W Hongkongu z powodu nacisków politycznych zamknięto jedyne na terytorium Chin muzeum poświęcone krwawej pacyfikacji prodemokratycznych protestów na placu Tiananmen w Pekinie. Kierownictwo zapewnia, że za rok muzeum będzie znów działać.
Sojusz na rzecz wspierania chińskich patriotycznych ruchów demokratycznych w Hongkongu, czyli organizacja, która prowadzi Muzeum 4 czerwca, postanowił je zamknąć po "motywowanej politycznie" batalii prawnej - powiedział jego szef Albert Ho Chun-yan. Ho i jego wspólnicy nie byli w stanie pokryć kosztów postępowań sądowych wszczętych przez grupę właścicieli budynku, w którym funkcjonowało muzeum.
Muzeum nielegalne, goście nękani
Jednak Ho liczy na to, że w ciągu roku muzeum zostanie ponownie otwarte, ale już w innym miejscu. Od kwietnia trwa akcja zbierania środków na ten cel.
Właściciele budynku twierdzą, że muzeum działało nielegalnie, gdyż urządzono je w wynajmowanych pomieszczeniach, które były przeznaczane tylko do celów handlowych.
W ostatnich miesiącach kierownictwo muzeum wskazywało, że goście, zwłaszcza Chińczycy, byli często nękani przez ochroniarzy budynku.
Walka o autonomię
Muzeum, które działało od kwietnia 2014 r., zajmowało powierzchnię zaledwie 80 metrów kwadratów i mieściło się w popularnej, handlowej dzielnicy Tsim Tsa Tsui.
Hongkong od 1997 r. jest specjalnym regionem administracyjnym ChRL. W myśl ukutej przez ówczesnego przywódcę Chin Deng Xiaopinga zasady "jeden kraj, dwa systemy", Hongkong cieszy się szerokim zakresem autonomii, a jego mieszkańcy korzystają ze swobód niedostępnych dla ich rodaków z innych części ChRL, w tym wolności słowa i prasy.
Jednak wydaje się, że ostatnio władze w Pekinie coraz bardziej ingerują w sprawy Hongkongu.
Krwawo stłumione protesty
W nocy z 3 na 4 czerwca 1989 r. na placu Tiananmen w Pekinie chińskie władze krwawo stłumiły trwające od połowy kwietnia prodemokratyczne protesty. Trwający siedem godzin atak z użyciem czołgów i wozów pancernych zakończył się o świcie. Liczba ofiar dotąd pozostaje nieznana.
W końcu czerwca 1989 r. ówczesny mer Pekinu przyznał, że zginęło 200 demonstrantów, w tym 36 studentów. Nieoficjalne szacunki mówią o 2 tysiącach zabitych; aresztowano do 3 tysięcy ludzi.
Władze w Pekinie zakazują publicznych obchodów rocznicy masakry na Tiananmen i nie zezwalają na otwartą debatę o tamtych wydarzeniach. Od lat ignorują też apele o pociągnięcie do odpowiedzialności autorów brutalnej pacyfikacji. Pekin od dawna odrzuca krytykę dotyczącą sytuacji w dziedzinie praw człowieka w ChRL, podkreślając, że miliony Chińczyków zostały wyciągnięte z nędzy.
Autor: mm\mtom / Źródło: PAP