- Wzrost potencjału jest zdumiewający. Siła niszcząca amerykańskich rakiet strategicznych została zwiększona około trzech razy - twierdzi Hans Kristensen, jeden z najbardziej znanych amerykańskich ekspertów od broni jądrowej. Jego zdaniem był to nieodpowiedzialny ruch, bo zdestabilizował równowagę arsenałów mocarstw i zwiększył ryzyko kataklizmu. Wszystko przez niepozorną część nazwaną MC4700. To zapalnik, który uczynił głowice termojądrowe znacznie bardziej celnymi.
Jak twierdzi Kristensen, prace nad ulepszeniem zaczęto jeszcze w latach 80., ale dopiero teraz zapalniki zamontowano na praktycznie wszystkich głowicach przenoszonych przez atomowe okręty podwodne. Uczyniono to przy okazji wieloletniego programu modernizacji arsenału jądrowego USA.
- Proces ten jest prezentowany opinii publicznej jako wysiłek na rzecz zapewnienia bezpieczeństwa i niezawodności głowic, a nie jako sposób na zwiększenie ich możliwości bojowych. Tymczasem w rzeczywistości w jego trakcie zaimplementowano rewolucyjne nowe technologie, które ogromnie poprawiły celność arsenału rakiet balistycznych USA - stwierdza specjalista.
Szansa na zwycięstwo podnosi ryzyko
Kristensen opublikował wyniki analizy na stronie "Bulettin of the Atomic Scientists", organizacji, która zarządza "zegarem zagłady", wskazującym jak blisko samounicestwienia jest ludzkość. W pracy pomagali mu dwaj inni znani amerykańscy specjaliści od broni atomowej - Matthew McKinzie i prof. Theodore A. Postol. Razem doszli do wniosku, że bez zwiększania liczby rakiet, głowic czy mocy, z jaką eksplodują, amerykańskie wojsko zdołało trzykrotnie zwiększyć ich skuteczność. W ich ocenie niebezpiecznie zbliża to USA do możliwości pokonania Rosji zaskakującym atakiem jądrowym poprzez zniszczenie całego jej arsenału i uniemożliwienie odwetu.
Osiągnięcie zdolności przeprowadzenia skutecznego tak zwanego pierwszego uderzenia jest świętym graalem wojskowych planistów od lat 50. Oznacza ona możliwość pokonania przeciwnika bez poniesienia konsekwencji. To potencjalnie niebezpieczna sytuacja, bowiem teoretycznie może zachęcać stronę silniejszą do agresji, a słabszą do nerwowych decyzji wobec poczucia zwiększonego zagrożenia.
Od lat 60. USA i ZSRR, a teraz Rosja, funkcjonują w rzeczywistości "wzajemnie zagwarantowanego zniszczenia" (doktryna Mutual Assured Destruction - w skrócie MAD, co oznacza także "szalona"), według której obie strony mogą być pewne, że jeśli postanowią zaatakować przeciwnika, to zostaną zniszczone w odwecie. Przynajmniej w teorii stabilizuje to sytuację międzynarodową, bo odstrasza od prób ataku. Gdyby jedna ze stron była w stanie tak uderzyć w przeciwnika, aby ten nie mógł już odpowiedzieć, to ten element stabilizujący znika.
Myślący zapalnik
Zdaniem autorów analizy, USA niebezpiecznie zbliżają się do tej możliwości. Wszystko za sprawą zaawansowanego nowego zapalnika zainstalowanego w głowicach termojądrowych W76. Są one montowane na rakietach balistycznych Trident II, przenoszonych przez atomowe okręty podwodne typu Ohio. Od 2008 roku trwa produkcja zmodernizowanych głowic. Obecnie gotowych ma być około 1,2 tysiąca z 1,6 tysiąca przeznaczonych do modernizacji. 506 jest zamontowanych na rakietach i ukrytych w silosach okrętów podwodnych.
Modernizacja głowic polega na wymianie praktycznie całego ich "opakowania", czyli aerodynamicznej obudowy, chroniącej przed wysokimi temperaturami podczas wejścia w atmosferę, i elektroniki. Jej elementem jest wspomniany nowy zapalnik MC4700. Pracowano nad nim od lat 80. i zastosowano już w nowszych oraz silniejszych głowicach W88. Główną nowością w nim zawartą jest system, który potrafi tak zaplanować detonację głowicy, że jej skuteczność wzrasta kilka razy.
Robi to, mierząc przy pomocy radaru wysokość lotu, jeszcze zanim ładunek wejdzie w atmosferę i zacznie spadać w kierunku celu. Dzięki temu może stwierdzić, czy głowica leci dokładnie w zaplanowanym kierunku, czy z odchyleniem. Jeśli nie leci idealnie, to zapalnik odpowiednio zmienia moment detonacji tak, aby nastąpiła jak najbliżej celu. Wcześniejsze zawsze inicjowały wybuch na jednej zadanej wysokości.
Cele są pod ziemią
Bliskość detonacji ma kluczowe znaczenie, bo głowice termojądrowe niszczą swoje cele głównie przy pomocy fali uderzeniowej i ciśnienia. Wybuch praktycznie zgniata ziemię, tworząc krater i wywołuje lokalne trzęsienie ziemi, dewastując to, co jest ukryte pod powierzchnią. Widowiskowe efekty eksplozji znane z filmów, czyli gwałtowny podmuch wiatru, kula ognia i grzyb dymu, to efekty uboczne o znaczeniu drugorzędnym dla wojskowych.
Priorytetowym celem dla broni jądrowej nie są bowiem domy cywili stojące na powierzchni, ale ukryte głęboko w ziemi centra dowodzenia czy wyrzutnie rakiet. Takie obiekty są specjalnie wzmacniane, więc aby je zniszczyć, wybuch musi nastąpić jak najbliżej. W praktyce, chcąc zniszczyć silos rosyjskiej rakiety międzykontynentalnej, amerykańska głowica W76 o mocy 100 kiloton (około sześciu bomb zrzuconych na Hiroszimę) musi wybuchnąć w promieniu mniej niż stu metrów i na wysokości maksymalnie 200 metrów. Wówczas zdemoluje podziemne konstrukcje.
Trafienie w tak mały obszar przy pomocy głowicy wystrzelonej na rakiecie spod wody, która przeleci nawet 10 tysięcy kilometrów z prędkością 20 tysięcy km/h, otrze się o kosmos i wejdzie w atmosferę podobnie jak statek kosmiczny, jest zadaniem dość karkołomnym. Dlatego odpowiedni detonator ma wielkie znaczenie. Według Kristensena, dzięki MC4700 głowice W76 mają kilka razy większą szansę na skuteczne zniszczenie standardowego rosyjskiego silosu.
Zwiększenie nerwowości Rosjan
Dotychczas taką precyzją mogły się pochwalić jedynie nowsze i silniejsze głowice termojądrowe W88, których zdołano jednak wyprodukować przed końcem zimnej wojny tylko 400. Dotychczas to one były wyznaczone do atakowania priorytetowych celów w Rosji. Teraz większość ich zadań mogą przejąć cztery razy liczniejsze W78, które nadawały się przedtem tylko do atakowania mniej ważnych obiektów, takich jak bazy wojskowe na powierzchni.
- Rosyjscy planiści niemal na pewno postrzegają ten nowy potencjał jako zwiększający prawdopodobieństwo wyprzedzającego amerykańskiego ataku jądrowego. To będzie wymagać podjęcia środków zapobiegawczych, które w dalszym stopniu podniosą i tak już niebezpiecznie wysoką gotowość bojowość rosyjskich Strategicznych Wojsk Rakietowych - twierdzi Kristensen.
Zwłaszcza że Rosjanie sami pozbawili się części gwarancji. Nie mają już kosmicznego systemu wczesnego ostrzegania, przez co o nadlatujących rakietach dowiedzą się tylko na 15 minut przed detonacjami ich głowic. Wcześniej było to pół godziny, co dawało dwa razy więcej czasu na reakcję i znacznie większą pewność siebie, która oznacza stabilizację.
Autor: mk//rzw/jb / Źródło: thebulletin.org, tvn24.pl
Źródło zdjęcia głównego: Sandia National Laboratories