Amerykański rząd nie mógł wygrać wojny w Wietnamie, celowo zarażał syfilisem swoich obywateli, a potężne biznesowe lobby uzależniało miliony ludzi od papierosów bez ich wiedzy. Żaden z tych faktów historycznych nie ujrzałby światła dziennego, gdyby nie odważne decyzje jednostek. To zawsze jeden człowiek uruchamiał proces, który kilka razy w historii USA zmieniał jej bieg. Dokonania takich postaci jak Mark Felt (afera Watergate) czy Jeffrey Wigand (pozew przeciwko koncernom tytoniowym) doczekały się też wybitnych filmów i trafiły do masowej wyobraźni.
Daniel Elsberg i wojna w Wietnamie, która "nie mogła zostać wygrana"
Ten analityk wojskowy w 1971 r. wykradł z Pentagonu i opublikował 7 tys. stron dokumentów z których wynikało, że najważniejsi ludzie w USA, w tym trzech prezydentów i czołowi kongresmeni, wiedzieli w momencie podejmowania decyzji o wojnie w Wietnamie, że "nie da się jej wygrać".
Po ujawnieniu dokumentów prezydent Nixon zlecił zdyskredytowanie Elsberga, do czego miało dojść m.in. dzięki podsłuchom, które założono w gabinecie psychiatry informatora. Sprawa wyszła na jaw w toku śledztwa przeciwko Elsbergowi i sąd oddalił wszystkie zarzuty - w tym o szpiegostwo - jakie postawili mu prokuratorzy. Potem Elsberg stał się dość popularnym autorem książek. Przez lata dawał też odczyty.
Peter Buxtun i czarnoskórzy mężczyźni zarażani syfilisem
Eksperyment "Tuskegee" - to jedna z najsmutniejszych, a zarazem najbardziej wstrząsających afer, która została wykryta dopiero po 40 latach. Zaczęło się od eksperymentów lekarzy, którzy na zlecenie rządu USA rozpoczęli w 1932 r. zarażanie czarnoskórych dorosłych Amerykanów syfilisem, twierdząc, że podają im szczepionki na choroby, jakie właśnie przechodzili. Potem eksperymentowali na nich kolejne leki przeciwko chorobie. W wyniku działań podejmowanych przez cztery dekady zmarły w ten sposób tysiące ludzi, a o wiele więcej członków ich rodzin zostało bezpowrotnie skrzywdzonych.
W 1972 r., po tym, jak sprawę ujawnił światu pracownik służby zdrowia Peter Buxtun, w USA zdecydowano o zaprzestaniu testowania leków w fazie laboratoryjnej na ludziach. Żyjące ofiary eksperymentu dostały wtedy odszkodowania od rządu USA. Ten jednak przeprosił za badania dopiero w 1997 r., za kadencji Billa Clintona.
"Głębokie Gardło" i Watergate
Mark Felt przyznał się dopiero w 2005 r. To on był informatorem Carla Bernsteina i Boba Woodwarda - dziennikarzy "Washington Post", którzy wpadli na trop nielegalnych podsłuchów zakładanych w sztabie wyborczym demokratów przez administrację urzędującego na początku lat 70-tych republikańskiego prezydenta Richarda Nixona.
Ponad dwa lata dziennikarskiego śledztwa, które toczyło się w ogromnej mierze dzięki kolejnym informacjom przekazywanym Bernsteinowi i Woodwardowi przez "Głębokie Gardło", doprowadziły w końcu do śledztwa w Kongresie i rezygnacji z funkcji prezydenta przez Nixona w 1974 roku. W tamtym roku "Washington Post" dostał za te teksty Nagrodę Pullitzera.
Sam Mark Felt w 1980 r. został skazany i zwolniony ze służby w administracji za nigdy do końca nieokreślone w oskarżeniu "szpiegostwo", co sugerowało, że amerykańskie służby mogły się dowiedzieć o jego roli w aferze "Watergate". W latach 80-tych Felt został ułaskawiony przez Ronalda Reagana, ale przez kolejne lata nie mógł i tak pełnić funkcji w administracji publicznej. Felt zmarł w 2008 r. w wieku 95 lat.
Irańczyk wezwał Reagana na dywanik
Mehdi Hashemi, wysoko postawiony członek Irańskiej Gwardii Rewolucyjnej, nienawidził USA. Nie chciał doprowadzić do finalizacji popieranej nawet oficjalnie przez Teheran umowy o dostarczeniu Iranowi broni z USA w zamian za uwolnienie amerykańskich zakładników przetrzymywanych przez Hezbollah w Libanie. Iran dostał w końcu broń, zakładnicy zostali uwolnieni, ale w 1986 r. Hashemi dotarł do sekretów tej operacji i wyjawił je jednej z libańskich gazet. W 1987 r. Ronald Reagan musiał się tłumaczyć dziennikarzom w Waszyngtonie z "układania się" z terrorystami i Iranem.
Jeffrey Wigand, tytoń i scenariusz w Hollywood
Gdy w 1993 r. w jednym z najważniejszych programów publicystycznych lat 90-tych - "60 minut" w stacji CBS - były wicedyrektor ds. badań i rozwoju giganta przemysłu tytoniowego Brown & Williamson opowiedział swoją historię, w USA doszło do największego przełomu w historii dyskusji o paleniu.
Wigand zdradził i udowadniał, powołując się na badania, których wyniki miał kontrolować, jak wielkie koncerny dodają do tytoniu substancje chemiczne stymulujące mózg do pobierania większej ilości nikotyny, co w konsekwencji doprowadza do uzależnienia.
Informator CBS, sam mierząc się z pogróżkami wystosowanymi wielokrotnie wobec niego i jego rodziny, poświęcił życie domowe, decydując się na "wojnę" z przemysłem tytoniowym. Dzięki zeznaniom przed sądem Wigand wcześniej zdyskredytowany przez prawników wielkich korporacji, doprowadził do wypłacenia przez nie największej w historii kwoty odszkodowań dla ofiar palenia - niewyobrażalnych 246 miliardów dolarów.
Historia Wiganda została przedstawiona w brawurowym filmie Michaela Manna, "Informator" (The Insider) w 1999 r. Wiganda zagrał tam Russell Crowe, a producenta "60 minut", który namawia go do walki z koncernami - Al Pacino.
Sherron Watkins i bankructwo Enronu
Wiceprezes giganta branży energetycznej z Teksasu w 2001 r. zauważyła, że spółka prowadzi kreatywną księgowość. Wysłała anonimowy list do przewodniczącego rady dyrektorów koncernu Kennetha Lay'a, ale ten sprawą się nie przejął. List nie do końca jasnymi kanałami przedostał się też jednak do publicznej wiadomości. Wybuchła afera. Akcje Enronu w krótkim czasie tuż po opublikowaniu listu spadły z 90 dol. do zaledwie kilku centów. Kilka miesięcy później Enron musiał ogłosić upadłość, zwalniając ponad 22 tys. ludzi.
Przed Kongresem przeprowadzono postępowanie przeciwko całemu szefostwu i radzie nadzorczej jednej z największych spółek energetycznych na świecie. Kenneth Lay został skazany na ponad 20 lat więzienia, ale kary nie odbył, bo w 2006 r. zmarł na atak serca.
Jeffrey Skilling, prezes Enronu, odsiaduje wyrok 24 lat więzienia. Enron to dziś w USA symbol zamierzonego oszustwa i korupcji.
Joe Darby i Abu Ghraib
Joe Darby chciał kiedyś obejrzeć zdjęcia znajomego amerykańskiego żołnierza służącego w Iraku. Przypadkiem Charles Graner wysłał mu jednak fotografie irackich więźniów torturowanych i poniżanych w więzieniu Aby Ghraib. Darby poinformował o tym dowództwo wojskowe i media. O sprawie napisał m.in. dziennikarz "New Yorkera".
Rozpoczęło się śledztwo, które doprowadziło m.in. do skazania Granera, którego uznano za "zdrajcę" Ameryki. Graner wyszedł z więzienia w 2011 r. po przesiedzeniu 6,5 roku z 10 lat zasądzonych przez trybunał wojskowy. Poddany kompletnemu ostracyzmowi Graner w końcu dołączył wraz z żoną do programu ochrony świadków i żyje pod zmienionym nazwiskiem.
W Abu Ghraib torturowano nie tylko podejrzanych o terroryzm zdrowych mężczyzn, ale też kobiety, dzieci i osoby upośledzone. Stosowano rażenie prądem, oblewanie kwasem fosforowym, skakanie po ranach postrzałowych, wiązanie genitaliów i nóg drutem i ciąganie po podłodze. Wielu więźniów zostało też zgwałconych.
Bradley Manning i depesze Wikileaks
Starszy szeregowy amerykańskiej armii i haker wykradł na przestrzeni kilku miesięcy 250 tys. tajnych dokumentów wojskowych dzięki Sieci Przesyłowej Tajnych Protokołów Dyplomatycznych, do której miał dostęp. Przekazał je demaskatorskiemu portalowi WikiLeaks Juliena Assange'a.
Po wielu miesiącach ukrywania się został złapany i przewieziony do USA. 3 czerwca zaczął się jego proces. Postawiono mu początkowo 22 zarzuty, ale będzie sądzony tylko za 10. Najcięższe, na czele ze zdradą kraju i narażeniem na śmierć obywateli USA, sąd odrzucił. Osobą, która ukrywa się przez Waszyngtonem jest też Assange, obecnie przebywający w ambasadzie Ekwadoru w Londynie. Wielka Brytania zdecydowała bowiem o ekstradycji Australijczyka do USA.
Autor: adso//gak/k / Źródło: tvn24.pl, CNN
Źródło zdjęcia głównego: wikipedia.org (CC BY-SA 2.0) | Bernd Schuettke