Wygląda na to, że ogłoszona przez prezydenta Rosji Władimira Putina mobilizacja stała się czynnikiem destabilizującym zarówno samo państwo, jak i jego propagandę - pisze w analizie znany ukraiński publicysta Witalij Portnikow. Jak stwierdza, rosyjskie oficjalne media nie są w stanie ukryć przed Rosjanami ucieczek dziesiątek tysięcy ludzi do sąsiednich krajów.
Kreml ogłosił w zeszłym tygodniu częściową mobilizację, która oficjalnie ma objąć 300 tysięcy osób. Zdaniem wielu ekspertów nie będzie ona ograniczona liczbowo. Po ogłoszeniu "częściowej mobilizacji" zaczęły pojawiać się doniesienia, że wezwania otrzymują starsi mężczyźni bez doświadczenia bojowego czy chorzy.
W poniedziałek Kreml przyznał się do popełnienia błędów w działaniach przy mobilizacji rezerwistów. - Zdarzają się przypadki naruszenia dekretu - mówił w tym dniu rzecznik Kremla Dmitrij Pieskow.
"Tysiące młodych mężczyzn, którzy nie wrócą z wojny"
"Niezrozumienie samych celów mobilizacji, a także oszustwo Władimira Putina, ponieważ zaledwie kilka miesięcy temu obiecał rodakom, że nie będzie mobilizacji - wszystko to pozwala mówić nie tylko o nowym etapie wojny, ale także o nowym etapie zmiany postaw społecznych wśród samych Rosjan" - pisze w analizie opublikowanej na portalu tygodnika "Nowoje Wriemia" znany ukraiński dziennikarz i publicysta Witalij Portnikow.
Autor przypomina, że "masowa mobilizacja to tysiące młodych mężczyzn, którzy nie wrócą z wojny". "Ale to, co może się wydawać statystyką w życiu Rosjan (pod względem liczby ofiar - przyp. red.), dla innych narodowości, na przykład w Dagestanie, może okazać się kwestią istnienia narodu. Może dlatego w tej republice wybuchły pierwsze masowe protesty?" - stawia pytanie Portnikow.
"W tej wojnie mogą stracić nie tylko mężów, braci i synów"
"Spójrzmy na liczbę przedstawicieli każdego z narodów dagestańskich - największe z nich nie przekraczają kilkuset tysięcy, a większość - kilkadziesiąt tysięcy. Porównajmy z danymi dotyczącymi mobilizacji. Być może wtedy będzie zrozumiałe, dlaczego dagestańskie kobiety są tak bardzo zaniepokojone. W tej wojnie mogą stracić nie tylko mężów, braci i synów. Mogą stracić własną Ojczyznę" - podkreśla ukraiński publicysta.
Zdaniem Portnikowa przykład zaanektowanego Krymu pokazuje, że Kreml może świadomie wykorzystywać mobilizację jako narzędzie czystek etnicznych.
Publicysta przypomina w swojej analizie, że rosyjskie wezwania na front są masowo wręczane Tatarom krymskim. "Każde wezwanie, które do nich przychodzi, przypomina, jak rozwiązał problem tego narodu Józef Stalin, który postanowił 'oczyścić' Krym z rdzennej ludności" - pisze dziennikarz.
Narody, które mają "innego prezydenta"
Według Portnikowa, Ukraina zwraca uwagę na problemy Tatarów krymskich, a słowa prezydenta Wołodymyra Zełenskiego o tym, że Rosja podejmuje "celową próbę zniszczenia narodu krymskotatarskiego" zostały usłyszane na całym świecie.
"Ale narody Dagestanu, narody Północnego Kaukazu, Buriaci, Tuwińcy i Udmurci mają innego prezydenta - Władimira Putina. I jest mało prawdopodobne, że on będzie mówił o takiej próbie zniszczenia tych czy innych rdzennych narodów Rosji, wykorzystując mobilizację jako najwygodniejszą i najłatwiejszą okazję" - podkreśla Witalij Portnikow.
Źródło: nv.ua