Prezydent Syrii Baszar el-Asad może mieć korzyść z przeprowadzanych w jego kraju przez USA ataków na bojowników Państwa Islamskiego - oznajmił amerykański minister obrony Chuck Hagel. Jak jednocześnie zaznaczył, polityka Waszyngtonu jest nadal ukierunkowana na odsunięcie Asada od władzy.
Podczas konferencji prasowej w Pentagonie Hagel zadeklarował również, że krwawe represje Państwa Islamskiego wobec wiernych władzom w Bagdadzie irackich plemion sunnickich to brutalna "rzeczywistość, z jaką mamy do czynienia" w konflikcie z ekstremistami.
Wojna domowa trwa w Syrii od ponad trzech lat. Zaczęła się od brutalnych represji w marcu 2011 roku, jakim reżim Asada poddał ruch kontestacji, który przekształcił się w zbrojną rebelię. Konflikt uległ dalszemu skomplikowaniu po włączeniu się w wojnę dżihadystów, zwłaszcza z organizacji Państwo Islamskie.
Suniccy ekstremiści z IS proklamowali pod koniec czerwca tego roku islamski kalifat Iraku i Syrii po zdobyciu przez ich oddziały znacznych obszarów na północy tych państw.
USA i ich sojusznicy bombardują od sierpnia pozycje dżihadystów w Iraku, a od września - także w Syrii, w tym w pobliżu Kobane. Opanowanie miasta umożliwiłoby Państwu Islamskiemu przejęcie kontroli nad znacznym terytorium wzdłuż granicy syryjsko-tureckiej.
W pierwszej połowie września, ogłaszając strategię walk z IS, Barack Obama zapewnił, że USA wraz z sojusznikami "osłabią i ostatecznie zniszczą" bojowników tego radykalnego ugrupowania. Podkreślił, że Waszyngton poprowadzi nieugiętą kampanię w celu wyeliminowania bojowników IS. Ponadto Obama zapowiedział "wojskowe wsparcie" USA dla umiarkowanej opozycji w Syrii.
W walkę z reżimem Asada Amerykanie się nie angażują.
Autor: mtom / Źródło: PAP
Źródło zdjęcia głównego: Ricardo Stuckert/ABr