W facebookowych postach regularnie przypominają o rocznicach zamachów, analizują nierozwiązane sprawy sprzed lat. Mottem, które przyświeca ich działaniom, jest cytat z Paola Borsellino, najbliższego współpracownika Falcone:
Jeśli młodzi nie wyrażą na nią zgody, to nawet wszechmogąca i tajemnicza mafia zniknie, tak jak znikają najgorsze koszmary.
Autorka/Autor: Wanda Woźniak
Źródło: Magazyn TVN24
Źródło zdjęcia głównego: Public Domain/poliziadistato.it