Amerykańska Narodowa Agencja Bezpieczeństwa (NSA) inwigiluje internautów m.in. za pośrednictwem portali społecznościowych - podaje "New York Times". Zebrane w ten sposób dane pozwalają na identyfikację współpracowników inwigilowanych osób, określenie ich położenia czy nawet wskazanie osób, które z nimi podróżują.
Do tych danych gazecie udało się dotrzeć dzięki nowo ujawnionym dokumentom i wywiadom z urzędnikami.
Jak pisze "NYT", zgodnie z memorandum ze stycznia 2011 r., nastąpiła zmiana polityki NSA. Może ona poszerzać swoje bazy danych o informacje pochodzące z publicznych, komercyjnych czy innych źródeł.
Mogą to być np. dane umieszczone na profilu portalu społecznościowego, pochodzące z banków, polisy ubezpieczeniowej czy lokalizacji GPS. A także z ewidencji nieruchomości czy z informacji podatkowych. Nie wskazano żadnych ograniczeń w korzystaniu z takich "wzbogaconych" danych.
Te dodatkowe informacje mają pomóc agencji "odkrywać i śledzić" połączenia między celami wywiadu za granicą a mieszkańcami Stanów Zjednoczonych - pisze "NYT".
Kilku byłych wyższych urzędników administracji Baracka Obamy przyznało, że agencja pozyskuje w ten sposób dane zarówno obcokrajowców, jak i Amerykanów.
Pracownicy agencji nie podali, ilu Amerykanów było w ten sposób "prześwietlanych". Dokumenty nie wskazują także, jakie są skutki tej "lustracji".
Rzeczniczka agencji, pytana o analizowanie danych Amerykanów, powiedziała, że wszystkie tego typu informacje mogą być pozyskiwane wyłącznie, gdy jest to uzasadnione. - Nasze działania skupiają się na zwalczaniu terroryzmu i cyberprzestępstw - wyjaśniła.
Afera wokół NSA
Po raz pierwszy szczegóły programów inwigilacji elektronicznej stosowanych przez NSA ujawnił były współpracownik amerykańskich służb specjalnych Edward Snowden. Przekazał on mediom dokumenty opisujące działania tych programów. Został za to oskarżony o szpiegostwo przez władze USA; dostał tymczasowy azyl w Rosji.
Autor: db//bgr / Źródło: The New York Times
Źródło zdjęcia głównego: Wikipedia-CC-BY