Marcin Przydacz, wiceminister spraw zagranicznych, mówił w "Rozmowie Piaseckiego" w TVN24, że relacje z Rosją "są w zasadzie dzisiaj zamrożone". Przekazał, że ambasador Rosji w Polsce Siergiej Andriejew został wezwany do MSZ dziś na godzinę 11 w związku z nielegalną aneksją części terytorium Ukrainy do Rosji. Zapytany, czy ambasador na spotkaniu usłyszy, że jest persona non grata, Przydacz odparł: - Dzisiaj tego nie powiem.
W niedzielę na stronie Kancelarii Prezydenta zostało udostępnione wspólne oświadczenie prezydentów państw Europy Środkowo-Wschodniej, będących członkami NATO, w sprawie prób nielegalnej aneksji terytoriów Ukrainy przez Rosję.
"Ponawiamy nasze poparcie dla suwerenności i integralności terytorialnej Ukrainy, nie uznajemy i nigdy nie uznamy rosyjskich prób zaanektowania jakiejkolwiek części terytorium Ukrainy"
Pod oświadczeniem podpisał się między innymi prezydent Andrzej Duda.
Wiceminister Przydacz: ambasador Rosji wezwany do MSZ
O sytuacji w Ukrainie i agresywnych działaniach ze strony Rosji mówił w "Rozmowie Piaseckiego" w TVN24 Marcin Przydacz, wiceminister spraw zagranicznych. Zapytany, co się jeszcze musi stać, żeby relacje dyplomatyczne na linii Polska-Rosja zostały zupełnie zamrożone, odparł: - Relacje są w zasadzie dzisiaj zamrożone, nie ma żadnych kontaktów dyplomatycznych, poza spotkaniami, na które wzywam ja, czy pan minister, pana ambasadora Andriejewa, i dzisiaj właśnie do takiego spotkania dojdzie.
"Nie tylko zaprotestuję, przedstawię polskie stanowisko w tej sprawie"
- Dziś o godzinie 11 pan ambasador Siergiej Andriejew będzie w MSZ, w związku z tymi ostatnimi działaniami Rosji w ciągu ostatniego tygodnia. Mówię tu o pseudoreferendach, o próbach aneksji terytorium innego państwa, w tym wypadku Ukrainy - przekazał wiceminister spraw zagranicznych.
- Nie tylko zaprotestuję, przedstawię polskie stanowisko w tej sprawie, które będzie się koncentrowało wokół nieuznawania tego typu decyzji - dodał. - Ale co więcej, nie jest to tylko działanie Polski. Umówiliśmy się z naszymi kolegami na poziomie europejskim, że wszyscy mniej więcej w tym samym czasie, tego samego dnia, przedstawimy takie stanowisko nas wszystkich wobec ambasadorów Rosji rezydujących w danych państwach - mówił Przydacz.
Zapytany, czy dziś ambasador na spotkaniu usłyszy, że jest persona non grata, Przydacz odparł: - Dzisiaj tego nie powiem.
Na uwagę, że dochodzi do kolejnych zbrodni rosyjskich w Ukrainie, mamy groźby użycia broni atomowej, wiceszef polskiej dyplomacji odparł: "Rozmawiamy o tego typu rozwiązaniach z naszymi sojusznikami na poziomie Unii Europejskiej i na poziomie NATO".
- Jeśli wspólnie ze wszystkimi sojusznikami europejskimi, euroatlantyckimi dojdziemy do przekonania, że takie działanie byłoby korzystne i słuszne, to je podejmiemy. Natomiast na tym etapie Polska samodzielnie takiego kroku na zasadzie: wyrzucamy i zobaczymy, co się będzie działo, nie planuje zrobić. Jeśli dogadamy się wszyscy na poziomie europejskim, że tak należy zrobić, że należy uciąć wszelkie możliwe kontakty z dyplomatami rosyjskimi, to Polska oczywiście również to zrobi - powiedział. - Ale nie może być sytuacji, w której tylko Polska wykonuje dane działania, a dalej Niemcy, Francuzi rozmawiają z Rosjanami - zaznaczył Przydacz.
W piątek Władimir Putin ogłosił włączenie do Rosji czterech ukraińskich obwodów: donieckiego, ługańskiego, zaporoskiego i chersońskiego, na terenie których w dniach 23-27 września odbyły się pseudoreferenda w tej sprawie.
Przydacz: Rosja łamie wszelkie normy cywilizacyjne i prawa międzynarodowego
Gość TVN24 zapytany, czy jest jakaś "cienka czerwona linia", którą europejskie dyplomacje wyznaczyły Rosji dla zerwania relacji, Przydacz odparł, że "czerwone linie się źle kojarzą". - Najczęściej wyznaczane czerwone linie są później przekraczane i część zachodnich dyplomatów musi się dwoić, troić i tłumaczyć, dlaczego ta czerwona linia nie była aż tak czerwona, jak się wcześniej wydawało - powiedział. - Jasnym jest, że Rosja dzisiaj łamie wszelkie normy prawa międzynarodowego, łamie normy cywilizacyjne. Wyklucza się naprawdę z cywilizacji europejskiej tym, co robi na Ukrainie. Tylko ja bym się bardziej koncentrował na konkretach, na polityce sankcji, na polityce wspierania Ukrainy. To, co robimy - zaznaczył. - Takie gesty symboliczne, one mogą być dla publiki czasami bardzo ciekawe i istotne, ale one zasadniczo nic nie zmienią. Jeśli wyślemy kolejne kraby albo Amerykanie wyślą kolejne HIMARS-y na Ukrainę, to to zmieni sytuację, a to, czy będzie ambasador Andriejew w Warszawie, czy nie, to sytuację na froncie zmieni mniej - dodał.
Przydacz: Putin chce nas straszyć. Jeśli wystraszymy się straszaka jądrowego, to co go zatrzyma?
Odnosząc się do ewentualnego zagrożenia użyciem broni nuklearnej przez Rosję, Przydacz powiedział, że "musimy mieć świadomość, że Rosja jest mocarstwem jądrowym". - Natomiast użycie takiej broni byłoby przekroczeniem takiej linii, której nikt nie przekroczył od 1945 roku - podkreślił. - Na pytanie, czy ten scenariusz jest możliwy, ja nie jestem oczywiście w stanie niczego wykluczyć, ale jeżeli pan mnie pyta o moją ocenę, czy do takich działań w najbliższym czasie dojdzie, to uważam, że Putin chce nas wystraszyć i podzielić jako świat zachodni, żebyśmy nie wspierali Ukrainy - mówił.
- Tylko jeśli my dzisiaj ustąpimy i wystraszymy się tego straszaka jądrowego w przypadku wschodu Ukrainy, to co zatrzyma Władimira Putina przed pójściem dalej i przed użyciem tego samego straszaka, już mając wojska nie na Dnieprze, ale na Dniestrze, Bugu czy jeszcze dalej? - zwrócił uwagę Przydacz.
Dopytywany, czy sojusznicze służby informują Polskę, że Rosja czyni jakiekolwiek przygotowania do użycia taktycznej broni jądrowej, wiceszef MSZ odparł, że "jesteśmy od wielu miesięcy w bardzo ścisłych kontaktach, także jeśli chodzi o wymianę informacji niejawnych pomiędzy naszymi sojusznikami". - Jeśli będą jakieś informacje dotyczące tej tematyki, które będą wymagały publicznego informowania, to będziemy o tym informować. Na tym etapie takich informacji nie mamy - dodał.
CZYTAJ TAKŻE: Prezydent Duda: desperacka i żałosna akcja Kremla to klęska tych, którzy naiwnie wierzyli w kompromis >>>
Wiceszef MSZ o wyciekach z Nord Stream: nie wykluczałbym "odcisków palców" Rosji
Gość TVN24 był też pytany, czy polski rząd dysponuje własną lub sojuszniczą wiedzą, kto stoi za wyciekiem z Nord Stream. W ubiegły poniedziałek stwierdzono trzy uszkodzenia gazociągów - dwa na Nord Stream 1, w obu rurach, i jedno w Nord Stream 2. Następnie w czwartek poinformowano o zlokalizowaniu kolejnego wycieku gazu w Nord Stream 2.
- Czekamy na pełne efekty śledztwa. Jasnym jest, że wymaga to bardzo starannego podejścia, wtedy się dowiemy, kto odpowiada za te wybuchy - odpowiedział Przydacz.
- Natomiast ja absolutnie nie wykluczałbym a priori "odcisków palców" Federacji Rosyjskiej, bowiem mamy sytuację, w której Rosja prowadzi zbrojne działania na terytorium obcego państwa. W ostatnich latach mordowała ludzi także na terytorium państw sojuszniczych, w Niemczech czy w Wielkiej Brytanii, więc tym bardziej nie można wykluczyć, że dochodzi do takich aktów dywersji, także i z udziałem rosyjskich służb specjalnych - dodał.
Źródło: TVN24
Źródło zdjęcia głównego: TVN24