Kingshurst pod Birmingham jest w żałobie po śmierci trzech chłopców, którzy w niedzielę wpadli do zamarzniętego jeziora w parku Babbs Mill. Ofiary to dzieci w wieku od ośmiu do 11 lat. Czwarty poszkodowany, sześciolatek, nadal znajduje się w stanie krytycznym. Ciocia jednego z chłopców napisała na Facebooku, że jej siostrzeniec zginął, gdy próbował ratować pozostałych.
Do tragedii doszło w niedzielę 11 grudnia około godz. 14:30 czasu lokalnego w Kingshurst na przedmieściach Birmingham. Pod grupą dzieci bawiących się na jeziorze załamał się lód. Jak podano wczoraj, trzech chłopców nie żyje. Początkowo informowano, że do jeziora wpadło sześć osób, ale policja przekazała, że nie zgłoszono zaginięcia innych dzieci niż te, które odnaleziono. W szpitalu nadal walczy o życie sześciolatek.
Jack pobiegł i próbował ich uratować
Ciocia jednej z ofiar poinformowała, że jej siostrzeniec, 10-letni Jack Johnson, zginął, próbując ratować życie innych dzieci. "Mój siostrzeniec zobaczył, że jeden (z chłopców) znalazł się pod lodem. Pobiegł i próbował ich uratować. Jesteśmy załamani tym, że zginął. Próbował uratować trzech chłopców, których nawet nie znał. Ale to go po prostu podsumowuje, był niesamowity" - napisała Charlotte McIlmurray na Facebooku. Podkreśliła też, że śmierć chłopców jest "koszmarem, z którego dwie rodziny się nie obudzą", a "ból jest niewyobrażalny". Media informują, że pozostali trzej chłopcy pochodzili z jednej rodziny.
Lokalni mieszkańcy żegnają chłopców
W poniedziałek wieczorem okoliczni mieszkańcy zgromadzili się w parku Babbs Mill w miejscu tragedii, aby uczcić pamięć zmarłych chłopców. Dziesiątki ludzi przyniosło kwiaty, balony i świeczki i umieściło je pod drzewem, tuż obok jeziora, w którym zginęli chłopcy.
- Usłyszałem syreny około 14:30. Poszedłem w kierunku jeziora i zobaczyłem dziewczynkę w wieku około 13 lat ze swoją młodszą siostrą. Ta młodsza dziewczynka panikowała, krzyczała w kółko "mój brat, mój brat", a starsza próbowała ją uspokoić - powiedział w rozmowie z "Daily Mail" Dan Hall, który mieszka nieopodal parku. - Jeden mężczyzna, który mógł być ojcem jednego z dzieci, był pocieszany przez policjanta. Był w okropnym stanie - dodał. Gdy zobaczył, jak służby wyjmują pierwszych dwóch chłopców z jeziora, pobiegł do domu po ręczniki i płaszcze.
Nadal nie ma potwierdzonych informacji, w jaki dokładnie sposób doszło do tragedii. Katie O'Driscoll, która mieszka nieopodal jeziora, powiedziała dziennikarzom, że zna rodzinę jednego ze zmarłych chłopców. - On miał 11 lat i wpadł (pod lód -red.) jako pierwszy. Słyszałam, że pozostali chłopcy wskoczyli, aby go ratować. Ciężko sobie wyobrazić, przez co przechodzą ich rodzice - powiedziała.
Szef lokalnej straży pożarnej zaapelował o trzymanie się z dala od oblodzonych jezior i innych zbiorników wodnych, niezależenie od tego, jak duży mróz panuje na dworze.
Źródło: BBC, The Independent, Daily Mail
Źródło zdjęcia głównego: Getty Images