- Prawo i Sprawiedliwość uczyniło Lecha Kaczyńskiego swoistym politycznym świętym - można przeczytać na stronie internetowej dwumiesięcznika "Foreign Policy". W długim artykule dotyczącym katastrofy Smoleńskiej i jej piętna na polskiej polityce, autor stwierdza, że tragedia, która teoretycznie powinna łączyć społeczeństwo w bólu, w zamian je zatruwa. Tak #PisząoPolsce.
Artykuł w "FP" jest zdecydowanie najobszerniejszym tekstem na temat Polski, który pojawił się w zagranicznych mediach w piątek. Towarzyszy mu seria publikacji w Wielkiej Brytanii, poświęconym sporowi wokół ustawy aborcyjnej. Brytyjczycy ostrzegają, że choć rząd wykonał krok wstecz, to nie zmienia to faktu, iż propozycja zmiany prawa trafi do Sejmu i będzie nadal wywoływać ostre emocje.
Zamiast pojednania podziały
Autor tekstu w "FP", Christian Davies (syn historyka Normana Daviesa), pisze szeroko o zupełnie innych emocjach, tych związanych z katastrofą w Smoleńsku. Szeroko opisuje kontekst w jakim doszło do tragedii i to jak różne są jej oceny w zależności od poglądów politycznych. "PiS przedstawia Lecha Kaczyńskiego nie tylko jako wielkiego prezydenta, ale też człowieka o wielkim znaczeniu historycznym. Wierzą, że jego śmierć nie była wypadkiem. Jego wielkie znacznie miało dać dość argumentów jego wrogom w kraju i zagranicy, aby targnęli się na morderstwo" - opisuje Davies. Publicysta przypomina przy tym spory pomiędzy Kaczyńskim w ostatnim okresie sprawowania urzędu a rządem PO Donalda Tuska, w tym spór o krzesło na szczycie w Brukseli i dwie wizyty w Katyniu. Sugeruje przy tym, że wobec zbliżających się wyborów i kiepskich wyników w sondażach prezydent robił co mógł, aby zaakcentować swoje znaczenie. "Rezultatem było zamęt i farsa" - stwierdza. "Nigdy się nie dowiemy, czy presja ze strony prezydenta i jego urzędników na pilotów doprowadziły do katastrofy. Jednak ideę, że Kaczyński stwarzał jakieś realne zagrożenie dla Władimira Putina czy Tuska, można zdecydowanie łatwiej odrzucić. Bolesna prawda jest taka, że po latach histerycznej dyplomacji stał się postacią marginalną w kraju i za granicą. Miał małe szanse na reelekcje. To jednak nie powstrzymało PiS przed uczynieniem Kaczyńskiego swoistym politycznym świętym" - stwierdza Davies. Dodaje przy tym przykład, że politycy i zwolennicy PiS mówią, iż prezydent "poległ", a nie "zginął", co ma przydawać mu splendoru. "Kaczyński nigdy czegoś takiego nie chciał i trudno sobie wyobrazić, aby sam wygłaszał twierdzenia, które są teraz wygłaszane na jego rzecz. Niezależnie od tego, jak zapamięta go historia, można być pewnym tego, że ani on, ani inne ofiary Smoleńska jeszcze długo nie będą mogły spoczywać w pokoju" - pisze publicysta i dodaje, że tragedia która powinna łączyć społeczeństwo w bólu w zamian je zatruwa i służy do podsycania zaciekłego podziału politycznego.
Niepewna przyszłość
Wątkiem potencjalnych zmian w ustawie aborcyjnej zajmuje się natomiast "Financial Times", BBC i "Guardian". W tej pierwszej gazecie dziennikarze zwracają uwagę, iż rząd PiS po raz pierwszy wykonał krok w tył, zajmując w tym tygodniu znacznie bardziej zdystansowaną pozycję wobec proponowanego zaostrzenia prawa. "Partia wcześniej ignorowała protesty i gniew z zagranicy, wypełniając swoją misję 'naprawy' Polski" - pisze "FT". BBC zaznacza tymczasem, że choć zapał PiS do zmian w prawie osłabł, to niezależnie od polityków do Sejmu najpewniej trafi propozycja zaostrzenia ustawy aborcyjnej. "Kampania 'Stop Aborcji' musi teraz zebrać 100 tysięcy podpisów, na co ma trzy miesiące. Może to się wydawać sporym wymaganiem, ale podobna poprzednia propozycja zdobyła 1,5 miliona podpisów" - opisuje BBC. Brytyjczycy zwracają uwagę, że PiS określa się jako partię konserwatywną i katolicką, więc perspektywa wprowadzenia zmian nie jest nieprawdopodobna. W "Guardianie" w dziale opinii został natomiast zamieszczony tekst autorstwa Polki mieszkającej w Wielkiej Brytanii, która stwierdza, że boi się o osiągnięcia Polski po upadku komunizmu. "To nie pierwszy raz, kiedy projekt zaostrzenia prawa aborcyjnego trafia do Sejmu. Jednak to pierwszy raz, kiedy będzie debatowany w izbie zdominowanej przez głosy prawicowe i religijne. Jeśli nowe przepisy wejdą w życie, głosy krytyki zostaną uciszone a PiS i jego elektorat zepchną kraj w patriarchalną przeszłość, w której kobiety były zaledwie instrumentem do rodzenia dzieci" - pisze Polka.
Autor: mk\mtom / Źródło: tvn24.pl
Źródło zdjęcia głównego: Foreign Policy, BBC, Guardian