Andrew Devine, kibic stratowany w wielkiej tragedii na angielskim stadionie Hillsborough w Sheffield, nie żyje. Zmarł 32 lata po tych dramatycznych wydarzeniach, w których doznał urazu mózgu. Mężczyzna został uznany za 97. ofiarę wydarzeń z 1989 roku na brytyjskim stadionie.
Andrew Devine zmarł we wtorek w wieku 55 lat. Stało się to 32 lata po tragedii na stadionie Hillsborough w Sheffield, w której część fanów piłki nożnej została stratowana, w tym Devine. Doznał między innymi urazu mózgu, który miał wpływ na całe jego późniejsze życie.
Informację o śmierci Devine'a przekazała jego rodzina w oświadczeniu opublikowanym przez Liverpool F.C. Został on opisany przez bliskich jako "ukochany syn, brat i wujek", którego wspierała rodzina i zespół oddanych opiekunów.
Tragedia na Hillsborough. Andrew Devine 97. ofiarą
Rodzina zmarłego przekazała także, że Devine został uznany po śmierci przez liverpoolskiego koronera Andre Rebello za "bezprawnie zabitego" w wydarzeniach z 1989 roku. Tym samym został 97. ofiarą tragedii na brytyjskim stadionie. Bliscy przyznali, iż "cieszą się" z tej konkluzji koronera.
W tragedii na Hillsborough w 1989 roku Devine został stratowany. Jego mózg został uszkodzony, a klatka piersiowa zmiażdżona. Nie oczekiwano, że mężczyzna przeżyje dzień po doznaniu obrażeń. Po kluczowych 24 godzinach jego rodzinę poinformowano, że prawdopodobnie nie przeżyje sześciu miesięcy. Przewidywania nie sprawdziły się.
Andrew Devine był przykuty do wózka inwalidzkiego, nie mówił i wymagał całodobowego wsparcia opiekunów. Przeżył jednak 32 lata od tragicznych wydarzeń z meczu.
Klub Liverpool F.C. uczcił pamięć zmarłego Andrew Devine'a
Gracze i personel klubu oddali w czwartek rano hołd Devine'owi i uczcili pamięć swojego fana chwilą ciszy. "Nigdy nie będziesz szedł sam, Andrew" - napisano we wpisie na Twitterze.
Wcześniej klub opublikował oświadczenie, w którym napisano, że "jest głęboko zasmucony odejściem Andrew Devine'a".
"Przez całe życie był kibicem Liverpoolu" - zaznaczono. "Kiedy to było możliwe, Andrew nadal brał udział w meczach na Anfield, pomimo doznania zmieniających życie obrażeń na Hillsborough 15 kwietnia 1989 roku. Czyniąc to, przeciwstawił się przewidywaniom, że nie przeżyje sześciu miesięcy po tragedii" - napisano.
Jak dodano, "wszyscy w klubie myślą o rodzinie Andrew i jego opiekunach".
Tragedia na stadionie Hillsborough w 1989 roku
Tragedia na stadionie Hillsborough w Sheffield była największą pod względem liczby ofiar tragedią na obiekcie sportowym w Wielkiej Brytanii. Doszło do niej 15 kwietnia 1989 roku przed półfinałem piłkarskiego Pucharu Anglii. Tuż przed rozpoczęciem meczu, aby rozładować tłok przed bramkami wejściowymi, podjęto decyzję o otwarciu jednej z bram i przepuszczeniu przez nią kibiców. To jednak spowodowało ich niekontrolowany napływ do jednego z sektorów i zgniecenie tych, którzy stali z przodu. Zginęło wówczas 96 kibiców klubu Liverpool FC, a 766 zostało rannych. W kolejnych dniach i tygodniach policja przekazywała do mediów nieprawdziwe komunikaty, w których wskazywała, że tragedię spowodowało chuligaństwo i pijaństwo kibiców Liverpoolu. Nawet po tym, jak raport z 1990 roku wykazał, że główną jej przyczyną były zaniedbanie ze strony policji w dniu meczu, obwinianie kibiców trwało nadal. Nikt nigdy nie został skazany za działania policji prowadzące do katastrofy ani za próbę zatuszowania przez nią odpowiedzialności.
W 2015 roku złożono pozew zbiorowy w imieniu 601 osób - poszkodowanych i rodzin ofiar. W czerwcu tego roku nastąpił przełom w tej sprawie. Dwie brytyjskie formacje policyjne zdecydowały się wypłacić odszkodowania za to, że próbowały zatuszować własne zaniedbania.
Źródło: BBC, tvn24.pl, PAP, liverpoolecho.co.uk