- Polska jest sojusznikiem w NATO, będziemy was bronić, bo taki jest nasz obowiązek - zapewnił w rozmowie z korespondentem "Faktów" TVN Marcinem Wroną jeden z najbardziej zaufanych ludzi Donalda Trumpa. Corey Lewandowski podkreślił jednocześnie, że "USA nie mogą być czy to policjantem, czy to bankierem świata".
Corey Lewandowski, jeden z najbliższych i najbardziej zaufanych współpracowników Donalda Trumpa - który był też szefem sztabu republikańskiego kandydata w wyborach 2016 roku - rozmawiał w poniedziałek z korespondentem "Faktów" TVN Marcinem Wroną.
Pytany był o podnoszone w przestrzeni publicznej obawy o relacje Trumpa z Rosją i pytania o rozmowy kandydata Partii Republikańskiej z Władimirem Putinem już po opuszczeniu Białego Domu.
Jak zauważył Marcin Wrona, wygląda na to, że Trump sceptycznie podchodzi do długoterminowej pomocy dla Ukrainy. Dziennikarz wspominał, że w Polsce jest niepokój o to, iż może zabraknąć wsparcia USA dla Kijowa, gdyby Trump wygrał. Równocześnie istnieją obawy o bezpieczeństwo naszego kraju.
- Polska jest sojusznikiem w NATO, będziemy was bronić, bo taki jest nasz obowiązek - zapewnił Lewandowski. - Ale trzeba o czymś pamiętać. USA nie mogą być czy to policjantem, czy to bankierem świata. Amerykańscy sojusznicy w Europie muszą robić swoje - podkreślił.
- Jesteśmy krajem, który po raz pierwszy od II wojny światowej sprawił, że nasze zadłużenie jest równe PKB, dlatego że wydawaliśmy za dużo. Mamy poważne problemy tutaj, na miejscu, które trzeba rozwiązać - zaznaczył.
Były szef kampanii Trumpa i jego bliski współpracownik wskazywał, że obecny kandydat republikanów w wyborach prezydenckich "powiedział, że gdyby on był prezydentem, Rosja nigdy by nie zaatakowała Ukrainy". - Co więcej, kiedy zostanie prezydentem znowu, ten problem bardzo szybko zostanie rozwiązany - ocenił.
Nawiązał w tym kontekście do sytuacji, kiedy - jak mówił - "prezydent Ronald Reagan przejął władzę od ówczesnego prezydenta Jimmy'ego Cartera. Iran miał w tamtej chwili szereg amerykańskich zakładników (…) Kiedy Reagan został zaprzysiężony w 1981 roku, tego samego dnia Iran zwolnił tych zakładników, bo doskonale wiedział, że to będzie ostry gracz w Gabinecie Owalnym. Rosja też o tym wie - zaznaczył.
CZYTAJ RÓWNIEŻ: Harris: gdyby Donald Trump był prezydentem, Putin siedziałby już w Kijowie i spoglądał na Polskę
"Polska ma naprawdę trudne sąsiedztwo"
Lewandowski przekonywał też, że "nie ma lepszego przyjaciela Polski niż Donald Trump".
Jak podkreślił, "Polska zrealizowała swoje obowiązki", jeśli chodzi o poziom wydatków na obronność jako kraj NATO. - Trump powiedział jasno: jeżeli wszyscy zrobią to, co zrobiła Polska, to znaczy zapłacą tyle, ile powinni, świat będzie bardziej bezpieczny - dodał rozmówca korespondenta "Faktów" TVN.
Ocenił też, że "Polska ma naprawdę trudne sąsiedztwo". - Jesteście otoczeni przez ludzi, którzy nie są najcudowniejsi, najmilsi, chcą zrobić wam krzywdę. Co powiedział Trump? Powiedział, że kiedy będzie prezydentem, zabierze żołnierzy z Niemiec - pamiętacie, że Merkel była tym wstrząśnięta - i przeniesie ich do Polski. - Nie ma lepszego przyjaciela Polaków i prezydenta Dudy niż prezydent Trump - dodał.
Bliski współpracownik Trumpa był pytany dalej, jak chce zapewnić Polskę, że nasz kraj będzie bezpieczny, jeśli republikański kandydat wygra wybory. Lewandowski wskazywał, że "mamy historię dobrych stosunków".
Odwołał się też do działań administracji ustępującego prezydenta Joe Bidena. - Co się stało w trakcie administracji Biden-Harris? Wiecie, jaka była polityka Bidena? "Nie róbcie tego, nie róbcie tego". A Putin powiedział: "a i tak zrobię". Wszedł, zajął sobie część Ukrainy na wachcie Bidena - ocenił Lewandowski.
- Za czasów Trumpa tego nie było, świat był bezpieczniejszy, ponieważ wiedzieli - a Trump jasno mówił - że jeżeli ktoś przekroczy taką linię, będą szybkie, skuteczne konsekwencje - dodał.
Poparcie dla Trumpa niedoszacowane?
Lewandowski został też zapytany przez Wronę, czy jest to prawda, że Donald Trump zawsze jest niedoszacowany, kiedy mowa o badaniach opinii publicznej, a prawdziwe poparcie dla niego jest wyższe niż to, które pokazują dane.
- Tak. Myślę, że dowiemy się znowu w tym cyklu wyborów, że ci, którzy badają opinię publiczną, źle robią modele - ocenił.
- Jeżeli człowiek pracuje nad badaniami opinii publicznej, trzeba dokładnie przewidzieć, kto przyjdzie na wybory i jaki odsetek Afroamerykanów zagłosuje na kogo, jaki procent Hiszpanów, jaki procent kobiet, mężczyzn. Jeżeli to da się radę dobrze zrobić, to można określić, jaki będzie wynik wyborów. Problem polega na tym, że jest tutaj pewna wariacja. Jeżeli pomyślimy, że 18 procent Afroamerykanów przyjdzie, a przyjdzie 24, to model się sypie - wskazywał.
Jak mówił, często wykorzystywano dane z poprzednich wyborów "jako wskaźniki tego, kto przyjdzie w danym cyklu". - Problem polega na tym, że w 2020 roku to były wybory w dużej mierze zdefiniowane przez pandemię COVID. To były wybory pocztowe i większość osób wrzucała głosy do skrzynek. To była anomalia - zauważył. I dodał: - W dużej mierze jesteśmy teraz bardziej zbliżeni do modelu 2016 roku, gdzie dominował Trump.
Źródło: TVN24
Źródło zdjęcia głównego: TVN24