Premier Singapuru Lee Hsien Loong oświadczył w piątek, że oczekuje, iż zaplanowany na 12 czerwca szczyt z udziałem prezydenta USA Donalda Trumpa i północnokoreańskiego przywódcy Kim Dzong Una będzie krokiem naprzód dla osiągnięcia pokoju na Półwyspie Koreańskim.
"Mamy nadzieję, że to spotkanie zwiększy szanse na pokój na Półwyspie Koreańskim" - podkreślił Lee Hsien Loong w oficjalnym oświadczeniu, dodając, że "Singapur z przyjemnością będzie gościł gospodarzy spotkania".
Jak poinformował Biały Dom, prezydent USA rozmawiał w piątek telefonicznie z premierem Lee i podziękował mu za gotowość zorganizowania szczytu w Singapurze. Obaj przywódcy omówili także kwestie bezpieczeństwa w regionie i potwierdzili stosunki partnerskie łączące oba kraje.
Lee zaprosił również Donalda Trumpa do odwiedzenia Singapuru w listopadzie w związku z przypadającym wtedy dorocznym szczytem Stowarzyszenia Narodów Azji Południowo-Wschodniej (ASEAN) i jego państw partnerskich. Prezydent USA powiedział, że postara się przybyć na to spotkanie.
Dlaczego Singapur?
Singapur został wybrany na miejsce spotkania przywódców, gdy Trump pod wpływem doradców zrezygnował z pomysłu przeprowadzenia rozmów z Kimem w strefie zdemilitaryzowanej dzielącej państwa koreańskie.
Pod koniec kwietnia odbyło się tam historyczne spotkanie przywódców obu Korei - Kim Dzong Una i prezydenta Korei Południowej Mun Dze Ina. Podpisali oni oświadczenie, w którym potwierdzili wspólny cel całkowitej denuklearyzacji Półwyspu Koreańskiego. Obie Koree zobowiązały się również do wstrzymania wszelkich wrogich działań przeciwko sobie nawzajem oraz do starań o zawarcie układu pokojowego formalnie kończącego wojnę z lat 50. XX wieku.
Jak zauważyli goście "Faktów z Zagranicy" TVN24 BiS, Singapur uważany jest za względnie neutralny grunt, a przy tym - znajduje się w zasięgu północnokoreańskiego samolotu rządowego. Kim Dzong Un nigdy dotąd nie udał się na oficjalną wizytę państwową drogą powietrzną.
Autor: mm//rzw / Źródło: PAP, TVN24