|

Zegar tyka. Zostało jeszcze 27 lat

premium GettyImages-1236503342
premium GettyImages-1236503342
Źródło: Ceng Shou Yi/NurPhoto via Getty Images

Chińskie lotnictwo i okręty krążą po Morzu Południowochińskim, Japonia zapowiada zdolność do uderzeń na terytorium wroga, Australia kupuje atomowe okręty podwodne. Na Dalekim Wschodzie rośnie napięcie, z którego wyłania się nowy porządek. Kluczem do niego może okazać się niewielka wyspa okrzyknięta "najniebezpieczniejszym miejscem na ziemi". To Tajwan - gospodarcza perła i miejsce, w którym wybuch wojny między Chinami i USA wydaje się dziś najbardziej prawdopodobny.

Artykuł dostępny w subskrypcji

Przypominamy tekst publikowany w tvn24.pl w grudniu 2021 roku.

Świat znów obserwuje nasilającą się konfrontację dwóch modeli państwa, wojnę szpiegów, wyścig technologiczny i budowanie nowych sojuszy. Rywalizacja Chin i Stanów Zjednoczonych o prymat na świecie objęła już wszystkie możliwe pola: polityczne, gospodarcze, naukowe, technologiczne, militarne, kulturowe, sportowe i ideologiczne. Każde z mocarstw proponuje różne wizje świata i obowiązujących w nim reguł, dążąc jednak do tego samego celu - osiągnięcia globalnej dominacji.

Prawdziwym epicentrum tej rywalizacji nie jest jednak Europa. To Pacyfik i Azja Wschodnia, a zwłaszcza niewielki skrawek ziemi, którego losy mogą zniszczyć wizerunek jednego z dwóch dzisiejszych supermocarstw.

Skomplikowany trójkąt

Tajwan jest tropikalną wyspą wielkości Mazowsza położoną 130 km od południowych wybrzeży Chin. Ta demokracja zamieszkana przez 24 miliony etnicznych Chińczyków, choć czujących się przede wszystkim Tajwańczykami, jest jednym z najbardziej zaawansowanych technologicznie centrów świata. Tajwan jest światowym liderem m.in. w produkcji procesorów, bez których sparaliżowane zostałyby globalne łańcuchy dostaw niezliczonych towarów.

Tajpej, stolica Tajwanu
Tajpej, stolica Tajwanu
Źródło: Shutterstock

Trudniej powiedzieć, czym wyspa jest w wymiarze politycznym. Chiny konsekwentnie twierdzą, że Tajwan to ich zbuntowana prowincja, która musi zostać połączona z resztą terytorium. Tak samo jak "zjednoczone" zostały już Tybet, Sinciang, Hongkong i Makau, bez względu na to, czy chcą tego zamieszkujący je ludzie, czy też nie. Oliwy do ognia dolewa fakt, że Tajwan uniknął dotąd zajęcia przez Pekin jedynie dzięki ochronie zapewnianej przez Amerykanów. I rzeczywiście, Tajwan nie jest uznawany oficjalnie za państwo przez niemal nikogo, nie jest również członkiem ONZ.

Amerykanie oficjalnie nie negują twierdzeń Pekinu o istnieniu tylko jednych Chin, ale od ponad 70 lat robią niemal wszystko, by było inaczej - by Tajwan był drugim, niepodległym chińskim państwem. Chińska narracja o konieczności zjednoczenia Tajwanu jest przy tym dyskusyjna. Wyspa, co prawda, była przez dłuższy czas w przeszłości prowincją chińskiego imperium, ale zakończyło się to jeszcze w XIX wieku, a mieszkańcy Tajwanu od tamtej pory coraz mocniej dążą do swojego samostanowienia.

Chiny i USA godziły się na liczne niedopowiedzenia i sprzeczności w kwestii Tajwanu. Waszyngton, choć oficjalnie uznał Pekin za jedyny legalny rząd chiński, jednocześnie utrzymywał z Tajpej rozległe półoficjalne relacje polityczne, kulturalne, gospodarcze, a nawet wojskowe. Pekin w tej sprawie przeważnie milczał, choć jednocześnie na wszelkie sposoby wywierał presję, by nikt nie traktował Tajwanu jak niezależnego państwa. W tę grę grali również sami Tajwańczycy, powstrzymując się od ogłoszenia niepodległości, choć w praktyce mają ją od kilkudziesięciu lat.

Widmo chińskiej inwazji

Ale czas tego niewygodnego kompromisu dobiega właśnie końca. Rosnące na potęgę Chiny coraz bardziej stanowczo domagają się wejścia Tajwanu w skład Chin - dobrowolnego lub nie. Pekin nigdy nie wykluczył dokonania inwazji i siłowej aneksji Tajwanu. Co więcej, od lat czyni realne starania, żeby być do tego zdolnym.

Intensywna rozbudowa i modernizacja chińskiej armii dotyczą przede wszystkim sił lotniczych oraz morskich - w tym drugim przypadku Chińczycy mają już nawet więcej okrętów niż USA. Oczywiście Amerykanie zachowują przewagę jakościową, a ich okręty mają znacznie większy potencjał bojowy, ale są rozproszeni po całym świecie - w Azji Wschodniej zwykle przebywa nie więcej niż jeden amerykański lotniskowiec.

Chiny intensywnie rozwijają również swoje siły rakietowe, produkując m.in. pociski przeciwokrętowe poruszające się z kilkukrotną prędkością dźwięku. Okrzyknięte "zabójcami lotniskowców" mają za zadanie zmusić siły morskie USA do trzymania się w odległości kilku tysięcy kilometrów od chińskiego wybrzeża, tym samym ograniczając możliwości amerykańskiej odsieczy w przypadku wybuchu konfliktu o Tajwan.

Symboliczny rok 2049

Chińscy przywódcy wyznaczyli sobie precyzyjny harmonogram na kolejne dekady. Do 2021 roku, czyli obchodzonego w sierpniu stulecia powstania Komunistycznej Partii Chin, zmieniony miał zostać dotychczasowy eksportowy model gospodarczy. Chiny miały skupić się do tego czasu na silnym rynku wewnętrznym i osiągnięciu "umiarkowanego dobrobytu" swoich obywateli.

Ten cel nie okazał się pustym hasłem. Chińskie władze rzeczywiście starały się zbudować silny rynek wewnętrzny i rozluźnić część powiązań międzynarodowych, co ułatwiła pandemia COVID-19. Przed sierpniową rocznicą ogłoszono również wyeliminowanie ubóstwa w Chinach, co, choć było propagandowe, kryło w sobie część prawdy - poziom ubóstwa rzeczywiście został znacząco ograniczony.

Aktualnie czytasz: Zegar tyka. Zostało jeszcze 27 lat

Skoro więc w dużej mierze zrealizowano pierwszy cel, warto pamiętać o dwóch kolejnych datach. Pierwsza to rok 2035, do którego Chiny mają stać się światową potęgą innowacji i technologii. Druga zaś to rok 2049 - stulecie przejęcia przez komunistów władzy w Chinach. Do tego czasu ma nastąpić wielki "renesans" Chin przypieczętowany pozycją najpotężniejszej cywilizacji na świecie oraz zjednoczeniem wszystkich chińskich ziem. Wszystkich, czyli włącznie z Tajwanem - można więc odczytywać rok 2049 jako oficjalny ostateczny termin "powrotu" Tajwanu w skład Chin.

Jak podkreśla chiński przywódca Xi Jinping, "historyczne zadanie całkowitego zjednoczenia ojczyzny musi zostać wykonane". Pekinowi bardzo zależy, by zjednoczenie to odbyło się pokojowo, ale w tym przypadku cel uświęca środki. Ewentualne niejasności rozwiewa w tej kwestii chińskie Ministerstwo Obrony Narodowej: "secesja Tajwanu oznacza wojnę", wprost oznajmił jej rzecznik w styczniu 2021 roku.

Co zrobią Amerykanie?

Amerykanie coraz lepiej zdają sobie sprawę z chińskich celów strategicznych i dlatego z rosnącym zaangażowaniem zaczynają skupiać się na powstrzymaniu chińskiej ekspansji. Waszyngton wielokrotnie podkreślał, że nie dopuści do zbrojnego przejęcia Tajwanu. Realizacja tej deklaracji stała się więc najważniejszym testem wiarygodności USA w całej Azji.

Jednocześnie jednak amerykańska potęga militarna w ostatnich latach robi coraz mniejsze wrażenie na potencjalnych rywalach, powoli zmniejsza się też jej ogromna dotąd przewaga technologiczna. W rezultacie Stany Zjednoczone coraz bardziej szukają sojuszników, a także coraz mocniej dozbrajają sam Tajwan. Sprzedaż nowoczesnego uzbrojenia nie sprawi, że Tajwan będzie dysponował potęgą równą chińskiej, ma jednak działać odstraszająco. Im większe straty Chiny poniosłyby, dokonując inwazji, tym mocniej będą musiały się nad nią zastanowić. Również półoficjalne relacje polityczne i gospodarcze łączące USA i Tajwan zacieśniają się, a ambasador Tajwanu w USA został w tym roku po raz pierwszy zaproszony na ceremonię zaprzysiężenia amerykańskiego prezydenta.

Żołnierz amerykańskiej piechoty morskiej
Żołnierz amerykańskiej piechoty morskiej
Źródło: defence.gov

Najważniejsze pozostaje jednak pytanie, czy Amerykanie naprawdę byliby gotowi wysłać swoje wojska przeciwko Chinom, gdyby te uderzyły na Tajwan. Konfrontacja z drugą potęgą świata byłaby nie tylko ryzykowna, ale przede wszystkim miałaby katastrofalne skutki w wymiarze globalnym.

Pośpieszne wycofanie przez USA wojsk z Afganistanu dodatkowo wzmocniło obawy, czy w ten sam sposób Waszyngton nie porzuci w chwili próby Tajwanu. Wydaje się jednak, że lekcja z Afganistanu jest inna - mówi ona, że Amerykanie nie będą wspierać kogoś, kto nie będzie bronił się sam. Nie oznacza to jednak, że USA nie będą dotrzymywać swoich zobowiązań i walczyć ramię w ramię z sojusznikami w potrzebie.

Zwycięzca może być tylko jeden

W ten sposób Tajwan staje się kluczowym elementem rywalizacji chińsko-amerykańskiej, a ryzyko wybuchu konfliktu o wyspę potęguje fakt, że zarówno dla Chin, jak i USA jest to kwestia ich wizerunku jako mocarstwa.

Chiny nigdy nie osiągną statusu światowej potęgi, jeżeli nie będą potrafiły zjednoczyć wszystkich terytoriów, które uważają za własne. Rezygnacja ze zjednoczenia z Tajwanem podważyłaby całą narrację Pekinu o wielkim odrodzeniu chińskiego narodu, końcu stulecia krzywd i upokorzeń, a także poddałaby w wątpliwość prawo Pekinu do sprawowania kontroli nad już "zjednoczonymi" terenami: Hongkongiem, Tybetem czy Sinciangiem.

Dla USA stawka konfrontacji o Tajwan jest równie wysoka. Jeżeli w chwili próby nie obronią one wyspy przez chińską inwazją, byłby to największy od dekad cios w wiarygodność USA, wartość ich deklaracji i wiary w amerykańską potęgę. W konsekwencji Waszyngton doświadczyłby nie tylko gwałtownej erozji swoich wpływów, zwłaszcza w Azji, ale też ryzykowałby rozpad tworzonego przez siebie światowego porządku. W rywalizacji z Chinami USA nagle mogłyby stać się tą słabszą stroną.

Okręty marynarki wojennej USA
Okręty marynarki wojennej USA
Źródło: defence.gov

Pierwszy łańcuch wysp wokół Chin

Jakby tego było mało, Tajwan ma dla obu mocarstw duże znaczenie strategiczne. Wyspa ta strzeże bowiem Cieśniny Tajwańskiej, przez którą wiodą jedne z najważniejszych światowych szlaków handlu morskiego. Znajduje się również na spornym Morzu Południowochińskim, najbardziej zapalnym obszarze w Azji Południowo-Wschodniej. Tym samym Tajwan postrzegać można jako potężny, niezatapialny lotniskowiec w regionie, o który Chiny prowadzą spór z większością swoich sąsiadów.

Co więcej, Tajwan jest też kluczem do odcinania Chin od nieskrępowanego dostępu do Pacyfiku. Stanowi bowiem centralną część łańcucha nieprzychylnych Pekinowi wysp ciągnących się wzdłuż chińskich wybrzeży - od Japonii po Malezję. Zajęcie przez Chiny Tajwanu przerwałoby tę barierę i dało chińskim okrętom przestrzeń operacyjną, m.in. możliwość błyskawicznego krycia swoich okrętów podwodnych w głębinach. Ta linia tzw. pierwszego łańcucha wysp bez wątpienia byłaby osią i głównym frontem ewentualnej zbrojnej konfrontacji w regionie pomiędzy Chinami i USA.

Wreszcie – kwitnąca tajwańska demokracja ma znaczenie w globalnej rywalizacji systemów demokratycznych i niedemokratycznych. Jej istnienie zadaje bowiem kłam twierdzeniom Pekinu, jakoby demokracja nie była ustrojem uniwersalnym i nie mogła działać w chińskim kręgu kulturowym. Pod tym względem można mówić o Tajwanie jako demokratycznym bastionie u bram dyktatorskich Chin. "Musicie pamiętać, że jeżeli Tajwan upadnie, przyniesie to katastrofalne konsekwencje dla regionalnego pokoju i dla sojuszu demokracji", nie bez przesady mówiła w październiku 2021 roku tajwańska prezydent Tsai Ing-Wen.

Azjatycka szachownica

Nic dziwnego, że gwałtowny wzrost potęgi Chin i rosnące napięcia uruchomiły w Azji Wschodniej zmiany obejmujące cały region. Zaczęły powstawać międzynarodowe bloki i koalicje, stopniowo tworzące nowy regionalny układ sił.

Najgłośniejszym tego przykładem było w ostatnich tygodniach powstanie AUKUS, czyli porozumienia pomiędzy Australią, Stanami Zjednoczonymi i Wielką Brytanią w zakresie współpracy wywiadowczej i technologicznej. Jej sercem jest rozpoczęcie budowy atomowych okrętów podwodnych dla Australii, a więc kulturowo "zachodniego" państwa leżącego najbliżej Tajwanu oraz spornego Morza Południowochińskiego.

W ostatnich latach powstał również inny, mniej formalny, blok wymierzony w Chiny - QUAD zrzeszający Australię, Stany Zjednoczone, Indie i Japonię, a więc azjatyckie potęgi otaczające Chiny z trzech stron. W spotkaniach QUAD w 2021 roku wzięły udział również trzy kolejne państwa obawiające się nadmiernych chińskich wpływów - Nowa Zelandia, Wietnam i Korea Południowa.

Ćwiczenia manewrów obronnych na Tajwanie
Ćwiczenia manewrów obronnych na Tajwanie
Źródło: Ceng Shou Yi/NurPhoto via Getty Images

Poważne zmiany widać też w polityce regionalnej poszczególnych państw. Najważniejsza z nich następuje w Japonii, która coraz bardziej otwarcie rozwija swój potencjał wojskowy. Pod względem posiadanego budżetu japońska armia jest już piąta na świecie, a premier Fumio Kishida w listopadzie i grudniu dwukrotnie zapowiedział rozbudowę "zdolności do atakowania baz wroga". To deklaracja olbrzymiej wagi i otwarte odejście od czysto obronnych możliwości japońskiej armii narzuconych jej po II wojnie światowej.

Japonia coraz otwarciej staje przy tym po stronie Tajwanu w jego sporze z Chinami. To również przełom, który łatwo jednak wytłumaczyć. Tajwan znajduje się jeszcze bliżej Japonii niż Chin, a wybuch wojny na tej wyspie byłby dla Tokio poważnym zagrożeniem. Jasno wyłożył to w listopadzie były premier Japonii Shinzo Abe, ostrzegając Chiny, że taka "wojskowa przygoda doprowadziłaby do gospodarczego samobójstwa", zaś "sytuacja kryzysowa dla Tajwanu jest sytuacją kryzysową dla Japonii, a w rezultacie również dla sojuszu japońsko-amerykańskiego". Tak mocne słowa nie padały w Tokio nigdy wcześniej.

Gospodarcze przeciąganie liny

Analogiczny proces tworzenia nowych azjatyckich bloków i koalicji postępuje w sferze gospodarczej. Najlepiej widać to na przykładzie wejścia w życie w 2018 roku wymyślonego przez USA wielkiego porozumienia handlowego CPTPP (Comprehensive and Progressive Agreement for Trans-Pacific Partnership) z udziałem 11 państw Azji i Pacyfiku, m.in. Australii, Japonii, Kanady i Meksyku. Porozumienie to ma sprzyjać wymianie handlowej pomiędzy jego członkami, a jednocześnie wzmacniać ich pozycję w relacjach zewnętrznych - przede wszystkim wobec Chin, które pozostają z CPTPP wykluczone.

W obliczu takiej sytuacji Chiny ogłosiły więc powstanie własnego konkurencyjnego porozumienia o wolnym handlu - RCEP (Regional Comprehensive Economic Partnership). Wchodzi ono w życie z początkiem 2022 roku i zrzesza 15 azjatyckich państw, również te, które są jednocześnie członkami CPTPP, np. Japonię i Australię. W ten sposób pogłębia się mocarstwowa rywalizacja również w zacieśnianiu regionalnych więzi gospodarczych.

Problem Tajwanu, co prawda, nie jest głównym powodem powstawania tych nowych koalicji politycznych i gospodarczych, pozostaje on jednak jedną z osi tworzącego się podziału. I coraz trudniej zachować w Azji neutralność w sprawie przyszłych losów tej wyspy.

Chińska demokracja

Ryzyko wybuchu otwartej konfliktu o Tajwan mimo wszystko wydaje się ograniczone. Chiny nie są jeszcze na to gotowe, a sytuacja międzynarodowa nie dość dla nich sprzyjająca. Można przy tym zwrócić uwagę, że ostatnią wojnę Chiny stoczyły w 1979 roku, co więcej, prezentując się w niej bardzo słabo. A armia, która nie walczy i nie zdobywa doświadczenia bojowego, nie jest wiele warta.

Chiński niszczyciel podczas parady wojskowej w Rosji
Chiński niszczyciel podczas parady wojskowej w Rosji
Źródło: Alexander Demianchuk\TASS via Getty Images

Inwazja na Tajwan i jego siłowe zajęcie wbrew pozorom jest natomiast bardzo trudnym zadaniem nawet dla mocarstw. Wyspa ta posiada rozwinięty i bardzo przemyślany system obronny, a jej wybrzeża są bardzo nieregularne, skaliste i utrudniają dokonywanie desantów.

Jednocześnie samo Tajpej dysponuje dość nowoczesną armią, w tym znaczącym arsenałem rakiet, którymi mogłoby odwetowo uderzyć w cele w Chinach. Zniszczenie np. gigantycznych tam na rzekach spowodowałoby prawdziwe kataklizmy na chińskim terytorium. Tajwan, choć niewielki, zdecydowanie nie jest więc bezbronny, a jego wola obrony jest bardzo silna. Dość powiedzieć, że to jedno z nielicznych państw na świecie, które rozwija własny kosztowny i skomplikowany program budowy okrętów podwodnych. I nie ma w nim żadnych opóźnień.

Triumfalizm chińskich władz

Strategiczne cele Chin, obejmujące przejęcie kontroli nad Tajwanem, są jednak bardzo wyraźne, na co coraz otwarciej zwracają uwagę zwłaszcza Amerykanie. Admirał Philip Davidson, głównodowodzący amerykańskiego dowództwa Indo-Pacyfiku, w listopadzie otwarcie przyznał, że Chiny mogą uderzyć na Tajwan już w ciągu najbliższych sześciu lat. W Chinach czas płynie szybko - dość powiedzieć, że sześć lat temu niemal nikt nie uwierzyłby w tak szybkie podeptanie przez Pekin odrębności Hongkongu, obiecywanej wcześniej Zachodowi.

Na możliwość wybuchu otwartego konfliktu o Tajwan ma także wpływ jeszcze jeden element - sytuacja wewnętrzna Chin. Po pierwsze, to narastający nacjonalizm, a nawet triumfalizm chińskich władz, jak określone to zostało w listopadowym raporcie amerykańsko-chińskiej komisji rządu USA (USCC). Emocje takie są świadomie rozbudzane w chińskim społeczeństwie i mają jednoczyć je wokół pozbawionego demokratycznego mandatu przywództwa.

Po drugie, to wyczerpujący się model gospodarczy Chin oparty dotąd na taniej sile roboczej i eksporcie. Chińska gospodarka spowalnia, a proces podnoszenia poziomu życia Chińczyków stanął w miejscu. To poważne zagrożenie dla chińskiej dyktatury i rosnące ryzyko, że reżim ten będzie chciał odwrócić uwagę społeczeństwa od problemów wewnętrznych, zaogniając konflikty zewnętrzne. Jak zwrócono uwagę w raporcie USCC, Pekin obawia się, że jeżeli nie zademonstruje światu wyższości swojego modelu politycznego i gospodarczego, zagrozi to nie tylko jego wpływom międzynarodowym, ale też samej partii komunistycznej.

Aktualnie czytasz: Zegar tyka. Zostało jeszcze 27 lat

Zegar tyka

Sytuacja, która powstała obecnie między USA i Chinami, to klasyczny przypadek pułapki Tukidydesa, czyli konfliktu pomiędzy dominującym a wschodzącym mocarstwem. W historii świata najczęściej nie udawało się uniknąć tej pułapki i konfliktu - dotychczasowe, "stare", mocarstwo czuło się zbyt zagrożone rosnącym w siłę rywalem, zaś wschodzące, "nowe", mocarstwo zbyt skrępowane wpływami obecnego hegemona. W ten sposób pułapka Tukidydesa przez ostatnie 2,5 tysiąca lat doprowadziła do upadku niezliczonych imperiów, władców i cywilizacji.

To dlatego brytyjski "The Economist" nazwał niedawno Tajwan "najniebezpieczniejszym miejscem na Ziemi". Jego los w olbrzymim stopniu zależy dziś od dwóch mocarstw - Chin i USA. Ale los ten jednocześnie może zniszczyć wiarygodność i prestiż każdego z tych mocarstw - USA, jeżeli nie zdołają Tajwanu ochronić, lub Chin, jeżeli nie zdołają Tajwanu zjednoczyć.

Zegar tyka - do 2049 roku zostało jeszcze 27 lat.

Czytaj także: