Mimo że ukraińska koalicja Pomarańczowych już formalnie nie istnieje, premier Julia Tymoszenko nie zamierza podawać się do dymisji.
Tymoszenko uznała, że koalicja w zasadzie się nie rozpadła. Opuściło ją jedynie "stado baranów, które rzuca się w przepaść, idąc w ślad za jednym baranem". W ten sposób premier dała do zrozumienia, że koalicję opuścił jedynie "prezydent Wiktor Juszczenko i część jego ekipy, która ją zdradziła".
Premier przyznała jednak, że zgodnie z umową koalicyjną jej ugrupowania Bloku Julii Tymoszenko z prezydenckim blokiem Nasza Ukraina-Ludowa Samoobrona po rozpadzie koalicji członkowie rządu i przewodniczący parlamentu powinni ustąpić ze stanowisk.
Jak Tymoszenko chce rządzić?
Nie wiadomo, w jaki sposób Tymoszenko zamierza utrzymać poparcie większości Rady Najwyższej dla swojego gabinetu. Możliwości są dwie - albo powróci do rozmów z NU-LS prezydenta Wiktora Juszczenki i reanimuje "pomarańczową koalicję" albo sprzymierzy się z Partią Regionów Wiktora Janukowycza.
To drugie rozwiązanie byłoby jednak potwierdzeniem oskarżeń prezydenckiego obozu, że Julia Tymoszenko skłania się do przejścia z prozachodnich na pozycje prorosyjskie. Trzecim wyjściem są przedterminowe wybory.
Na razie Tymoszenko twierdzi, że jej rząd ma zamiar dalej działać, bez względu na zawirowania na scenie politycznej. - Rząd pracuje stabilnie i jest jedynym normalnie działającym organem władzy w państwie - podkreśliła premier.
Trudna koalicja
Koalicja pomarańczowych rozpadła się formalnie we wtorek, ale z poważnymi problemami borykała się już od kilku tygodni - Juszczenko i Tymoszenko zarzucali sobie wzajemnie nadmierne polityczne ambicje i dążenie do samowładzy, a nawet zdradę ukraińskich interesów.
Zgodnie z ukraińską konstytucją, jeśli w ciągu 30 dni w parlamencie nie powstanie nowa koalicja, prezydent Wiktor Juszczenko będzie miał prawo rozpisać przedterminowe wybory parlamentarne.
Źródło: tvn24.pl, PAP, nSport