Krytyka wenezuelskiego prezydenta Hugo Chaveza może kosztować. Przekonał się o tym hiszpański eurodeputowany Luis Herrero, który ostro potępił niedzielne referendum. W głosowaniu Wenezuelczycy mają zdecydować, czy Chavez pozostanie u władzy jak długo zechce.
W Wenezueli Herrero pojawił się na zaproszenie tamtejszej opozycji. Miał być obserwatorem niedzielnego referendum w sprawie zniesienia ograniczeń, dotyczących liczby kadencji wszystkich wybieralnych urzędników, łącznie z prezydentem.
Tymczasem wenezuelska komisja wyborcza uznała w piątek, że Herrero powinien zostać wydalony. Powód takiej decyzji? Hiszpan wygłaszał jej zdaniem za "obraźliwe oświadczenia".
Pod tymi "obraźliwymi" słowami kryje się krytyka decyzji o przedłużeniu czasu otwarcia lokali wyborczych. Zdaniem Herrero, taka sytuacja to dobra okazja do oszustw.
Słowo "dyktatura" padło...
Jak relacjonował Herrero już w Brazylii, do jego hotelu w Caracas przyszedł przedstawiciel władz z kilkoma policjantami w cywilu. Hiszpana poinformowano, że został uznany za persona non grata, ponieważ nazwał Chaveza "dyktatorem". Po tym oświadczeniu, wsadzono go do samochodu i odwieziono wprost na lotnisko.
Hiszpański parlamentarzysta przyznał, że rzeczywiście z jego ust padły słowa "dyktatura". Miało to miejsce po tym, gdy przedstawiciele wenezuelskiej opozycji opowiedzieli, jak Hugo Chavez grozi swoim oponentom. Wtedy to hiszpański polityk powiedział: "takie zachowanie jest typowe dla dyktatury".
Referendum dla Chaveza
Na niedzielę 15 lutego zaplanowano w Wenezueli referendum. Prezydent kraju Hugo Chavez zaproponował poprawkę do konstytucji, która pozwoliłaby mu pozostać na prezydenckim fotelu już na zawsze.
Źródło: Reuters, PAP, bbc.co.uk