Mniej niż 10 procent Tunezyjczyków oddało głos w wyborach. "Dlaczego miałbym głosować?"

Źródło:
Reuters

W sobotę w Tunezji odbyły się wybory parlamentarne. Frekwencja wyniosła zaledwie 8,8 procent - poinformowały miejscowe władze. Większość partii politycznych zbojkotowała głosowanie, uznając je za farsę i próbę wzmocnienia władzy przez prezydenta Kaisa Saieda - donosi Reuters. 

Agencja Reutera zwraca uwagę, że wielu Tunezyjczyków jest rozczarowanych polityką i złych na przywódców kraju, w którym stopa inflacji wynosi już prawie 10 procent.

Zdaniem Frontu Zbawienia, kalicji głównych ugrupowań opozycyjnych, tak nieska frekwencja oznacza, że prezydent Saied nie ma legitymizacji społecznej do pełnienia urzędu i w związku z tym powinien podać się do dymisji. Opozycja wezwała obywateli kraju do wzniecenia "masowych protestów".

Inna znacząca partia na tunezyjskiej scenie politycznej, Partia Wolności Konstytucyjnych, której przewodzi Abir Moussi, zwolenniczka obalonego w 2011 roku prezydenta Ben Alego, również wezwała Saieda do dymisji.

- Wzywamy do zwolnienia urzędu prezydenta i rozpisania przedterminowych wyborów - zaapelowała. Podkreśliła, że ponad 90 procent Tunezyjczyków swoją postawą opowiedziało się przeciwko polityce obecnego prezydenta.

- Dlaczego miałbym głosować? Nie przekonują mnie te wybory - powiedział agencji Reutera Tunezyjczyk, siedzący przed lokalem wyborczym w sobotni poranek. - W poprzednich wyborach byłem jednym z pierwszych w kolejce do oddania głosu. Ale teraz nie jestem zainteresowany - dodał. Wielu Tunezyjczyków, z którymi rozmawiali dziennikarze Reutera uznało wybory za próbę odwrócenia uwagi od trawiącego kraj kryzysu gospodarczego.

Dyktatorskie zapędy i zmiana konstytucji

Prezydent Kais Saied już jakiś czas temu zdradził swoje dyktatorskie zapędy. W lipcu ubiegłego roku zdymisjonował rząd i zawiesił parlament, co jego przeciwnicy uznali za zamach stanu. W lutym 2021 roku rozwiązał Najwyższą Radę Sądowniczą, organ, który od kilku lat dbał o niezależność sędziów. Tegoroczne antyrządowe demonstracje brutalnie rozpędzał, używając pałek i armatek wodnych. Wszystko to wzbudza obawy o przyszłość wywalczonego dekadę temu systemu demokratycznego.

Prezydent Kais Saied twierdząc, że kraj potrzebuje ratunku przed politycznym paraliżem doprowadził do zmiany konstytucji, przyjętej w 2014 roku w następstwie Arabskiej Wiosny. Nowa ustawa zasadnicza przyjęta w lipcu osłabiła uprawnienia parlamentu i podporządkowała go prezydentowi, który znacząco umocnił swoją władzę.

Wcześniej odbyło się referendum w tej sprawie. Podzielona tunezyjska opozycja zgodnie wzywała do bojkotu głosowania, oskarżając Saieda o dyktatorskie zapędy i ostrzegając przed zepchnięciem Tunezji z powrotem do ery autokratycznych rządów, jakie panowały w kraju przed rewolucją. Przekonywała, że zmiana konstytucji to ostatni gwóźdź do trumny dla demokratycznych zmian wywalczonych na fali Arabskiej Wiosny. 

Frekwencja w referendum wyniosła zaledwie 27,5 procent, mimo to było ono wiążące. Według sondażu Sigma Conseil, za zmianą konstytucji opowiedziało się 92,3 procent głosujących. 

Kraj w kryzysie

Tunezja jest pogrążona w kryzysie gospodarczym i politycznym. Od 2018 roku w odpowiedzi na wysoki poziom bezrobocia, inflację oraz korupcję krajem wstrząsają masowe protesty.

Tunezja była jedynym państwem, w którym Arabska Wiosna zakończyła się demokratyczną transformacją. Jednak rozdrobnienie partyjne w parlamencie oraz brak woli politycznej rządzących uniemożliwiły wdrożenie w życie reform antykorupcyjnych oraz zwiększenie udziału sektora prywatnego w gospodarce. Oba te elementy są kluczowe dla poprawy sytuacji finansowej państwa.

Autorka/Autor:momo / prpb

Źródło: Reuters