Prace poszukiwawcze na terenie Cmentarza Teutońskiego (Campo Santo Teutonico) trwały od 11 lipca do niedzieli 28 lipca. Zaczęto je od otwarcia dwóch grobów niemieckich księżniczek, żyjących w XIX wieku, gdyż taka lokalizacja została zasugerowana w anonimowej przesyłce do prawniczki rodziny zaginionej Emanueli. Znajdowały się w niej: zdjęcie figury anioła z tabliczką z napisem "Requiescat In Pace" i krótką notkę, w której ktoś napisał: "szukajcie tam, gdzie wskazuje anioł".
Oba groby na watykańskim cmentarzu okazały się jednak puste, co przyniosło kolejne pytania. Następnie w ich pobliżu znaleziono dwa ossuaria, czyli naczynia służące do przechowywania kości. Było w nich kilkaset różnych szczątków kostnych, co znacznie rozszerzyło zakres poszukiwań, które były prowadzone za zgodą i pod nadzorem watykańskiego prokuratora oraz w obecności pełnomocnika rodziny Orlandii.
"Poszukiwanie prawdy leży w interesie Stolicy Apostolskiej i rodziny Orlandi"
W niedzielę dyrekcja watykańskiego biura prasowego w wydanym komunikacie poinformowała, że zakończona analiza morfologiczna setek kości wykazała, że żadna z nich nie pochodzi z okresu późniejszego niż wiek XIX.
Jak podkreślono, to "wyklucza jakiekolwiek powiązanie z bolesnym zaginięciem Emanueli Orlandi".
W nocie Watykan zapewnił także ponownie o "woli poszukiwania prawdy" w sprawie zaginięcia nastolatki. Dodano także, że Watykan "kategorycznie dementuje, jakoby taka postawa pełnej współpracy i przejrzystości mogła w jakikolwiek sposób oznaczać, jak to niektórzy twierdzili, domniemane przyznanie się do odpowiedzialności".
"Poszukiwanie prawdy leży w interesie Stolicy Apostolskiej i rodziny Orlandi" - oświadczyło biuro prasowe.
Tajemnicze zaginięcie sprzed 36 lat
Zaginięcie Emanueli Orlandi od 36 lat nie daje spokoju jej bliskim. W tajemniczej sprawie poszukiwań nastolatki pojawiało się wiele tropów, jednak żaden z nich nie zbliżył śledczych do rozwiązania zagadki.
22 czerwca 1983 roku 15-letnia wtedy dziewczyna wyszła z domu na lekcję gry na flecie. Nigdy z niej nie wróciła. Wiadomo, że tego samego popołudnia zaczepił ją jakiś mężczyzna i zaproponował pracę: obnośną sprzedaż kosmetyków. Jego tożsamości nie udało się ustalić do dziś.
Miesiąc po zniknięciu dziewczyny do Watykanu zaczęli dzwonić domniemani porywacze. Twierdzili, że przetrzymują Orlandi i wypuszczą ją na wolność, jeśli papież Jan Paweł II wstawi się za zamachowcem Mehmetem Ali Agcą i ten wyjdzie na wolność. Tak się nie stało. Nie wiadomo nawet, czy rozmówcy mówili prawdę i rzeczywiście więzili Emanuelę.
Przez lata śledczy zakładali różne wersje wydarzeń. Zakładano na przykład, że miała to być sprawa wewnętrzna Watykanu, w której nieznani porywacze chcą szantażować duchownych. Później przyjęli wersję, która mówiła, że zniknięcie Emanueli to część układanki międzynarodowych porachunków grup terrorystycznych i jeden z elementów wątku nieznanych do dziś grup, które chciały uwolnienia Agcy. W grę wchodziła też samowolna ucieczka dziewczyny i przypadkowe porwanie.
W 1997 roku sprawę zaginięcia umorzono ze względu na brak dowodów.
W 2012 roku otwarto grób Enrico de Pedisa, bossa mafijnej Bandy della Magliana, ale tam również nie odnaleziono szczątków Emanueli Orlandi.
Autor: akr//now / Źródło: PAP