- Jeśli będziemy żądać, nawet przed rozpoczęciem negocjacji, by Asad odszedł, nie zajdziemy daleko - powiedział dziennikowi "Le Figaro" szef francuskiej dyplomacji Laurent Fabius.
Wypowiedź ministra oznacza złagodzenie stanowiska Paryża wobec prezydenta Syrii Baszara el-Asada, którego wojna z opozycją i w konsekwencji z dżihadystami kosztowała od 2011 r. życie już ponad 200 tys. ludzi.
Francuskie władze jeszcze w 2013 r. były gotowe przystąpić do nalotów na siły Asada w Syrii, zanim prezydent USA Barack Obama wycofał się z tego planu. I choć Francja od roku uczestniczy jednak w dowodzonej przez USA koalicji międzynarodowej prowadzącej naloty na cele Państwa Islamskiego w Iraku, nie przyłączyła się jednak dotąd do działań zbrojnych koalicji w Syrii. W ubiegłym tygodniu MSZ w Paryżu poinformowało o rozpoczęciu lotów zwiadowczych nad kontrolowanymi przez IS terenami w Syrii, co miałoby przygotować grunt pod ewentualne naloty na islamistów.
Asad musi odejść, ale nie od razu
Niemniej wobec nowej rzeczywistości na Bliskim Wschodzie - w tym zaangażowania Rosji i słabych perspektyw na zakończenie wojny - Paryż, tak jak i Londyn i Waszyngton, złagodziły stanowisko wobec Asada.
Sekretarz stanu USA John Kerry oświadczył w sobotę, że syryjski prezydent musi odejść, ale nie musi to nastąpić od razu, a o tym, kiedy odejdzie, trzeba zdecydować w negocjacjach, do czego mieliby nakłonić go sojusznicy, czyli Rosja i Iran.
Wpisując się w tę retorykę Fabius oznajmił, że Francja wierzy w dyplomatyczne rozwiązanie konfliktu w Syrii, wobec czego oczekuje utworzenia rządu jedności narodowej z przedstawicielami reżimu, "by uniknąć zapaści obserwowanej w Iraku".
Autor: mtom / Źródło: reuters, pap
Źródło zdjęcia głównego: CC BY-SA 3.0 | Syrianist