"Są zdeterminowani, bo wierzą, że 'bronią porządku' przed wrogami państwa, boją się utraty dochodów i zemsty protestujących" - pisze niezależna rosyjska "Nowaja Gazieta", wybijając na okładce efekt rozmów z białoruskimi funkcjonariuszami: "Będziemy się bić do ostatniej pałki".
"Milicja, OMON, SOBR (siły specjalne) i wojska wewnętrzne są nastawione na to, by ostatecznie zdusić demonstracje. Mają swoje powody" – oceniła w poniedziałkowej publikacji niezależna "Nowaja Gazieta".
- Niestety, chłopaki z OMON-u i sił specjalnych rzeczywiście myślą, że uczestnicy mitingów to najemnicy, opłaceni przez Zachód – mówił rozmówca gazety Siarhiej N., który pracował w wojskach wewnętrznych przez 15 lat, zanim zwolnił się w 2010 roku. Jak zapewnił, utrzymuje kontakt z byłymi kolegami i funkcjonariuszami innych struktur siłowych.
- Nad ich poglądami pracują oddziały ideologii, które są w każdym oddziale. (Alaksandr) Łukaszenka utworzył je jeszcze w latach 90. Do tego dochodzi propaganda państwowa i hermetyczność środowiska. Oni obracają się głównie w swoim kręgu. Przede wszystkim boją się utraty pracy – wyjaśnił N. - Ogromny strach przed wypadnięciem z systemu popycha do tego, by wypełnić absolutnie każdy rozkaz – dodał.
W rozpędzaniu protestów na Białorusi uczestniczą funkcjonariusze kilku struktur siłowych. Najważniejsza z nich to siły specjalne milicji OMON. Oprócz tego angażowane są wojska wewnętrzne podlegające MSW, a także oddziały specjalne Komitetu Bezpieczeństwa Państwowego - Alfa. Ponadto przeciwko protestującym na ulice wychodzą m.in. oddziały antyterrorystyczne Ałmaz i mińskie siły SOBR-u.
Powołując się na swoich rozmówców, "Nowaja Gazieta" wylicza korzyści finansowe, które otrzymują funkcjonariusze – to pensja w wysokości 600-1000 dolarów (podczas gdy średnia w kraju to ok. 350 dolarów). Dodatkowo pracodawcy zapewniają im mieszkania służbowe. Mają także możliwość uzyskania ulgowych kredytów z wydłużonym okresem spłaty na mieszkania własnościowe.
Jauhen Asinski, który odszedł ze służby w milicji w sierpniu tego roku na znak protestu przeciwko przemocy i wezwał do tego samego swoich kolegów, powiedział rosyjskiemu dziennikowi, że większość z nich pozostała na swoich stanowiskach. - Bardzo trudno jest rzucić wszystko, kiedy masz rodzinę i kredyt na mieszkanie – stwierdził Asinski.
- Jestem pewien, że nawet ci, którzy rozpędzają mitingi, nie robią tego z głębokich przekonań politycznych – nie interesuje ich polityka, ale ich pozycja społeczna – ocenił. - Jest Łukaszenka, który 20. każdego miesiąca płaci pensję, bez żadnych problemów. Chociaż powinni rozumieć, że pensję płaci nie Łukaszenka, a społeczeństwo, które oni biją na placach – dodał.
Zebrania ideologiczne
31-letni Konstantin, funkcjonariusz OMON-u z Mińska, opowiedział "Nowej Gaziecie", że co tydzień w oddziałach odbywają się zebrania ideologiczne, na których mówi się o rzekomej "roli Polski i Litwy" w inspirowaniu protestów. - Ale ta polityka (ideologiczna) nie jest nam potrzebna. Teraz główną rolę pełni to, że nie czujemy się bezpiecznie – wyjaśnił.
Przypomniał, że funkcjonariusze, których nazwiska trafiły do tzw. Czarnej Księgi Białorusi, opublikowanej w internecie, czują się zagrożeni – na ich domach pojawiają się napisy "zabójca", "zdrajca", stają się celem krytyki w mediach i ataków w sieciach społecznościowych. Mówił, że od jednego z omonowców odeszła żona, a rodzinny dom dowódcy mińskiego OMON-u na wsi został podpalony. - Rozumiem, gniew ludu i tak dalej. Ale teraz wychodzi na to, że ten gniew jest skierowany przeciwko nam. My nie możemy nie odpowiadać – stwierdził. Jego zdaniem, jeśli, jak wzywa opozycja, funkcjonariusze "opuszczą tarcze", to i tak trafią do więzienia.
Brutalne rozpędzanie protestów
Białoruskie struktury siłowe brutalnie rozpędzają protesty, które trwają już 79. dzień od wyborów prezydenckich, uznanych przez wielu obywateli za sfałszowane. W czasie interwencji stosowane są środki specjalne, w tym granaty hukowe i gumowe kule, a także gaz łzawiący. Pomimo deklaracji władz, że "protest wygasa i się radykalizuje", zachowuje on zarówno swoją masowość, jak i pokojowy charakter.
Wiceminister spraw wewnętrznych Białorusi zagroził, że wobec protestujących może zostać użyta ostra amunicja. Według Mikałaja Karpiankoua z wydziału do walki ze zorganizowaną przestępczością "na ulicach zostali już tylko bandyci, rozochoceni alkoholem, narkotykami i pieniędzmi".
Niezależne Centrum Praw Człowieka Wiasna udokumentowało ponad 500 przypadków tortur wobec demonstrantów ze strony struktur siłowych, do których doszło w pierwszych dniach protestów po wyborach prezydenckich w sierpniu.
Źródło: PAP
Źródło zdjęcia głównego: TUT.by