Kandydat republikanów w wyborach prezydenckich w USA Donald Trump powiedział w opublikowanym we wtorek wywiadzie z agencją Reutera, że plan, jaki Hillary Clinton ma dla Syrii, w której chciałaby ostrzejszego podejścia Waszyngtonu do działań Moskwy, doprowadziłby do trzeciej wojny światowej.
W wywiadzie skupiającym się głównie na zagadnieniach polityki zagranicznej, miliarder mówił o tym, że "Clinton mogłaby wciągnąć USA w wojnę światową" - pisze Reuters.
Od Syrii do III wojny światowej?
Agencja przypomina, że była sekretarz stanu USA zaproponowała w ostatnich miesiącach stworzenie tzw. stref bezpieczeństwa w Syrii, w których gromadziliby się uciekający przed wojną cywile. Zdaniem części analityków, mogłoby to doprowadzić do bezpośredniej konfrontacji Waszyngtonu z Moskwą, która bombarduje Syrię i w trwającej wojnie odgrywa najważniejszą rolę u boku dyktatora Baszara el-Asada.
- Powinniśmy się skupić na Państwie Islamskim (IS), a nie na Syrii. Syria będzie powodem trzeciej wojny światowej, jeżeli będziemy słuchali Hillary Clinton - stwierdził Trump, "jedząc smażone jajka i kiełbasę" w restauracji, na terenie ośrodka golfowego na Florydzie, którego jest właścicielem, pisze agencja Reutera.
- Nie walczysz już z Syrią. Walczysz z Syrią, Rosją i Iranem, czyż nie? Rosja jest państwem nuklearnym, państwem, którego bomby atomowe działają, w przeciwieństwie do innych krajów, które tylko o tym mówią - dodał.
Miliarder stwierdził, że Asad jest o wiele silniejszy niż trzy lata temu, i że odsunięcie go od władzy jest mniej istotne, niż pokonanie IS. - Asad dla mnie to kwestia drugorzędna - powiedział.
Trump po raz kolejny w ostatnich tygodniach uznał, że Clinton nie byłaby w stanie rozmawiać z Władimirem Putinem z powodu tego, jak traktowała amerykańsko-rosyjskie relacje za czasów swojej kadencji w departamencie stanu.
Zdaniem biznesmena, również fatalne relacje USA z Filipinami to wina Baracka Obamy i demokratów, których teraz reprezentuje Clinton. Trump uznał, że wycofywanie się prezydenta tego kraju, Rodrigo Duterte, z umów o współpracy z USA i obrażanie Obamy to "wyraz braku szacunku dla naszego kraju (USA - red.)" i jest ono wynikiem "skupiania się (Obamy) na grze w golfa", a nie rozmowach ze światowymi liderami.
Kandydat republikanów powiedział, że wciąż uważa, że wygra wybory, a wygrałby je z całkowitą pewnością, gdyby tylko przywództwo Partii Republikańskiej stało za nim murem. Dodał, że jako prezydent Stanów Zjednoczonych nie zaproponowałby demokratom żadnych miejsc w swojej administracji, ale współpracowałby z nimi w Kongresie.
Autor: adso / Źródło: Reuters