Dziewięć osób nie żyje, a co najmniej 20 zostało rannych w wyniku częściowego zawalenia się dziesięciopiętrowego budynku mieszkalnego w rosyjskim Biełgorodzie. Gubernator obwodu biełgorodzkiego Wiaczesław Gładkow oskarżył o atak Ukrainę. Władze w Kijowie twierdzą, że oskarżenia te są nieprawdziwe.
Początkowo rosyjskie źródła oficjalne informowały tylko o rannych w wyniku zawalenia się całej klatki schodowej dziesięciopiętrowego budynku w Biełgorodzie. Później Komitet Śledczy Rosji oznajmił, że są także ofiary śmiertelne, nie podając ich liczby.
Nieoficjalnie o ofiarach śmiertelnych informowały kanały na Telegramie Baza i Mash, podając odpowiednio liczby – cztery i siedem osób. Powiadomiono również, że pod gruzami znajdują się ludzie.
Po godzinie 16.30 czasu rosyjskiego (g. 15.30 w Polsce) gubernator obwodu biełgorodzkiego Wiaczesław Gładkow przekazał, że nie żyje sześć osób, a co najmniej 20 zostało rannych. Chwilę później służby ratownicze podały, że spod gruzów wyciągnięto łącznie ciała dziewięciu osób.
Reakcja w Kijowie
Zdaniem rosyjskich władz przyczyną zawalenia się budynku był ukraiński atak. Gładkow oznajmił, że budynek został "trafiony pociskiem". Według ministerstwa obrony Rosji w budynek trafiła jednak nie rakieta, lecz odłamki zestrzelonego przez siły obrony powietrznej ukraińskiego pocisku Toczka-U.
Niezależna rosyjskojęzyczna telewizja Nastojaszczeje Wriemia relacjonowała, że "wciąż nie wiadomo, co doprowadziło do zawalenia się obiektu". W przygranicznym Biełgorodzie w niedzielę od rana pięciokrotnie ogłaszano alarm lotniczy.
Przedstawiciel Rady Bezpieczeństwa Narodowego i Obrony Ukrainy Andrij Kowalenko powiedział, zniszczenie klatki schodowej klatki w budynku w Biełgorodzie "może być prowokacją ze strony rosyjskiego agresora". Według niego oskarżenia Ukraińców o atak są nieprawdziwe.
Źródło: PAP, NV, tvn24.pl
Źródło zdjęcia głównego: Reuters