Corey Lewandowski, były szef sztabu wyborczego Donalda Trumpa, od kilku miesięcy znów pracujący dla byłego prezydenta, ponownie miał trafić na boczny tor - twierdzą media, powołując się na źródła w sztabie republikanów. Dlaczego postać, która odniosła sukces "pomagając Trumpowi być Trumpem" budzi kontrowersje w USA?
Corey Lewandowski rozpoczął pracę w sztabie kandydata Partii Republikańskiej latem tego roku, niemal dokładnie osiem lat po tym, jak odszedł ze stanowiska szefa sztabu wyborczego Trumpa przed wyborami prezydenckimi w 2016 roku. O tym, że Lewandowski po kilku miesiącach ponownie miał zostać odsunięty na boczny tor, poinformował w zeszłym tygodniu brytyjski "The Guardian".
Lewandowski. "Kontrowersyjny doradca" Trumpa
Powołując się na swoje źródła w sztabie Trumpa, amerykański portal CBS News podał, że Lewandowski "wywołał zamieszanie" w sztabie, grożąc przejęciem w nim władzy i przeprowadzeniem kontroli tego, w jaki sposób jeden z szefów kampanii, Chris LaCivita, dysponował pieniędzmi. Według źródeł CBS News "groźba audytu doprowadziła do walki o władzę między Lewandowskim a LaCivitą". Amerykański portal przekazał w poniedziałek, że "kontrowersyjny doradca" miał zostać teraz przesunięty do pracy w New Hampshire, czyli jednym ze stanów wahających się (tzw. swing state).
Jedno ze źródeł zbliżonych do sztabu Trumpa nazwało Lewandowskiego "inteligentnym działaczem politycznym, ale uciążliwym" dla reszty zespołu. Jednocześnie źródło podkreśliło, że Lewandowski nie został całkowicie wykluczony przez byłego prezydenta. "W świecie Trumpa każdy może zostać zastąpiony i każdy może wrócić do łask, gdy zajdzie taka potrzeba" - pisze CBS News. Sam Lewandowski zaprzeczył doniesieniom, przekazując nadawcy w zeszłym tygodniu, że "będzie z prezydentem Trumpem cały weekend i przez następne 23 dni".
Nowe doniesienia na temat doradcy Trumpa pojawiły się krótko po tym, jak Trashelle Odom udzieliła wywiadu stacji CBS News. Odom, była żona jednego z darczyńców Partii Republikańskiej, w 2021 roku zgłosiła policji, że padła ofiarą napaści ze strony Lewandowskiego podczas charytatywnego wydarzenia w Las Vegas. Oskarżony o napaść Lewandowski ostatecznie zawarł ugodę z prokuraturą, zobowiązując się między innymi do zapłacenia grzywny, prac społecznych i przeproszenia Odom "za wszelki dyskomfort, jaki mógł jej sprawić" - pisze CBS. Na początku października kobieta powiedziała stacji, że była "oszołomiona", gdy dowiedziała się, że Lewandowski wrócił do obozu Trumpa. - Po prostu się załamałam - mówiła.
"Niech Trump będzie Trumpem"
Corey Lewandowski jest politologiem, prezesem firmy konsultingowej Lewandowski Strategic Advisors. W przeszłości pracował między innymi w konserwatywnej organizacji pozarządowej Americans for Prosperity. Podczas kampanii wyborczej w 2016 roku budził kontrowersje między innymi za sprawą oskarżeń o napaść na reporterkę, po której został zatrzymany. W marcu 2016 roku kamera zarejestrowała, jak Lewandowski chwyta dziennikarkę za ramię, próbując ją odciągnąć od kandydata i uniemożliwić zadanie mu pytań. Postępowania w tej sprawie ostatecznie nie podjęto.
Jak wówczas pisaliśmy, Lewandowski zasłynął wyjątkowo burzliwymi relacjami z przedstawicielami mediów - pokrzykiwał na nich, czasami używając niecenzuralnego języka. Donald Trump zakończył współpracę z szefem swojego sztabu w czerwcu 2016 roku. Przedstawiciele sztabu nie podali wówczas powodu odejścia Lewandowskiego.
Zanim Lewandowski odszedł ze sztabu republikańskiego kandydata, zasłynął jako osoba, która "pomaga Trumpowi być Trumpem". Tak określił go "Wall Street Journal", pisząc na początku 2016 roku, że to on pomógł zapewnić miliarderowi zwycięstwo w prawyborach w New Hampshire. "Guardian" oceniał wtedy, że szef sztabu Trumpa stał za "nieprawdopodobnym awansem z outsidera na faworyta" kampanii wyborczej. Dziennik wskazywał, że podejście Lewandowskiego do kampanii podsumowuje "proste hasło, które jak dotąd okazało się druzgocąco skuteczne: 'niech Trump będzie Trumpem'".
OGLĄDAJ W TVN24 GO: Wybory według Trumpa
Źródło: The Guardian, CBS News, The Wall Street Journal, tvn24.pl
Źródło zdjęcia głównego: ERIK S. LESSER/PAP/EPA