Opozycjonista Aleksiej Nawalny nadal przebywa w ciężkim stanie w szpitalu. Jego współpracownicy przypuszczają, że mógł został otruty. Takie podejrzenia budzą emocje nie tylko w Rosji, bo nie pierwszy raz jawny przeciwnik władz na Kremlu w tajemniczych okolicznościach trafia do szpitala. Większość spraw, które przypomina między innymi agencja Reutera, nigdy nie została do końca wyjaśniona. Wszystkie łączy jedno: trucizna.
Aleksiej Nawalny trafił na oddział intensywnej terapii szpitala w Omsku (w centralnej Rosji) w czwartek, został podłączony do respiratora, jego stan określany jest ciężki. Rzeczniczka opozycjonisty Kira Jarmysz przekazała na Twitterze, że Nawalny źle się poczuł podczas lotu powrotnego z Tomska do Moskwy. Samolot wylądował awaryjnie w Omsku.
Jarmysz uważa, że powodem otrucia mogła być substancja dodana do herbaty. "Przypuszczamy, że Aleksiej został otruty czymś domieszanym do herbaty. Tylko ją pił od rana. Lekarze mówią, że toksyny szybciej się przedostały poprzez gorący płyn" - przekazała na Twitterze.
Według agencji Interfax wstępna diagnoza lekarzy miała brzmieć: "zatrucie niezidentyfikowanym środkiem psychodysleptycznym" (wywołującym halucynacje). Oficjalnie szpital nie wypowiada się na temat diagnozy i wyników badań Nawalnego.
"Nowiczok na klamce drzwi wejściowych"
Po doniesieniach o ciężkim stanie Nawalnego agencja Reutera, a także niezależne portale w Rosji, przypomniały o innych głośnych sprawach, kiedy przeciwnicy władz na Kremlu tracili życie lub zdrowie w wyniku udowodnionego lub domniemanego otrucia.
Jedną z nich jest sprawa mieszkającego w Wielkiej Brytanii byłego pułkownika rosyjskiego wywiadu wojskowego GRU i współpracownika brytyjskiego wywiadu Siergieja Skripala. W marcu 2018 roku Skripal i jego córka Julia zostali znalezieni nieprzytomni na ławce przed centrum handlowym w Salisbury. Oboje w stanie krytycznym trafili do szpitala.
Po dochodzeniu londyńska policja ujawniła, że w zamachu użyto środka "paralityczno-drgawkowego". Chodziło o produkowaną jeszcze w czasach Związku Radzieckiego substancję nowiczok.
Grupą operacyjną, która dokonała ataku na Skripala, miał - według BBC - dowodzić generał rosyjskiego wywiadu Denis Siergiejew. Podczas pobytu w Londynie miał utrzymywać kontakt z oficerami wysokiej rangi w Moskwie. BBC ustaliła, że generał przyleciał na londyńskie lotnisko Heathrow 2 marca. Do Moskwy wrócił 4 marca. "Tego samego dnia trująca substancja nowiczok została umieszczona na klamce drzwi wejściowych domu Skripala" - informowała BBC.
"Władze w Londynie oskarżyły Rosję o zorganizowanie zamachu. Moskwa temu zaprzecza. Skripal i jego córka wyzdrowieli, ale ich miejsce pobytu jest teraz nieznane" - przypomniał w czwartkowej publikacji rosyjski portal Znak.
"Najpierw zaczął tracić wzrok, potem mowę"
Także w 2018 roku, we wrześniu, do szpitala w ciężkim stanie trafił członek antykremlowskiej grupy Pussy Riot i wydawca portalu śledczego Mediazona Piotr Wierziłow. "Najpierw zaczął tracić wzrok, potem mowę, a późnej zdolność poruszania się. Lekarze powiedzieli, że mógł cierpieć z powodu leków psychotropowych, które zażywał. Jednak krewni Wierziłowa kategorycznie temu zaprzeczyli i stwierdzili, że został otruty" - przypomniał historię aktywisty portal Znak.
Wierziłow został przetransportowany specjalnym samolotem do Berlina. Za przelot miał zapłacić dobroczyńca, który chciał zachować anonimowość. Niemiecka policja przydzieliła aktywiście i jego rodzinie ochronę.
Przed wypisaniem ze szpitala Wierziłow mówił niemieckim dziennikarzom, że mógł zostać otruty przez oficerów rosyjskiego wywiadu, najprawdopodobniej GRU. - Zostało to wykonane tak profesjonalnie, że nie pozwala mi wyciągnąć żadnych innych wniosków - powiedział. Dodał, że prawie nie pamięta, co się z nim działo. - Kiedy się obudziłem, pomyślałem, że szef kliniki w Berlinie jest właściwie dyrektorem mojego więzienia, wszędzie widziałem koty - wspominał.
Zanim aktywista zapadł na "tajemniczą chorobę", przeprowadził wraz z członkiniami Pussy Riot, przebranymi za policjantów, spektakularną akcję na stadionie w moskiewskich Łużnikach. Wbiegli na murawę podczas finału mistrzostw świata w piłce nożnej. Celem akcji - jak wyjaśniał Wierziłow - miało być zwrócenie uwagi na problem łamania praw człowieka w Rosji.
"Akcja miała miejsce w obecności prezydentów Rosji i Francji Władimira Putina i Emmanuela Macrona, a także innych zagranicznych przywódców. Przez Putina została uznana za porażkę służb bezpieczeństwa" - przypomniała to wydarzenie BBC.
Sprawa Kara-Murzy juniora
W lutym 2017 roku rosyjskie media podały, że opozycjonista Władimir Kara-Murza junior trafił do szpitala w Moskwie i przebywa na oddziale intensywnej terapii. Aktywista źle się poczuł na kilka godzin przed lotem do USA. W rozmowie z dziennikarzami wspominał, że otrucie przed wejściem na pokład samolotu może być taktyką organizatorów zamachu, ponieważ w czasie lotu trudno jest zapewnić niezbędną pomoc medyczną.
Kara-Murza junior jest synem znanego rosyjskiego dziennikarza Władimira Kara-Murzy. Był też bliskim współpracownikiem zamordowanego 27 lutego 2015 roku w Moskwie lidera antykremlowskiej opozycji Borysa Niemcowa. Współpracownicy Kara-Murzy juniora nie podali, jaką diagnozę postawili lekarze. Przekazali jednak, że objawy przypominają te, z jakimi został hospitalizowany wcześniej, w maju 2015 roku, trzy miesiące po zabójstwie Niemcowa. Wówczas lekarze z Francji, gdzie leczył się Kara-Murza junior, orzekli "ostrą niewydolność nerek spowodowaną znaczącym przekroczeniem dopuszczalnego dla ludzkiego organizmu stężenia czterech metali ciężkich: manganu, miedzi, cynku i rtęci".
Kara-Murza junior długo wracał do zdrowia po obydwu próbach otrucia. Obecnie aktywista mieszka w USA. W lutym tego roku złożył pozew przeciwko Federalnemu Biuru Śledczemu, żądając, by poinformowało go o wynikach badań. Próbki krwi do analizy aktywista przekazał FBI jeszcze w zeszłym roku. Jego adwokaci są zdania, że zwłoka z przekazaniem informacji może wynikać z powodu kontaktów amerykańskich śledczych z władzami na Kremlu.
"Źle się poczuł po spotkaniu w restauracji"
Najgłośniejszym przypadkiem śmierci oponenta władz Rosji z powodu otrucia była sprawa byłego podpułkownika Federalnej Służby Bezpieczeństwa Aleksandra Litwinienki, który zmarł w listopadzie 2006 roku w Londynie z powodu napromieniowania radioaktywnym polonem-210. Źle się poczuł po spotkaniu w jednej z londyńskiej restauracji (portal Znak przypomniał, że radioaktywny izotop polonu-210 został dodany do herbaty, którą wypił).
Litwinienko pracował najpierw dla radzieckiego kontrwywiadu, a później dla FSB. W 1998 roku publicznie wyznał, że wydawano mu sprzeczne z prawem rozkazy, między innymi zamordowania rosyjskiego oligarchy Borisa Bieriezowskiego. W 2001 roku uciekł z Rosji do Wielkiej Brytanii, gdzie uzyskał azyl polityczny. W Wielkiej Brytanii Litwinienko współpracował z tamtejszymi służbami specjalnymi. Otwarcie krytykował Kreml i prezydenta Władimira Putina.
Brytyjskie władze podejrzewały, że Litwinienkę otruł funkcjonariusz FSB Andriej Ługowoj. Władze w Moskwie konsekwentnie temu zaprzeczały.
Czarna herbata od stewardesy
We wrześniu 2004 roku nieżyjąca już dziennikarka niezależnej "Nowoj Gaziety" Anna Politkowska źle się poczuła po wypiciu herbaty w samolocie Aerofłotu, który leciał z Moskwy do Rostowa. Z Rostowa Politkowska miała kontynuować podróż do Biesłanu, miasta w Osetii Północnej, gdzie 1 września 2004 roku czeczeńscy bojownicy zajęli szkołę.
Redaktor naczelny "Nowoj Gaziety" Dmitrij Muratow, wspominał, że Politkowska zamierzała wystąpić w roli pośrednika i przekonać Asłana Maschadowa (ówczesnego prezydenta Czeczenii), by uwolnił uczniów, którzy stali się zakładnikami czeczeńskich bojowników. - Politkowska wyleciała z moskiewskiego lotniska Wnukowo do Rostowa, ponieważ z Moskwy nie było bezpośrednich lotów do Biesłanu. W ostatniej chwili na pokład samolotu weszły dwie osoby i zajęły miejsca w klasie biznes, ale wtedy nikt nie przywiązywał do tego większej wagi. Politkowska zawsze zachowywała się bardzo ostrożnie i nigdy nie spożywała niczego, co oferowano pasażerom. Ale podczas tego lotu wzięła od stewardesy czarną herbatę i wilgotną serwetkę - wspominał Muratow.
Na lotnisku w Rostowie Politkowska zaczęła wymiotować i tracić przytomność. Zdołała wykonać dwa krótkie telefony do Muratowa i jego zastępcy. Później trafiła do rostowskiego szpitala. Pierwsze próbki jej krwi - jak wspominał redaktor naczelny "Nowoj Gaziety" - "w tajemniczy sposób zaginęły".
Z Rostowa Politkowską przetransportowano prywatnym samolotem do Moskwy. Współpracownicy dziennikarki nie mieli zaufania do rosyjskich szpitali, dlaczego wysłali ją na leczenie do Stanów Zjednoczonych. Tam stopniowo zaczęła wracać do zdrowia. Amerykańscy lekarze orzekli, że w organizmie Politkowskiej pojawiła się nieznana toksyna. Jaka? Tego nie udało im się ustalić.
Politkowska zajmowała się sprawami Czeczenii, pisząc o nadużyciach i przestępstwach, popełnianych przez dowódców armii rosyjskiej podczas wojny w tym kraju. Słynęła z bezkompromisowej walki z korupcją. Była otwartą krytyczką Putina. Została zastrzelona w październiku 2006 roku, w windzie bloku w Moskwie, gdzie mieszkała.
"Motywów było mnóstwo"
"W 2003 roku po ciężkiej i tajemniczej chorobie zmarł także Jurij Szczekoczikin, zastępca redaktora naczelnego 'Nowoj Gaziety'. Koledzy uważają, że on również został otruty. Motywów było mnóstwo. Szczekoczikin prowadził śledztwo w sprawie przemytu, którym mogli parać się funkcjonariusze rosyjskiej Federalnej Służby Bezpieczeństwa. Zajmował się także tematyką związaną z wymianą jeńców i zakładników w czasie drugiej wojny czeczeńskiej" – przypomniał portal Znak.
Dacze, jachty, drogie zegarki
Aleksiej Nawalny jest znanym rosyjskim opozycjonistą i zagorzałym krytykiem Kremla. To dzięki niemu opinia publiczna w Rosji dowiadywała się o luksusowych nieruchomościach, w których mieszkają urzędnicy wysokiej rangi. To Fundacja Walki z Korupcją Nawalnego kilka lat temu ustaliła, że ówczesny premier Dmitrij Miedwiediew korzystał z luksusowej posiadłości, położonej przy brzegu Wołgi. Opozycjonista twierdził, że za rezydencję premiera zapłacili potentaci z holdingu gazowego Novatek. Oficjalnie pieniądze te miały być przeznaczone na cele dobroczynne.
Nawalny informował również o tym, że z luksusów lubi korzystać rzecznik Kremla Dmitrij Pieskow, który po ślubie ze znaną łyżwiarką Tatianą Nawką w sierpniu 2015 roku miał spędzać miesiąc miodowy na najdroższym jachcie świata, "Maltese Falcon". Opozycjonista relacjonował, że "urzędnik państwowy Dmitrij Pieskow, który ani chwili nie przepracował w sferze biznesu, nosi zegarek za 38 milionów rubli" (według ówczesnego kursu ponad 2,3 mln zł).
Policja wielokrotnie dokonywała masowych rewizji w lokalnych biurach Nawalnego, a także w mieszkaniach jego współpracowników w związku ze śledztwami dotyczącym działalności Fundacji Walki z Korupcją, którą prowadzili. Opozycjonista, któremu udawało się wyprowadzić na ulice Moskwy i innych miast w Rosji tysiące ludzi demonstrujących przeciwko korupcji, wielokrotnie trafiał też do aresztu. Ciążyły na nim również zarzuty rzekomej defraudacji na szkodę państwowej spółki Kirowles, przez co nie mógł startować w wyborach prezydenckich w 2018 roku.
W lipcu zeszłego roku Nawalny trafił do szpitala w Moskwie z objawami ostrej reakcji alergicznej. Przewieziono go do szpitala z aresztu, gdzie odbywał karę administracyjną. Również wówczas współpracownicy opozycjonisty nie wykluczali, że mógł zostać otruty.
Źródło: tvn24.pl
Źródło zdjęcia głównego: Wikipedia/domena publiczna