Max Korzh to artysta rzadko grający koncerty. Do Warszawy na jego występ zjechała mniejszość białoruska z całej Europy, przyszło też wielu ukraińskich fanów. Dodatkowo sama data koncertu była symboliczna – minęło pięć lat od wybuchu na Białorusi protestów przeciwko Aleksandrowi Łukaszence po sfałszowanych wyborach.
Koncert nie był spokojny, w mediach społecznościowych pojawiły się nagrania, na których widać agresywnych fanów rapera przeskakujących przez barierki na trybunach, by dostać się na płytę stadionu. Uczestnicy koncertu wdawali się w bójki z pracownikami ochrony i stewardami. Na nagraniach naszego reportera widać z kolei odpalone race na płycie Stadionu Narodowego.
Jak dowiedział się reporter TVN24 Bartłomiej Ślak, w koncercie na Stadionie Narodowym uczestniczyło około 70 tysięcy osób.
Opowiedział także o niebezpiecznym zachowaniu niektórych z uczestników koncertu i reakcji policji. - Pojawiło się ostrzeżenie od policji, że jeśli się nie uspokoją, koncert zostanie przerwany. Sam raper próbował ze sceny uspokoić swoich fanów i rzeczywiście większość z tych osób wróciła na swoje miejsca – przekazał Ślak.
Przytoczył także, że jedna z osób obecnych na koncercie miała posiadać flagę UPA. – To jest polskim prawem zabronione, to może być propagowanie ustroju totalitarnego, a skoro tak, to musi to sprawdzić prokuratura – wyjaśnił reporter.
Ponad sto osób zatrzymanych
Policja koncert Białorusina określiła jako imprezę podwyższonego ryzyka i - jak poinformowała - zatrzymano 109 osób za liczne wykroczenia i przestępstwa, takie jak posiadanie narkotyków, naruszenie nietykalności cielesnej pracowników ochrony, posiadanie i wnoszenie środków pirotechnicznych, a także wdarcie się na teren imprezy masowej - podała w komunikacie komenda stołeczna. Policjanci ukarali 50 osób mandatami na łączną kwotę 11450 złotych. Do sądu skierowano 38 wniosków o ukaranie.
Ponieważ - jak wynika z nagrań i zdjęć udostępnionych w sieci - na stadionie pojawiły się nacjonalistyczne flagi ukraińskie, policjanci "ustalają wszystkie istotne szczegóły oraz osoby odpowiedzialne za pojawienie się haseł mogących wyczerpywać znamiona czynu zabronionego". Jak zapewnili, zgromadzony w tej sprawie materiał dowodowy został już przesłany do prokuratury.
- Widzieliśmy w mediach, że pojawiły się być może, zabronione prawem symbole, propagujące ustrój totalitarny. Widzieliśmy, że były tam pokazywane różnego rodzaju flagi, symbole. Zebraliśmy cały ten materiał dowodowy i przesłaliśmy go do prokuratury po to, aby mieć ocenę prawno-karną i wiedzieć, czy doszło do przestępstwa – powiedział TVN24 mł. insp. Robert Szumiata, rzecznik prasowy Komendanta Stołecznego Policji.
"Przed koncertem oraz w trakcie jego trwania stołeczni policjanci wielokrotnie kontaktowali się z jego organizatorem, podejmując jednocześnie szereg działań prewencyjnych, w efekcie których nie doszło do eskalacji agresywnych zachowań osób znajdujących się na stadionie" - podkreśliła KSP. Jak podano, dzięki tym czynnościom nie było konieczności interwencji policji na płycie boiska.
"Zakaz wnoszenia przedmiotów zabronionych"
O zasadach związanych z bezpieczeństwem informował organizator przed koncertem w swoich mediach społecznościowych i na stronie internetowej. "Przypominamy, że zgodnie z Regulaminem Uczestnictwa w Koncercie Max Korzh obowiązuje całkowity zakaz wnoszenia przedmiotów zabronionych, w tym toreb, plecaków, nerek i wszelkiego innego bagażu niezależnie od rozmiaru" - czytamy na jednej z grafik zamieszczonych w mediach społecznościowych przez Live Nation. Swoje rzeczy można było pozostawić w depozycie.
Regulamin koncertu zabraniał także wnoszenia broni palnej i noży, narkotyków, wskaźników laserowych czy fajerwerków, podpałek i otwartego ognia.
Hałas, śmieci i interwencja policji
Już w piątek wieczorem, w przeddzień koncertu, na terenie kolejowym przy ulicy Ordona zgromadzili się młodzi fani białoruskiego rapera, który prawdopodobnie zainicjował samo wydarzenie. Z opisów okolicznych mieszkańców wynika, że zgromadzeniu towarzyszył hałas i wystrzeliwanie rac. Po imprezie została masa śmieci, głównie butelek.
Na miejscu interweniowała policja. "Policjanci podjęli skuteczne działania, które doprowadziły do przerwania imprezy. Tego dnia zatrzymano 9 osób, a 25 ukarano mandatami. W związku z zaistniałym zdarzeniem zostały już podjęte czynności zmierzające do przedstawienia organizatorowi iventu zarzutu z art. 58 Ustawy o imprezach masowych. Weryfikowana jest również treść umowy zawartej pomiędzy organizatorem iventu, a właścicielem wynajętego terenu" - poinformowali stołeczni policjanci.
Art. 58. 1. Kto organizuje imprezę masową bez wymaganego zezwolenia lub niezgodnie z warunkami określonymi w zezwoleniu albo przeprowadza ją wbrew wydanemu zakazowi, podlega grzywnie nie mniejszej niż 240 stawek dziennych, karze ograniczenia wolności albo pozbawienia wolności od 6 miesięcy do lat 8.Ustawa o bezpieczeństwie imprez masowych
Jak przekazała w sobotę nadkom. Marta Sulowska z Komendy Rejonowej Policji Warszawa IV, zostanie skierowany również wniosek o ukaranie do sądu dla organizatora za zakłócanie porządku publicznego.
Do nieformalnego wydarzenia odniósł się burmistrz Woli Krzysztof Strzałkowski. "Informuję, że Urząd Dzielnicy Wola nie miał z tym nic wspólnego. Za to zgromadzenie odpowiada prywatny organizator (został ustalony) i mam nadzieję, że poniesie stosowne konsekwencje" - podkreślił we wpisie w mediach społecznościowych. Przekazał, że organizator nie miał zgody na tak dużą imprezę masową. Zapowiedział, że organizator wydarzenia poniesie konsekwencje, a także pokryje koszt sprzątania po imprezie. Kłopoty może mieć też najemca terenu, na którym odbyła się impreza.
Autorka/Autor: mg
Źródło: tvnwarszawa.pl
Źródło zdjęcia głównego: Klemens Leczkowski/tvnwarszawa.pl