Choć była to jedna z najgłośniejszych kradzieży, to "Krzyk" zniknął w ciszy. Gdy wynoszono go z muzeum, nie rozbiegła się w popłochu ochrona. Złodzieje zostawili karteczkę, którą zauważyła jedna z kobiet i zawiadomiła norweską gazetę. W tym czasie głośno było o czym innym - w Lillehammer ruszyły właśnie zimowe igrzyska olimpijskie. - To była jedna z najciekawszych spraw w mojej karierze - mówi dziś tvn24.pl Leif A. Lier, 84-letni były szef wydziału śledczego policji w Oslo i prywatny detektyw.
Druga połowa lat siedemdziesiątych. Do Galerii Narodowej w Norwegii wchodzi wycieczka szkolna. Wśród uczniów mały chłopiec, który z fascynacją patrzy na obraz Edvarda Muncha "Krzyk".
To najbardziej znane dzieło tego artysty. Powstało w czterech wersjach wykonanych w różnych technikach malarskich.
"Krzyk" to jeden z najpopularniejszych obrazów na świecie, obok takich obrazów, jak "Mona Lisa" Leonarda da Vinci czy "Słoneczniki" Vincenta van Gogha. Jest uważany za arcydzieło ekspresjonizmu.
Munch pierwszą z czterech wersji obrazu namalował w 1893 roku. Każda z wersji była namalowana inną techniką. Cała seria poświęcona była śmierci, strachowi i miłości, a malarz nazwał ją "Fryz życia".
Zdaniem krytyków, obraz przedstawia współczesnego człowieka przeszytego bólem egzystencjalnym.
"Szedłem ścieżką z dwojgiem przyjaciół - słońce miało się ku zachodowi - nagle niebo wypełniła krwista czerwień - zatrzymałem się, czując wyczerpanie i oparłem się na barierce - nad czarno-błękitnym fiordem było widać krew oraz języki ognia; - moi przyjaciele szli dalej, a ja stałem tam i trząsłem się z wrażenia - poczułem nieskończony krzyk przepływający przez naturę" - miał tłumaczyć Munch okoliczności i natchnienie do stworzenia dzieła.
Krajobraz w tle przedstawia fiord w pobliżu Oslo, widoczny ze wzgórza Ekeberg.
Chłopcu to, co zobaczył na obrazie, przypominało jego relację z ojczymem. W głowie zakiełkowała mu myśl: fajnie byłoby mieć ten obraz w domu.
CZYTAJ TEŻ: BEZCENNA PLAŻA, KTÓRA ZNIKNĘŁA Z DNIA NA DZIEŃ. JAK Z POZNAŃSKIEGO MUZEUM SKRADZIONO OBRAZ MONETA >>>
12 lutego 1994 roku
Cała Norwegia żyje inauguracją Zimowych Igrzysk Olimpijskich w Lillehammer. Zawody wracają do tego skandynawskiego kraju po 42 latach, gdy gospodarzem było Oslo. Ich ranga wzrosła - dotychczas impreza pozostawała w cieniu letnich igrzysk. Teraz miało się to zmienić, stąd przesunięto jej termin. Igrzyska w Lillehammer po raz pierwszy odbywają się między dwiema edycjami letnich igrzysk.
Ceremonię otwarcia przygotowano z rozmachem. Jej elementem była widowiskowa sztafeta z pochodnią olimpijską. Jedną z ostatnich osób, które przekazywały ogień, był skoczek narciarski Stein Gruber, który - na oczach widowni i 1737 sportowców z 67 państw - z pochodnią w ręku skoczył z dużej skoczni Lysgaardsbakken.
W Norwegii nie było ważniejszego tematu niż igrzyska. W tym kraju wszystkie zimowe sporty cieszą się olbrzymim zainteresowaniem. Nie zmieniło się to nawet wtedy, gdy okazało się, że w cieniu inauguracji w Lillehammer doszło do kradzieży największego dobra narodowego - obrazu "Krzyk" Edvarda Muncha.
Rabusie doskonale wiedzieli, kiedy zaplanować kradzież. Tego dnia wszystkie siły skoncentrowane były na Lillehammer. Dodatkowo obraz zmienił lokalizację i było łatwiej się do niego dostać. - Obraz został przeniesiony na niższe piętro kilka tygodni przed kradzieżą. Z okazji igrzysk olimpijskich na pierwszym piętrze przygotowano dużą wystawę dzieł Muncha - wyjaśnia tvn24.pl Alv Hågård Gustavsen z Narodowego Muzeum Sztuki, Architektury i Projektowania w Oslo.
Włamanie było zuchwałe. O godzinie 6.30 dwóch mężczyzn pojawiło się przy Galerii Narodowej w Oslo z 3,5-metrową metalową drabiną. Przystawili ją do okna na piętrze. Pierwsza próba nieudana - drabina się zsunęła, a wchodzący na nią mężczyzna spadł na dół. Druga próba już się powiodła. Mężczyzna wdrapał się na szczyt drabiny, po czym wybił szybę w oknie. 50 sekund później stała już tylko sama drabina. Mężczyźni odjechali zaparkowanym nieopodal mercedesem, razem z "Krzykiem" Edvarda Muncha. Zostawili kartkę z napisem "Dzięki za słabą ochronę" i narysowanym środkowym palcem.
Około godziny 7.10 do redakcji gazety "Dagbladet" zadzwoniła kobieta, informując, że taka kartka wisi w miejscu, gdzie powinien być najsłynniejszy obraz Muncha. Nie wiadomo, czy to ona pierwsza zauważyła kradzież. Pewne jest natomiast to, że strażnicy muzeum początkowo zignorowali alarm, uznając, że jest fałszywy.
Wartość skradzionego obrazu oszacowano na 400 milionów koron norweskich, czyli około 112 milionów złotych (wartość już po denominacji z 1995 roku).
Od razu ruszyło policyjne śledztwo, którym kierował Leif A. Lier. - Prowadziłem w swojej karierze setki spraw, ale ta była jedną z najciekawszych - mówi w rozmowie z tvn24.pl ten 84-letni dziś były szef wydziału śledczego policji w Oslo i prywatny detektyw.
Jak mówił po latach dziennikowi "The Athletic", Galeria Narodowa nie miała w zasadzie ochrony. - Mogłeś po prostu rozbić okno, żeby wejść i zabrać obraz.
#OnThisDay in 1994 Edvard Munch's 'The Scream' was stolen. Possibly by a mad collector? This clip from 'Newsnight' gives...
Posted by BBC Archive on Friday, February 12, 2016
- Według ówczesnych standardów i poziomu zagrożenia, bezpieczeństwo w muzeum uważano za zadowalające. Obecnie byłoby uznane za całkowicie niedopuszczalne - przyznaje tvn24.pl Alv Hågård Gustavsen z Narodowego Muzeum Sztuki, Architektury i Projektowania w Oslo.
W 1976 roku zainstalowano alarm antywłamaniowy na wszystkich oknach piwnicznych, ale nie powstrzymało to kradzieży, do której doszło kilka lat później. - Nocą między 10 a 11 października 1982 roku z Galerii Narodowej skradziono osiem z jej najcenniejszych obrazów: "Portret brata artysty" i "Krajobraz z jeźdźcem" Rembrandta, "Scenę nocną z inkwizycji" Francisco Goyi, "Portret Mette Gauguin" i "Kosz kwiatów" Paula Gauguina, "Gitarę i szkło" i "Gitarę" Pablo Picassa oraz "Autoportret" Vincenta van Gogha. Wszystkie obrazy zostały później odnalezione. W kolejnych latach muzeum przeprowadziło szerokie prace związane z zabezpieczeniem. Mimo to 20 sierpnia 1983 roku, w środku godzin otwarcia muzeum, został skradziony "Portret studium" Edvarda Muncha z 1887 roku. Obrazu nadal nie odzyskano - mówi Gustavsen.
W połowie lat 90. był już monitoring. - Mieli kilka kamer monitorujących, ale był rok 1994 i obrazy (z kamer - red.) były naprawdę niewyraźne - opowiadał Lier dziennikowi "The Athletic".
Kamera uchwyciła sylwetkę jednego ze złodziei "Krzyku". - Na nagraniach nie byliśmy w stanie rozpoznać, kto dokonał kradzieży - przyznawał Lier w dokumencie "Kiedy Norwegia stanęła w miejscu" dla telewizji TV2.
Po przejrzeniu nagrań monitoringu wstecz okazało się, że pięć dni przed kradzieżą galerię odwiedził "stary znajomy" policjantów. - Każdy go dobrze znał - nie krył norweski śledczy.
17 września 1986 roku
Jest 87. minuta pierwszego meczu pierwszej rundy Pucharu UEFA między belgijskim Beveren a Vålarengą Oslo. Piłkarze z Oslo prowadzą 1:0. Trener gości Dag Vestlund dokonuje zaskakującej zmiany i wprowadza na boisko 19-letniego Påla Engera, dla którego to pierwszy występ w europejskich pucharach.
Młody Norweg był utalentowanym piłkarzem. Rok wcześniej miał przebywać przez dwa tygodnie na testach w Leicester City. Transfer do Anglii miał mu uniemożliwić brak wizy pracowniczej. Mimo to piłka nigdy nie była u niego na pierwszym miejscu.
Enger wychował się w dzielnicy Tveita w Oslo, o szemranej reputacji, w której szerzyły się przemoc, przestępczość i narkotyki. Jako dziecko, które uciekało z domu przed ojczymem, szybko wsiąknął w to środowisko i już jako 8-, 9-latek popełnił pierwsze wykroczenie. Wszedł w skład kryminalnej grupy Tveitagjengen, która działała w latach 80. i 90. i liczyła około 50 osób. Zaczynał wraz z kolegą od kradzieży czekoladek ze sklepu. Następnie ukrywali się w sklepach z zegarkami, by już po zamknięciu wychodzić z nimi. Potem były napady na jubilerów, wysadzanie sejfów, bankomatów oraz przemyty "wszystkiego z wyjątkiem narkotyków". Pierwszy raz za kratkami wylądował już w wieku 16 lat.
Knut Arild Løberg przez dwa lata dzielił z nim szatnię. - W pierwszym sezonie był juniorem, którego dołączono do zespołu. W drugim był już pełnoprawnym piłkarzem pierwszej drużyny. Grał w ataku. Był szybki i techniczny. Siedzieliśmy obok siebie w szatni i wiąże się z tym wiele anegdot - opowiada tvn24.pl.
Dla kolegów Engera z Vålarengi największym idolem był Diego Maradona. On, owszem, lubił Argentyńczyka, ale najbardziej zainspirował go film "Ojciec chrzestny" i rodzina Corleone. Fascynacja była na tyle wielka, że w wieku 15 lat poleciał z przyjacielem "po fachu" do Nowego Jorku, by zobaczyć, miejsca, w których występowali Marlon Brando i Al Pacino.
Już wtedy inni piłkarze zastanawiali się, skąd ma na to pieniądze. W szatni Enger nigdy nie krył się z tym, że forsy ma jak lodu. Po treningu potrafił wyrzucać przepocony dres i kupować sobie nowy.
- Kiedyś na trening przyjechał ogromnym bmw i zaparkował przede mną. A nie miał wtedy jeszcze prawa jazdy. Nie miał też dowodu rejestracyjnego tego auta. Powiedziałem mu: "Zabieram kluczyki, a po treningu odwieziemy samochód z powrotem". Pål powiedział tylko "okej" - wspomina tvn24.pl Knut Arild Løberg.
Potem Enger jako pierwszy ze swojego rocznika zaczął przyjeżdżać autem. I to nie byle jakim. Dziennikarzom "Dagbladet" opowiadał:
W Oslo było tylko jedno porsche: moje. W niedzielę ludzie z zachodniego krańca (bogatej części Oslo - red.) przyjeżdżali do Tveita popatrzeć, jak je myję.
Na swoim samochodzie kazał umieścić pierwszą literę swojego imienia i nazwisko. "Penger" to po norwesku pieniądze.
To były czasy, kiedy piłka nożna w Norwegii była półamatorska - piłkarze, by się utrzymać, musieli dodatkowo pracować. - Grając w Vålerendze, pracowałem jednoczesnie jako policjant. Byłem w wydziale śledczym, więc wiedziałem w tamtym czasie wszystko o wystepkach Påla - mówi tvn24.pl Knut Arild Løberg.
Engerowi w niczym to nie przeszkadzało. Zresztą lubił tak igrać z ogniem - już jako młody zawodnik stał się właścicielem dwóch sal bilardowych, w których chętnie grywali policjanci. Na tyłach tych sal działały nielegalne kasyna, o których funkcjonariusze oczywiście nie wiedzieli.
Ale to nie było też tak, że koledzy nie domyślali się, co Enger robi po treningach. To do niego zwracali się, gdy w aucie zatrzasnęli kluczyki. - Krzyczeliśmy do Påla: "czy możesz wejść do tego samochodu?". Następnie zakładaliśmy się, ile sekund zajmie mu otwarcie drzwi. Nie mijało wiele czasu, gdy samochód był otwarty - opowiadał dziennikarzowi "The Athletic" Vidar Davidsen, były gracz Vålarengi i reprezentacji Norwegii.
Enger miał usłyszeć w szatni: nie interesuje nas, co robisz po treningach. Tu wszyscy jesteśmy jednością. Jeśli kiedykolwiek zniknie coś w szatni, to z niej wylatujesz. Nie wyleciał. A gdy kiedyś z klubowego biura zniknął komputer, Enger postarał się, by wrócił kolejnego dnia.
Nie przeszkodziło mu to jednak w tym, by po jednym z zagranicznych obozów przygotowawczych przeszmuglować przez granicę alkohol zapakowany w torbę hokejową trenera.
- W wieku dwudziestu lat popełniłem tyle przestępstw, że miałem wszystko - samochody, łodzie, pieniądze i najpiękniejsze kobiety w Oslo. Ale chciałem więcej - opowiadał dziennikarzom "The Sun".
O obrazie śnił po nocach
To on był tym dzieckiem, które z fascynacją patrzyło na "Krzyk" podczas szkolnej wycieczki. Jak przyznawał po latach, twórczość Muncha zrobiła na nim takie wrażenie, że jego obrazy potrafiły mu się śnić po nocach.
22 lutego 1988 roku Enger postanawia zrealizować marzenie z dzieciństwa i ukraść "Krzyk". Z kolegą przez okno włamują się do muzeum i zabierają obraz. Ale nie ten, co zamierzali. Ich łupem pada "Wampir" tego samego malarza. Po latach Enger przyznaje - pomylił okna i wylądował w innej sali, więc żeby nie wracać z pustymi rękami, zabrał inny obraz Muncha. Miejscowej policji nie udaje się ustalić, kto dokonał kradzieży.
Kilka miesięcy później policjanci znajdują dowody na to, że piłkarz Vålarengi jest jednym z odpowiedzialnych za napad na jubilera Tostrupa przy ulicy Karla Johansa, jednej z głównych w Oslo. Skradziono przedmioty o wartości 4,8 miliona koron norweskich. Funkcjonariusze wpadają do domu Engera i - poza diamentami, biżuterią i pieniędzmi - na ścianie znajdują "Wampira". Piłkarz potem przyznaje, że obraz przez pewien czas ukrywał pod sufitem sali bilardowej, w której grywali policjanci. - Nie wiedzieli, że wisi zaledwie metr od nich - powtarzał w wywiadach.
Enger trafił na cztery lata do więzienia. Do piłki już nie wrócił. Ale do "Krzyku" owszem. To właśnie jego na pięć dni przed włamaniem wypatrzono na nagraniu jednej z kamer.
Zabawa w kotka i myszkę
"Nie ukradłem 'Krzyku'" - głosi tytuł artykułu na szóstej stronie gazety "Dagbladet" z 19 lutego 1994 roku. Opatrzono go zdjęciem Påla Engera w Galerii Narodowej na tle ściany, na której wisi reprodukcja "Krzyku" z tabliczką "skradziony".
Enger skarży się dziennikarzom, że w ostatnich dniach kilkakrotnie był zatrzymywany i przeszukiwany przez policję, która sprawdzała mu samochód. - Policja sprawdzała wszystko wokół mnie. Przyjaciół, znajomych i inne osoby, które mogą posiadać wiedzę i informacje o mojej osobie - narzekał dziennikarzowi "Dagbladet" i zarzekał się, że ma alibi. - To prawda, byłem kilka dni przed kradzieżą w Galerii Narodowej, ale to nie ja ukradłem "Krzyk" - podkreślał.
Norweskiej policji to nie przekonuje. Oliwy do ognia dolała wykupiona przez Påla notatka w rubryce "urodzili się" w "Dagbladet" z 13 kwietnia informująca o narodzinach jego syna:
12 kwietnia, Szpital Ullevål. Oscar Christoffer przyszedł z Krzykiem! Mia i Pål Engerowie
- To była część gry Påla Engera. On w trakcie trwania śledztwa robił wiele dziwnych żartów - mówi dziś tvn24.pl Leif A. Lier.
W międzyczasie do norweskiej policji zgłosił się prawnik, z którym skontaktował się anonimowo Enger, by ten złożył propozycję odkupienia obrazu przez rząd za 8 mln koron norweskich. Propozycję odrzucono, ale dla policji był to sygnał, że "Krzyk" jest dalej w kraju. Tyle że sprawcy pozostają nieuchwytni. - Najważniejsze było odnalezienie "Krzyku" i zwrócenie go do muzeum w Oslo - podkreśla Lier.
W tym czasie był w Anglii w związku z inną sprawą. - Norweska ambasada w Londynie zasugerowała mi, żebym skontaktował się ze Scotland Yardem, bo działa w ich strukturach oddział specjalizujący się w kradzieżach dzieł sztuki. Tak zrobiłem, spotkałem się z ich szefem, Johnem Butlerem - mówi Lier.
Razem przygotowali plan działania i umówili się na kolejne spotkanie w Kopenhadze. - Chcieliśmy spotkać się na neutralnym terenie, bo mój wizerunek był zbyt rozpoznawalny w Norwegii - wyjaśnia w rozmowie z tvn24.pl.
Butler zaproponował, że może zaoferować do pomocy w odzyskaniu obrazu swoich tajnych agentów. Do Oslo wysłany został doświadczony agent Charlie Hill, zajmujący się kradzieżami dzieł sztuki.
- Sherlock Holmes przyjechał do Norwegii, co było dość zabawne - skwitował to po latach Enger.
Dwóm tajnym agentom Scotland Yardu w maju udało się nawiązać kontakt ze sprawcami kradzieży. Hill przedstawił się jako Chris Roberts, działający w imieniu muzeum J. Paula Getty'ego w Los Angeles. Udawali, że są zainteresowani odkupieniem obrazu.
- Działaliśmy według ustalonego planu ze mną jako szefem akcji. Z Butlerem konsultowaliśmy się w tej sprawie często telefonicznie. Mieliśmy różne pomysły, ale zdecydowaliśmy się na tę metodę - tłumaczy Lier.
Agenci zażądali dowodu, że złodzieje mówią prawdę i rzeczywiście mają "Krzyk". Na efekty nie musieli długo czekać. Kolejnego dnia w gazecie "Dagbladet" ukazała się informacja o odnalezieniu ram obrazu. Złodzieje sami je podrzucili, po czym poinformowali "kontrahentów", że "dowody pojawiły się w Dagbladet".
Galeria Narodowa szybko potwierdziła autentyczność ramy. Złodzieje zażądali 3 milionów koron norweskich za "Krzyk". Na propozycję przystano. W tym czasie Enger sam obraz ukrył w rozkładanym stole w domu rodzinnym. Niczego nieświadoma matka złodzieja popijała przy nim herbatę.
Kupcy dzieł sztuki mieli spotkać się z pośrednikiem złodziei w hotelu Plaza w Oslo. Kiedy dwaj brytyjscy agenci, udający potencjalnych nabywców, zameldowali się na miejscu z pieniędzmi, okazało się, że w hotelu tego dnia odbywa się coroczna konferencja wydziału do walki z narkotykami i wszędzie jest pełno policji. Ale pośrednika złodziei to nie odstraszyło. Potwierdził, że "kasa czeka".
Agentom z kolei pokazano "Krzyk". Ustalono, że do transakcji dojdzie 20 maja w Grand Hotelu. Na dwójkę złodziei zamiast "kontrahentów" czekała jednak policja. Wkrótce zatrzymani zostali dwaj pozostali sprawcy kradzieży.
20 maja obraz został odzyskany, był schowany w piwnicy domu w miejscowości Åsgårdstrand, w której całe życie spędził Edvard Munch.
Po kradzieży "Krzyku" w Galerii Narodowej poprawiono zabezpieczenia. - Część okien została wymieniona, inne wzmocniono. Wprowadzone zostało również rozszerzone indywidualne zabezpieczenie dzieł i poprawiony monitoring zewnętrzny - zdradza tvn24.pl Alv Hågård Gustavsen z Narodowego Muzeum Sztuki, Architektury i Projektowania w Oslo.
Było ich czterech, ale siedział tylko Enger
W trakcie procesu sądowego Leif A. Lier przeszedł na emeryturę. Sąd pierwszej instancji skazał całą czwórkę, ale ostatecznie za kradzież prawomocnie skazany został tylko Pål Enger. - W norweskim prawie istnieje zasada kontradyktoryjności. Sąd drugiej instancji uznał, że my ją naruszyliśmy - mówi Lier. Wszystko przez to, że brytyjscy agenci działali pod fałszywymi nazwiskami i posługiwali się fałszywymi paszportami. - Te paszporty były zalegalizowane przez brytyjską stronę, bo musieli działać "pod przykrywką". Tylko że na taką formę działania nie mieliśmy zgody ze strony norweskiej. Nie mieliśmy tu jednak innego wyjścia - gdyby brytyjscy agenci działali pod prawdziwymi nazwiskami, ich życie byłoby zagrożone - tłumaczy Lier.
Enger został skazany na 6 lat i 3 miesiące więzienia. Detektyw Lier wspomina:
Wielokrotnie z nim rozmawiałem i zawsze powtarzał, że to wszystko zaplanował.
W 1999 roku Enger zdołał uciec podczas wycieczki więźniów. Zatrzymano go po 12 dniach, gdy w blond peruce i ciemnych okularach próbował kupić bilet kolejowy do Kopenhagi.
Rok później wyszedł z więzienia, do którego wielokrotnie potem wracał.
Do dzisiaj żyją tylko dwaj ze złodziei "Krzyku", w tym Enger. Trzeci ze sprawców - jeszcze przed wyrokiem sądu drugiej instancji - zginął w strzelaninie, czwarty przedawkował narkotyki.
22 sierpnia 2004 roku
Tego dnia doszło do kradzieży innej wersji "Krzyku". W biały dzień zamaskowani i uzbrojeni złodzieje na oczach tłumu zwiedzających sterroryzowali ochronę, funkcjonariuszom kazali położyć się na podłogę, zbili szyby chroniące obrazy i ukradli "Krzyk" oraz "Madonnę" (portret Dagny Juel, żony polskiego pisarza Stanisława Przybyszewskiego) Muncha. Po czym, grożąc wszystkim bronią, wybiegli z muzeum w Oslo i skierowali się do zaparkowanego w pobliżu czarnego kombi.
Za odnalezienie dzieł władze miejskie, będące właścicielem muzeum, oferowały dwa miliony koron nagrody. Oczywiście w kręgu podejrzanych znalazł się wtedy Enger. Tym razem to jednak nie była jego sprawka.
Obrazy odzyskano po dwóch latach, 31 sierpnia 2006 roku. Za ich kradzież Sąd Apelacyjny w Oslo skazał trzech sprawców na kary od 5,5 do 9,5 roku więzienia.
CZYTAJ TAKŻE: "IDĘ DO LUWRU, PRZYNIEŚĆ WAM COŚ?". MONA LISY SZUKALI DWA LATA. ZŁODZIEJ WPADŁ, BO NAPISAŁ LIST >>>
Złodziej celebryta
Enger ma na swoim koncie kilkanaście wyroków skazujących, głównie za kradzieże i naruszenie przepisów ustawy o ruchu drogowym.
Warunki, w jakich Enger odbywał kary, są zgoła odmienne od tych, które panują w polskich więzieniach. Jak wyglądają norweskie zakłady karne, można było dowiedzieć się za sprawą skarżącego się na "nieludzkie warunki" Andresa Breivika. Norweski terrorysta, skazany na 21 lat więzienia za zabicie w 2011 roku 77 osób, ma dziś do dyspozycji dla siebie sypialnię, salę telewizyjną, kuchnię oraz siłownię, a także opiekuje się trzema papugami falistymi.
- W norweskim systemie prawnym zakłada się, że jeśli popełniłeś przestępstwo i zostałeś skazany na odbywanie kary, to po jej odbyciu ma być ci łatwiej wrócić do społeczeństwa - wyjaśnia tvn24.pl Lier.
Enger w ramach resocjalizacji, około 2007 roku, zaczął malować obrazy. Wszystkie podpisuje jako P.Enger.
- Zacząłem od koni, samochodów i łodzi - opowiadał gazecie "Dagbladet" w 2008 roku. Wychodziło - jak to stwierdził - dziecinnie. Potem zaczął malować abstrakcje. Swoje obrazy pokazywał współwięźniom. - Na początku było dużo śmiechu, ale z biegiem czasu byli pod wielkim wrażeniem - opowiadał.
W norweskim więzieniu odwiedzały go ekipy telewizyjne z Wielkiej Brytanii i Włoch, by opowiedzieć o odkrytym talencie malarskim złodzieja dzieł sztuki. W rozmowach Enger podkreślał, że inspiracją są dla niego obrazy Muncha.
Odwiedził go też krytyk sztuki, by ocenić jego obrazy. Enger na łamach "Dagbladet" wspominał, że był tą wizytą tak zdenerwowany, że musiał walnąć sobie w więziennej kuchni whisky.
- Był zawsze zainteresowany sztuką. Myślę, że to wspaniale, że miał szansę na wyjście na prostą - mówi Lier.
Na swojej pierwszej wystawie we Frogner w Oslo sprzedał niemal wszystkie obrazy.
W 2008 roku został skazany na rok i 10 miesięcy więzienia za kradzież kołder z przyczepy kempingowej, tytoniu ze sklepu, benzyny ze stacji i skarpetek oraz za przestępstwa i wykroczenia drogowe. Jak wtedy tłumaczył, jeździ autem, bo to służy mu za dom, a kradnie, bo gdy tylko otrzymuje jakieś pieniądze na konto, natychmiast są mu zajmowane na poczet długów. Pięć lat później jego długi przekroczyły 30 mln koron norweskich. Składały się na niego grzywny, zadośćuczynienia i koszty sądowe.
- Co jakiś czas w skrzynce pocztowej pojawia się przekaz: "Proszę zapłacić 18 milionów w ciągu dziesięciu dni". Oczywiście, że wycieram tym tyłek. Co innego mogę zrobić? Nie mam takich pieniędzy - mówił NRK.no Enger.
Enger co pewien czas pojawia się w norweskich mediach i to nie tylko za sprawą kolejnych przestępstw. Nazywany jest przez norweską prasę złodziejem celebrytą.
W 2015 roku kanał NRK zaprosił do studia Engera, uczestnika jednego z największych napadów Bjørna Hoena oraz dwóch policjantów - Leifa A. Liera i Ivara Fashinga. Niczym starzy kumple przy piwie rozmawiali o tym, jak przestępcy chcieli uciec wymiarowi sprawiedliwości i jak policja starała się ich złapać.
- Było dużo zabawy. Najpierw P4 (wydział norweskiej policji - red.), potem na scenę wkroczył Scotland Yard - wspominał kradzież "Krzyku" Enger, na co zaśmiał się Lier. Ten z kolei wspominał, co starali się zrobić, zanim otrzymali wsparcie z Wielkiej Brytanii.
- Najpierw skontaktowaliśmy się z półświatkiem i przekazaliśmy, że handlarz dziełami sztuki z Holandii jest skłonny zapłacić za obraz, ale nie przyniosło to rezultatów - wspominał Lier.
- To było zbyt cienkie - odpowiedział mu Enger.
Po czym w dalszej części zarzucił policji nieuczciwe metody. - Żeby mnie zatrzymać, użyliście wielu podstępów i oszustw - stwierdził Enger.
- To nie była czysta gra - odpowiedział mu śledczy.
Prowadzący program nie wytrzymał:
Mówicie o tym jak o grze w szachy!
Kilka miesięcy po tej dyskusji Enger ukradł obrazy z galerii w Oslo. Wpadł, bo zgubił portfel, z którego zdjęto odciski jego palców. Został skazany na 2 lata więzienia.
W 2019 roku policja została wezwana na lotnisko w Oslo do awanturującej się pijanej osoby, która zachowuje się bardzo głośno w samolocie do Malagi. Samolot wystartował, ale musiał zawrócić po starcie i wylądować. Okazało się, że to był Enger.
W Norwegii każdy obywatel ma dostęp do książki telefonicznej i adresowej. Enger i tu się bawił. Przez pewien czas pod jego imieniem i nazwiskiem znajdował się numer do więzienia w Oslo. Potem udało mu się zarejestrować swój numer telefonu pod adresem Pałacu Królewskiego. Aktualnie nie ma do niego żadnego numeru.
22 października 2021 roku otwarto nową siedzibę Muzeum Muncha, w którym można podziwiać prawie 28 tysięcy prac malarza.
W zeszłym roku powstał film dokumentalny opowiadający historię człowieka, który ukradł "Krzyk". Enger uważa, że obraz Muncha właśnie jemu zawdzięcza swoją popularność.
- Nie da się ukryć, że taka sytuacja budzi zainteresowanie obrazem, staje się też częścią jego historii - przyznaje tvn24.pl Alv Hågård Gustavsen z Narodowego Muzeum Sztuki, Architektury i Projektowania w Oslo.
Autorka/Autor: Filip Czekała, Katarzyna Sørensen
Źródło: tvn24.pl
Źródło zdjęcia głównego: Muzeum Muncha