Gdyby nie pomysł jednego z izraelskich ministrów, dyktator Syrii Baszar el-Asad mógłby używać w nalotach wobec opozycji broni chemicznej na masową skalę - wynika z fragmentów wychodzących w przyszłym tygodniu na amerykański rynek wspomnień byłego ambasadora Izraela w Waszyngtonie. Napisał on, że to właśnie Izrael podsunął Rosji i USA pomysł zniszczenia arsenału Asada.
Historia wyszła na jaw za sprawą książki ambasadora Michaela Orena "Ally: My Journey Across the American-Israeli Divide". Oren napisał w niej, że obecny minister infrastruktury, energii i zasobów wodnych Izraela - Juwal Steintiz - jest niepisanym twórcą porozumienia, które pozwoliło pozbyć się wielkich składów broni chemicznej z Syrii.
Tajemnica ujawniona po dwóch latach
Rewelacje Orena potwierdził w rozmowie z "New York Timesem" w poniedziałkowy wieczór sam Steinitz, wyjaśniając jak doszło do niespodziewanego połączenia wysiłków dyplomatycznych Rosji i USA.
Po ataku chemicznym pod Damaszkiem w październiku 2013 r., gdy wojska Asada użyły sarinu, mordując ponad tysiąc cywilów na terenach kontrolowanych przez jedną z grup rebeliantów, światowa opinia publiczna spodziewała się, że prezydent Barack Obama dotrzyma słowa i rozpocznie naloty na Syrię.
Obama obiecał bowiem kilka miesięcy wcześniej, że atak chemiczny na cywilów będzie stanowił przekroczenie "czerwonej linii" i spowoduje zmasowany atak USA na siły reżimu.
Jednak Obama zaczął się wahać, co zszokowało większość dyplomatów w Waszyngtonie.
Izrael znalazł lepsze rozwiązanie
Kilka dni po ataku chemicznym w jednej z rozgłośni radiowych Juwal Steinitz potwierdził tymczasem, że Izrael ma "niezbite dowody" na użycie broni chemicznej przez Asada. Powołał się przy tym na źródła w izraelskim wywiadzie.
Po tym wywiadzie do Steinitza zgłosił się jeden z rosyjskich dyplomatów przebywających w Izraelu i poprosił o spotkanie z przedstawicielem wywiadu, który pokaże mu takie dowody. Izraelski minister odmówił, przedstawił jednak Rosjaninowi propozycję, jaka przyszła mu do głowy w rozmowie z jednym ze swoim wiceministrów kilka dni wcześniej.
- (Po ataku Asada) dotarło do nas: co konkretnego przyniesie uderzenie 50 czy 100 tomahawków na opuszczone składy broni na środku pustyni? Lepiej będzie doprowadzić do współpracy Rosji i USA, bo razem będą one w stanie zniszczyć broń Asada - wspominał Steinitz w rozmowie z "New York Timesem". Dodał, że jego rozwiązanie wydawało się "zwycięstwem z kilku powodów". - Dla Rosjan oznaczało to odczepienie się świata od ciągłych komentarzy, w których sugerowano, że syryjski reżim jest wspierany przez Kreml, dla Amerykanów oznaczało wyjście z sytuacji lepsze niż ataki obiecane przez Obamę, dla Syryjczyków koniec narażenia na działanie broni chemicznej, a dla Izraela pozbycie się poważnego, strategicznego zagrożenia istniejącego od lat 70.
Izraelski pomysł przedstawiony nierozważnie?
Taki właśnie punkt widzenia Steinitz przedstawił w rozmowie z rosyjskim dyplomatą po swoim wywiadzie radiowym. Ten miał "robić notatki z rozmowy z ministrem", po czym powiedział, że "to bardzo poważne i dostarczy to (do Moskwy) jeszcze dziś" - wyjaśnił izraelski polityk w rozmowie z "NYT".
Jak dodał, potem trochę się tego, co zrobił, przestraszył, bo zorientował się, że odbył taką rozmowę bez konsultacji z MSZ i premierem Benjaminem Netanjahu, dlatego następnego dnia "pobiegł" do swojego szefa i zreferował mu przebieg spotkania.
Kilka dni później Izraelczycy usłyszeli, że Rosjanie i Amerykanie rozpoczęli rozmowy nt. zniszczenia arsenału chemicznego Asada i przekonują do tego syryjskiego przywódcę.
Przez prawie dwa lata Moskwa ani Waszyngton nie wspomnieli o roli Izraela w tym planie. - Izrael nigdy o to nie prosił - wyjaśnił w poniedziałek Steinitz.
W 2013 r. pojawiały się sugestie, że pomysł zniszczenia broni chemicznej narodził się w głowach szefa polskiej dyplomacji Radosława Sikorskiego i niemieckiego europosła Elmara Broka.
Autor: adso\mtom / Źródło: New York Times
Źródło zdjęcia głównego: Wikimedia Commons