Porzucili wygodne życie, by walczyć z dżihadystami. Jest ich garstka

Po stronie Kurdów w Syrii i Iraku walczy kilkudziesięciu obywateli państw zachodnichFacebook/Twitter

Po stronie Państwa Islamskiego walczy ich kilkanaście tysięcy, po stronie Kurdów zaledwie kilka tuzinów, ale wszystkimi kieruje przekonanie, że trzeba pomóc Syryjczykom i Irakijczykom w walce z dżihadystami. Na Bliski Wschód przywędrowali ochotnicy z Kanady, USA, Wielkiej Brytanii czy Niemiec. - Za dziesięć lat czeka mnie wylew lub demencja, więc wcześniej chcę zrobić coś dobrego - mówi jeden z nich, 66-latek.

Peter Douglas z Kanady, Dean Parker z USA, Jamie Read i James Hudges z Wielkiej Brytanii oraz Gil Rosenberg dzieląca życie między Kanadę i Izrael - byli żołnierze swoich armii lub pracownicy organizacji pozarządowych zdecydowali w ostatnich miesiącach o wyjeździe do Syrii i Iraku, nielegalnym przekroczeniu granicy i ponownym chwyceniu za broń. Tym razem po to, by walczyć z dżihadystami.

Kieruje nimi poczucie misji

- Za dziesięć lat czeka mnie wylew lub demencja, więc wcześniej chcę zrobić coś dobrego - mówi Fundacji Thomson Reuters 66-letni Peter Douglas z Vancouver, który przyjechał w ub. roku do Syrii pomagać cywilom w jednym z konwojów humanitarnych po to, by po miesiącach patrzenia na cierpienia ludzi zdecydować się na chwycenie za broń.

Podobnie jak kilkudziesięciu innych obcokrajowców, którzy już się przyłączyli do oddziałów kurdyjskich walczących w obu krajach o odzyskanie terenów zajmowanych przez IS, ma zamiar dołączyć do grupy, która go przyjmie i da mu do ręki broń.

Te doświadczenia mają już na koncie wspomniani Dean Parker i Gil Rosenberg. On Amerykanin, ona pół-Kanadyjka, pół-Izraelka, mówią, że do walki z islamistami przystąpili "z powodów ideologicznych", a Parker dodaje, że decyzję o przyjeździe na Bliski Wschód i pozostawienie wygodnego życia w USA podjął po obejrzeniu tysięcy uciekających latem ub. roku przez dżihadystami jazydów w środkowym Iraku.

Walka walce nierówna. Cameron pochwalił byłych żołnierzy

I on, i nawet Rosenberg boją się, że po powrocie do domu za ocean będą postrzegani jako islamiści, bo niewiele osób zdaje sobie sprawę z tego, że do Syrii i Iraku można pojechać, by walczyć przeciwko nim. Wygląda jednak na to, że nie muszą się martwić o przywitanie w ojczyźnie tak bardzo. Pokazuje to przykład dwóch Brytyjczyków, którzy wylądowali już na Wyspach.

Walka po stronie kurdyjskich peszmergów jest godna pochwały. Jasno stwierdził to sam premier Wielkiej Brytanii David Cameron, który wskazał, że "istnieje fundamentalna różnica między walką po stronie Państwa Islamskiego oraz po stronie sił kurdyjskich", odnosząc się w grudniu do sprawy dwóch obywateli brytyjskich, którzy wrócili z Bliskiego Wschodu.

Byli żołnierze Jej Królewskiej Mości - Jamie Read i James Hudges - walczyli przez kilka miesięcy ramię w ramię z peszmergami i Cameron ich za to pochwalił, przyjmując ich tłumaczenia, że "walczyli z dżihadystami z powodów humanitarnych".

Brytyjski wymiar sprawiedliwości nie wytoczył im postępowania w sprawie popełnienia przestępstwa. - Pojechaliśmy tam, by pomóc Kurdom i udokumentować ich ciężkie boje z islamistami. W domu przywitano nas jak bohaterów - powiedział 26-letni Hudges.

Autor: adso//gak / Źródło: Reuters

Źródło zdjęcia głównego: Facebook/Twitter

Tagi:
Raporty: